Romans paranormalny rządzi się swoimi prawami i zasadami, wedle których to musi pojawić się w nim skomplikowana i trudna miłość, postacie „nie z tego świata”, pokaźna porcja magii, a także przygoda, emocje i humor, które dodają smaku opowiadanej historii… To przepis na tego typu opowieść, lecz tak jak i w kulinariach bywa, tak i w literaturze wszystko zależy tak naprawdę od talentu literackiego kucharza, czyli autora książki… Jeśli ma on w sobie to coś, to zrodzona w jego wyobraźni historia zachwyci, jeśli zaś jest tylko rzemieślnikiem – jedynie zaciekawi… W przypadku młodej polskiej autorki, ukrywającej się pod pseudonimem I. M. Darkss, i jej debiutanckiej powieści pt. „Światło w mroku”, możemy stwierdzić z całą pewnością, iż mamy do czynienia z wielce utalentowaną autorką, która potrafiła uczynić swoją książkę wielce smakowitym, literackim daniem…:)
Fabuła „Światła w mroku” przenosi nas do współczesnego świata, gdzie to poznajemy główną bohaterkę tej historii – Eli. To na pozór zwykła nastolatka, nieco roztrzepana, krnąbrna, lubiąca cieszyć się młodością, życiem, zabawą… Jej poukładany i stabilny świat legnie w gruzach, gdy oto pewnego wieczoru zostaje zaatakowana przez pewnego mężczyznę, przed którym chroni ją tajemniczy, silny i niezwykle przystojny chłopak, a czyni to w bardzo intrygujący, ale też i przerażający sposób… Wybawcą tym okazuje się Jack, który zabiera ją do swojego domu, pomaga dojść do siebie i…wyjaśnia prawdę o pochodzeniu i przeznaczeniu Eli… Jak się bowiem okazuje, dziewczyna ta jest przedstawicielką Sił Światła na ziemi – Rodu Lamandi, które od zarania dziejów toczą wojnę z Siłami Ciemności – Rodem Temeni. Eli dowiaduje się także o tym, iż jest Wybranką, której przybycie i los został przepowiedziany wieki temu, i że tylko Ona może pokonać zło na świecie, a chwila gdy zostanie wezwana do walki, ma nadjeść lada dzień…
Powieść I. M. Darkss stanowi klasyczną historię spod znaku romansu paranormalnego, i co ważne – przedstawioną tu w bardzo dobrym, intrygującym, inteligentnym i atrakcyjnym stylu. To opowieść o młodej dziewczynie, która z dnia na dzień odkrywa prawdę o swoim pochodzeniu, przeznaczeniu i ukrytych dotąd ponadprzeciętnych umiejętnościach, jakie to dają jej szansę na walkę ze złem… Odkrywa także mroczną i trudną prawdę o świecie ludzi, którzy są tylko pionkami w odwiecznej grze pomiędzy przedstawicielami Rodów Lamandi i Temeni… Wreszcie poznaje swoją trudną i niebezpieczną misję, jaką stawiają przed nią członkowie Lamandi… Przygoda, akcja, porywająca i barwna fantastyka, a do tego gorące uczucie, pożądanie, miłość, jaką to przyjdzie poznać, przeżyć i boleśnie doświadczyć naszej bohaterce… I choć być może książka ta nie jest niczym zaskakującym, odkrywczym, wyróżniającym ją z szeregu innych tego typu pozycji, to jednak spełnia swoją najważniejszą rolę, a mianowicie dostarcza solidnej porcji rozrywki, literackiej przyjemności, mnóstwa emocji i silnych wrażeń. Myślę, że jak na literacki debiut, to bardzo udany i dobry początek:)
Fabuła tej opowieści prezentuje się naprawdę całkiem dobrze i intrygująco, co rusz czymś nas zaskakując i odkrywając przed nami kolejne elementy tej dość skomplikowanej układanki… Pierwsze rozdziały to zapoznanie nas z bohaterami, ich rolą w tej historia, oraz realiami jakie kształtują tę opowieść. Kolejne strony niosą już zdecydowanie rozwiniecie akcji, rzucając głównych bohaterów, jak i nas, w wir wydarzeń i przygód, których to spuentowaniem jest mocne zakończenie. Co ważne, prawdę o tym, co by nie rzec, fantastycznym i magicznym świecie, poznajemy krok po kroku wraz z naszą główną bohaterką, To wraz z nią odkrywamy zasady i prawa funkcjonowania Rodu Światła, uczestniczymy w spotkaniach, naradach, dyskusjach z członkami Lamandi, wreszcie bierzemy udział w trudnej misji, jak i również walce z siłami Zła… Dzięki temu lektura tej książki cały czas jest porywająca, nieprzewidywalna, mająca nam sobą wiele do zaoferowania. Bardzo łatwo porywa nas ten świat, te postacie i ta emocjonująca historia, zaś jej zwieńczeniem jest naprawdę niezwykle spektakularny i zaskakujący finał…
