Nowe towarzystwo, wesołe rozmowy na stołówce, poranne i wieczorne spacery, fajfy, dancingi, potańcówki i romanse, romanse, romanse… O sanatoryjnych wojażach słyszałam już co nieco od mojej babci, która swego czasu była stałą bywalczynią częściowo refundowanych przez służbę zdrowia kurortów. Dzięki lekturze przezabawnej książki „Sanatoryjny romans z inspiracją” autorstwa Anety Wybieralskiej, miałam okazję przypomnieć sobie babcine historie o braweriach wyczynianych przez kuracjuszy. I jeśli kiedykolwiek sądziłam, że te opowieści są trochę podkolorowane, to teraz już wiem, że się myliłam. W sanatoriach się dzieje! – jest tego pewna autorka blogu „Biały notes”.

 

Główna bohaterka powieści „Sanatoryjny romans z inspiracją” (której imię pozostaje nieznane) zdaje czytelnikowi relację ze swoich rozlicznych podróży do państwowych ośrodków wczasowych. Kobieta najbardziej ukochała polskie góry, dlatego każdorazowo liczy na przydział do Krynicy – Zdrój, swojej ulubionej miejscowości wakacyjnej. Nie nużą jej wyjazdy w to samo miejsce, bowiem wie, że zawsze może liczyć na nowe atrakcje zafundowane przez barwnych kuracjuszy. Energiczna Babcia Barbi, gustująca w młodszych od siebie partnerach, bezpośredni Wiesio, który traci wigor w towarzystwie swojej żony czy współlokatorka Ania, spakowana pięknie, ale bardzo niepraktycznie, dostarczą bohaterce wielu zwariowanych przygód. Wpłyną również na czytającego, który dzięki wyczynom postaci może liczyć na niekontrolowane wybuchy śmiechu.

Sanatoryjny romans z inspiracją

 

Powieść pani Wybieralskiej pisana jest w przyjaznym, komediowym tonie. Autorka pokusiła się o oryginalne słownictwo, pełne staropolskich naleciałości, w którym dostrzegam inspirację książkami Joanny Chmielewskiej (np. znane z „Całego zdania nieboszczyka” sformułowanie o zapieraniu się zadnimi łapami). Te nietypowe jak na dzisiejsze czasy wyrażenia nie utrudniają lektury, jednak miejscami – zwłaszcza na początku książki – są stosowane trochę zbyt nagminnie. Zamiast stanowić sympatyczny dodatek, zmieniają się w główny nurt powieści i efekcie akcja ginie gdzieś pod nimi. Na szczęście w miarę przewracania kart niecodzienne zwroty tracą na sile. Fabuła rozkręca się i przenosi czytelnika w świat sanatoryjnych doznań.

Niektórzy łazili głównie po sanatoryjnych korytarzach, w poszukiwaniu przygód lub przyjaciół. Albo narzeczonych tudzież trzecich i czwartych do brydża.

 

Każdy, kto uważa, że pobyt w sanatorium to nuda, zabiegi i jeszcze więcej nudy, sromotnie się myli. Nawet jeśli sami nie zatroszczycie się o swoją rozrywkę, to na pewno zadbają o nią inni kuracjusze. Zewsząd będą napływać zaproszenia na kawę, spacery, wycieczki, wyjścia na tańce czy choćby kameralny wieczór z wódeczką w jednym z pokoi. Wakacyjne spotkania integracyjne sprzyjają zacieśnianiu więzi, a w konsekwencji mogą zaowocować nawet małym romansem. Z dala od oczu męża czy żony każdy czuje się swobodniej. Względna anonimowość daje także okazję na podrasowanie swojego życiorysu i przedstawienie się w korzystniejszym świetle. Trzeba tylko uważać na zazdrosne konkurentki i konkurentów. Wzgardzeni przez naszego wybranka adoratorzy potrafią narobić niezłego bigosu, na przykład alarmując współmałżonków zakochanej pary… Myślicie, że dorośli, dojrzali ludzie nie zachowują się w ten sposób? Aneta Wybieralska wyprowadzi Was z błędu!

„Sanatoryjny romans z inspiracją” to przesympatyczna opowieść, która sprawi radość czytelnikom w każdym wieku. Dzięki potężnej dawce humoru przyciągnie i młodych twarzą i młodych duchem, a starszym czytelnikom może przypomnieć własne sanatoryjne ekscesy. To świetna lektura na letnie miesiące, która na pewno Was nie znudzi.

Recenzja pochodzi z bialynotes.pl