2 lutego będzie miała premierę najnowsza książka Agnieszki Lingas-Łoniewskiej „Boys from hell”.
Portal dlalejdis.pl rozmawia z autorką o kulisach powstawania powieści.
Jest Pani autorką niejednej książki – czy ma Pani w swoim dorobku tytuły, które są dla Pani bardziej wyjątkowe, ważniejsze od pozostałych? Jeśli tak, to jakie one są i dlaczego?
Każda książka jest dla mnie ważna, gdyż zabrała mi jakiś kawałek życia i przez pewien okres była jedyną myślą po przebudzeniu i jedynym wspomnieniem, przy zasypianiu. Ale oczywiście są powieści, które ze względu na swój charakter i tematykę były dla mnie trudniejsze, poświęciłam im więcej czasu, mocno pracowałam podczas researchu i jakoś dotkliwiej zapisały się w moim umyśle. To na pewno saga o braciach Borowskich, „Zakręty losu”, dramaty „Piętno Midasa”, „Skazani na ból”, „Brudny świat”. Zawsze mówię, że taka najważniejsza książka to ta, nad którą w danym momencie pracuję, bo wówczas oddaję tej historii niemal 100% siebie samej.
Skąd czerpie Pani pomysły na historie opisywane w kolejnych powieściach?
Z otoczenia, ze świata, z historii ludzkich. Szukam inspiracji w muzyce, filmach, opowiadaniach. No i mam coś, co jest niezwykle przydatne w przypadku bycia pisarką, mianowicie nieograniczoną wyobraźnię, z której robię użytek.
Czy pamięta Pani moment, w którym powstała koncepcja Pani najnowszej książki „Boys from hell”?
To było chyba w 2009 roku, kiedy zaczęłam oglądać serial o gangu motocyklowym, zatytułowany „Sons of Anarchy” i wówczas w mojej głowie ułożyła się pełna romantyzmu, ale i dramatyzmu, historia miłości Jacksona-Jaxa i Anny.
Kim są bohaterowie „Boys from hell”?
To przedstawiciele dwóch światów, można by powiedzieć. Chłopak, a właściwie młody mężczyzna, doświadczony już przez życie, wspierający siostrę i jej córeczkę, prowadzący bar, szef motocyklowego gangu, pasjonat gwiazd, nieco porywczy, ale i poukładany. Dziewczyna, córka burmistrza o wielkich politycznych ambicjach, kształcąca się w najlepszych szkołach z internatem, niemająca wsparcia w rodzicach, a przez to uodporniona na przeciwności losu. Zestawienie takich dwóch odległych osobowości daje pełen wachlarz różnorakich zawirowań fabuły i emocjonalnych wątków, które niejednokrotnie wkurzą czytelnika.
Czy w trakcie pisania powieści lub po jej skończeniu czuje Pani szczególną więź ze stworzonymi przez siebie bohaterami?
Zawsze. Pisząc książkę, pisarz żyje życiem swoich bohaterów. Oddycha ich powietrzem i chodzi ich ścieżkami. Przeżywa to, co i oni, cierpi i płacze. Potem, gdy napisze się ostatnie słowa, człowiek czuje się, jakby coś stracił. Nazywam to syndromem opuszczonego gniazda. Jeszcze później przez jakiś czas nie można sobie znaleźć miejsca, do chwili, kiedy pojawi się nowa koncepcja i nowy fabularny świat. I wszystko zaczyna się od nowa. Dlatego tak naprawdę nie jest łatwo żyć z pisarką pod jednym dachem.
Skąd pomysł na osadzenie „Boys from hell” akurat w Teksasie?
Bardzo mi pasował ten gorący klimat. Najpierw czytałam o miasteczkach niedaleko Houston, potem znalazłam Freeport i postanowiłam, że właśnie tam rozegra się dramatyczna walka o miłość pomiędzy Jaxem i Anną. Oczami wyobraźni widziałam moich bohaterów w gorącym i dusznym klimacie małego teksańskiego miasteczka.
Czy historię z „Boys from hell” można określić mianem ponadczasowej?
To prawdziwie romantyczna historia, pełna dramatyzmu i nieprzewidywalnych zwrotów akcji. Jeśli możemy mówić o ponadczasowości, to na pewno w odniesieniu do pięknej miłosnej historii i walki o uczucie, któremu sprzeciwia się cały świat. Dążenie do realizacji marzeń, pokonywanie przeszkód, pragnienie szczęścia. To na pewno coś, o co warto walczyć.
Jak Pani sądzi, czy możliwe jest napisanie powieści, w której nie znajdzie się nawet najmniejszy wątek związany z miłością?
Oczywiście, przecież mnóstwo takich książek powstaje. Ale w moim przypadku nie możemy o tym mówić. Kocham pisać książki o miłości, jednak o takiej, która rozgrywa się w trudnych okolicznościach albo w fabularnym świecie dramatu, kryminału lub wątków sensacyjnych.
Komu i dlaczego poleciłaby Pani „Boys from hell”?
Romantyczkom, ceniącym skomplikowane historie miłosne i niejednoznacznych bohaterów, pełnych sprzeczności. A także wielbicielkom typowych „bad boyów”.
Serdecznie dziękuję za poświęcony czas.
Również dziękuję i pozdrawiam Czytelniczki Państwa portalu.
Rozmawiała
Katarzyna Kolibabska, dlalejdis.pl