„Co jest bardziej zaskakującego od losu? – zamyśliła się. – I szklaków czasu, które on przędzie? Każdy z nich tworzy nową rzeczywistość, plecie nowe ścieżki, a one kolejne i kolejne. Wiodą nas w nieskończoność albo w studnię bez dna. Otwierają oczy i lgniemy do światła albo oślepiają i brniemy po omacku. Na przekór wszystkim.”
Ostatnimi czasy miałam okazję sięgać po liczne historie miłosne. Co więcej, pochłonęłam już w swoim życiu niejeden mniej, czy też i bardziej udany literacki debiut. Zaczęła więc u mnie wzrastać ochota na odrobinę odmienności. Cóż więc magicznego przyciągnęło mnie do książki „Szept wody”, która mało tego, że opowiada o uczuciu, to jeszcze jest pierwszą powieścią Jacka Łopuszyńskiego? No właśnie… Czy Wy to widzicie? W progi romantycznej historii wprowadza nas mężczyzna i właśnie to zaintrygowało mnie najbardziej. Czy odnalazłam tutaj tę dozę wyjątkowości, której się spodziewałam? Zapraszam do zapoznania się z recenzją tej książki.
Zraniona przez życie Weronika samotnie wychowuje czteroletnią córkę. Tracąc zaufanie do mężczyzn całkiem dobrze radzi sobie sama, a los na pewno nie zamierza jej oszczędzać. Za namową przyjaciółki, w letnie wakacje udaje się nad morze by podjąć dorywczą pracę w hotelowej recepcji. A ten wyjazd wnosi w jej codzienność o wiele więcej, aniżeli mogła się spodziewać.
Powracający do Polski Michael, marząc o zapomnieniu trudnej przeszłości, zatrzymuje się w hotelu w Ustce. Przekraczając jego progi, u boku niezawodnego przyjaciela – psa Rolfa, zostaje obsłużony przez recepcjonistkę, obok której nie potrafi przejść obojętnie. Krótka, uprzejma rozmowa, z czasem prowadzi do czegoś więcej. Bo strzała Amora często trafia niespodziewanie i chociaż wielu próbuje się przed nią uchronić, nie zawsze jest to możliwe.
Ona – zaangażowana w swoją pracę, życzliwa nauczycielka, nie ma zamiaru kolejny raz zaufać mężczyźnie. Jeden już ją zostawił i to w takim momencie, kiedy najbardziej go potrzebowała. Osamotniona zmaga się nie tylko z finansami, ale także z wychowaniem czteroletniej Karolinki, a dla swojego dziecka jest w stanie zrobić wszystko.
On – trudniący się w rodzinnej firmie architekt, opuszcza Niemcy i wraca do Polski, by poskładać własne życie na nowo. W walce z demonami minionych czasów pomaga mu pies, który jest dla niego nie tylko zwierzakiem, ale prawdziwym przyjacielem. Pomocny, życzliwy, taktowny, z poczuciem humoru, a jednak skrywa pewne tajemnice, których niewyraźny cień ciągle za sobą ciągnie. Co wydarzyło się w jego życiu i czy Weronika kiedyś to odkryje?
Przypadek, a jednak nie tylko zwykły fart sprawia, że Weronika i Michael stają na jednej drodze. Wydaje się bowiem, że ich spotkanie było zapisane w gwiazdach, by w końcu oboje, niosąc bagaż trudnych wspomnień, mogli zacząć normalnie żyć. Jacek Łopuszyński stawia na stawia na miłość romantyczną, jednak dotyczącą ludzi, którzy z pewnych względów boją się postawić krok w przód. Bo chociaż przez moment może wydawać się, że ich historia biegnie oklepanym torem i rozgrywana jest zbyt szybko, będą musieli pokonać wiele przeszkód, które zaskoczą, przepełnią bólem, podarują nadzieję i udowodnią, że człowiek musi być przygotowany na wszystko, bo nigdy nie wiadomo, cóż takiego go spotka.
Oprócz miłości, Weroniki i Michaela, powieść posiada także spore zaplecze drugoplanowych bohaterów. Jest mała Karolinka, żywiołowa i potrafiąca zjednać sobie każdego, jest przyjaciółka głównej bohaterki – Ewelina, dzięki której zyskała ona pracę w Ustce. Ogromny niesmak, do czasu, wzbudza Paul, brata Michaela, którego na wstępie ma się ochotę zasztyletować. Pojawia się też sympatyczny pies obrazujący to, jak wiele pozytywnych wrażeń może wnieść w życie opiekuna ukochany pupil. Niestety jedną z istotniejszych ról odgrywa tutaj białaczka szpikowa, która w całą treść wnosi nutę poczucia niesprawiedliwości i smutku. No cóż… Widać, że autor zadbał o rozbudowaną akcję i o grę na emocjach czytelnika, a towarzystwa takowych naprawdę nie brakuje.
„Szept wody” to książka o nadziei i miłości, na którą zasługuje każdy. O ryzykownym opuszczaniu bezpiecznej skorupy i podjętym ryzyku, które może się opłacić. To historia walki – o szczęście i lepszą przyszłość, czyli o coś, do czego pragnie dążyć każdy z nas. W końcu to powieść o życiu, o jego radośniejszych i gorszych odsłonach, bo przecież tak naprawdę nic nie jest wyłącznie czarne bądź wyłącznie białe. Każdy z nas tkwi pośród szarości, ale od nas zależy, jaki będzie jej odcień.
Jacek Łopuszyński wzrusza, ale też potrafi wywołać na twarzy czytelnika uśmiech. Posługuje się kwiecistym lecz zrozumiałym i przystępnym językiem, a jego styl niejednokrotnie przypomina poezję (nie tylko w przenośni). Wykreowaną historią potrafi pociągnąć za sobą, jednak nie obyło się bez kilku drobnych wad, o których chciałabym wspomnieć. Mam drobne zastrzeżenia co do bardzo rozbudowanych wątków pobocznych, które czasami zbyt mocno stawiały w cieniu główny temat. Uczepię się także postaci Weroniki, której wypowiedzi wydawały mi się momentami nieco przerysowane i odrobinę sztuczne. Niemniej jednak całą jej kreację oceniam pozytywnie, a już na pewno przekonał mnie tajemniczy Michael, w którego przeszłość chciałam zagłębić się już od samego początku.
Czy doświadczając bólu i znając smak jednej z najbardziej gorzkich przypraw życia, człowiek do końca musi być skazany na przegraną? Jeżeli chcecie przeczytać o trudnej wspinaczce wzwyż, której uczestnicy niosący ciężki bagaż wspomnień, z niepewnością wykonują każdy kolejny krok, sięgnijcie po debiut „Szept wody”. Dowiecie się jak potoczyły się losy Weroniki i Michaela i przekonacie się o tym, jak o miłości pisze mężczyzna.
moja ocena: 4+/6
wydawnictwo: Novae Res
rok wydania: 2016
ilość stron: 398
gatunek: literatura kobieca
Źródło: http://ktoczytaksiazki-zyjepodwojnie.blogspot.com/2016/04/szept-wody-jacek-opuszynski.html#more