Autorka posłużyła się tutaj sprawdzonym już doskonale i wielokrotnie schematem kompozycyjnym, sprowadzającym się do tego, iż naprzemiennie obserwujemy wydarzenia przedstawiane z perspektywy dwojga głównych bohaterów – Eli i Jacka. To dobre rozwiązanie, które z pewnością sprzyja potęgowaniu napięcia, zwiększeniu atrakcyjności lektury i jednocześnie większej nieprzewidywalności. Tak naprawdę bowiem każda z tych postaci odbiera i ukazuje rozgrywające się tu wydarzenia w zupełnie inny sposób, a przez to my – czytelnicy, mamy do czynienia niejako z dwiema osobnymi narracjami i dwiema opowieściami, które to z każdą kolejną stroną zbliżają się do wspólnego, spektakularnego finału. Myślę, że jak na debiutancką książką, to Pani I. M. Darkss poradziła sobie tutaj doskonale z formą i układem tej historii, czyniąc ją nie tylko ciekawą, ale także i dopracowaną pod każdym względem…
Na słowa uznania zasługują także wykreowane tu sylwetki głównych bohaterów, jak i pomysł na konstrukcję realiów tego na wpół magicznego, ale i zarazem jak najbardziej realnego, świata. Co do bohaterów, to na czoło wysnuwają się oczywiście nasi pałający do siebie gorącym uczuciem młodzieńcy – Eli i Jack. Ona jest bardzo sympatyczną, wesołą, pozytywnie nastawioną do świata i do innych ludzi nastolatką. Owszem, jest żywiołowa, ekspresyjna, pozytywnie zakręcona…, ale przy tym jest przede wszystkim normalna, autentyczna, taka jak każda z młodych kobiet. Naturalnie, jej życie, ale także i osobowość, charakter i sposób bycia, zmieniają się wraz z poznaniem prawdy o swym pochodzenie i przeznaczeniu, które to zmieniają Eli w kogoś na wzór prawdziwej wojowniczki i bohaterki, ale jak szybko się okazuje, potrafi ona radzić sobie nie z takimi problemami na głowie:) Jack z kolei jest o wiele bardziej tajemniczą, zagadkową, skomplikowaną postacią, którą tak naprawdę poznajemy krok po kroku aż do samego finału, a i tak nie mamy pewności co do tego, czy udało nam się odgadnąć kim jest on tak naprawdę… Mieszaniec, hybryda, pół krwi Lamandi i pół krwi Temeni, boleśnie i okrutnie doświadczony w dzieciństwie, zamknięty na innych… Samotnik, pesymista do bólu, ale przy tym i niezwykle odważny, prawy i dobry z natury… I raz jeszcze daje znać tu o sobie ta oto prawda, że przeciwieństwa wzajemnie się przyciągają, o czym najdoskonalej świadczy uczucie łączące tak bardzo różnych dwoje bohaterów…:)
Obok barwnych postaci, bardzo ciekawie prezentuje się też sama koncepcja tego świata, na pozór najzupełniej normalnego, zwyczajnego, realnego, a jednak skrywającego swoją magiczną, by nie rzec demoniczną, naturę… Podział na dobro i zło pod postaciami zmagających się ze sobą od wieków rodów – Lamandi i Temeni, prezentuje się tutaj naprawdę dobrze, a przy tym dość ciekawie i zaskakująco, Nie przypominam sobie bym spotkała taką koncepcję w jakiejkolwiek innej książce, co już samo w sobie jest warta docenienia. Poza tym warto zwrócić uwagę na sam fakt zaistnienia tutaj magii i czynników nadprzyrodzonych, w bardzo skąpym, ale i przy tym inteligentnym, logicznym, przemyślanym wydaniu. To nie rzucanie zaklęciami na prawo i lewo, lub też występowanie demonów i potworów na każdej stronie, tylko po to by być świadkami ich wzajemnych walki i pojedynków. Otrzymujemy tutaj coś znacznie ciekawszego i mądrzejszego, co nie koniecznie dyktowane jest magią, ale znacznie bardziej siłą uczuć i emocji…
„Światło w mroku” to bardzo udany debiut, który z pewnością daje nadzieję na całkiem bogatą i usłaną sukcesami karierę I. M. Darkss… To książka trzymająca w napięciu od pierwszej do ostatniej strony, co rusz czymś nas zaskakująca, a przy tym nacechowana inteligencją, logiką i przede wszystkim elementami dobrego warsztatu pisarskiego, co w przypadku debiutów nie zawsze ma miejsce. Myślę, że wszyscy fani, a zwłaszcza fanki romansów paranormalnych, będą tą powieścią w pełni usatysfakcjonowani i zachwyceni, a o to przecież w literaturze chodzi:) Polecam i wyczekuję z niecierpliwością kontynuacji tej opowieści, która to oczywiście powstać musi…:)
źródło: sztukater.pl/ksiazki/item/18465-swiatlo-w-mroku.html