Nie wypada w pierwszym zdaniu recenzji sypać bluzgami, w sumie to nie wypada w ogóle używać słów obelżywych w recenzji, ale powstrzymać się nie mogę: to zajebiście smutna książka. Życie jako forma egzystencji, życie sprowadzające się do konsumpcji. Życie pozbawione życia.
Seks, małżeństwo, przyjaźń, szacunek, godność. Wszystko to wypaczone, niczym obraz w komnacie krzywych luster. Luster z porysowaną powierzchnią pełną odprysków…
Każdy, jak po nim poskrobiesz, kryje jakiś brud.
Relu to szanowany prawnik przed czterdziestką. Ma swoją kancelarię, zatrudnia kilkoro pracowników. Ma kupę kasy, domek w Warszawie, synka, psa i żonkę. Mając na uwadze panujące standardy i obowiązującą hierarchię wartości – właśnie w takiej kolejności. Drogie, markowe ubrania, dobre jedzenie w prestiżowych restauracjach, alkohol z wyższej półki. I nie do końca legalne interesy z nie do końca uczciwymi ludźmi. A co to znaczy „uczciwy”?
Relu roztacza wokół siebie dziwna aurę – bezpieczeństwa? serdeczności?, która zmusza jego rozmówców do zwierzeń, ujawniania głęboko skrywanych pragnień, niespełnionych potrzeb, zaprzepaszczonych szans na wymarzone życie. Relu słucha, nie doradza, nie poucza, nie pociesza. Bo ludzie mają tendencję do wypowiadania wielu słów, do mówienia, co nie jest równoznaczne z rozmową.
Te monologi są wstrząsające, obnażają brudy, prostactwo, dewastację podstawowych prawd moralnych i kalectwo emocjonalne. Świat, w którym liczy się tylko mamona. Ona wytycza trendy, to dla niej kobiety porzucają godność, to dla niej mężczyźni kierują się pierwotnymi instynktami. Pieniądze niszczą, deprawują i demoralizują. Żadna nowość. Ale w najnowszej książce Piotra C ta kwestia jest tak wyeksponowana, że nie sposób nie dostrzec przekazu Brudu.
Pieniądze niwelują biedę – materialną, ale eksponują biedę – mentalną.
Czytając Brud zastanawiałam się, czy żyję w tej samej Polsce, mieszkam niedaleko tej samej Warszawy, o której mowa w książce? Nie do wiary! Święty związek małżeński i wierność małżeńska to relikt przeszłości. Akt seksualny sprowadzony do wymiany płynów ustrojowych.
Jest jak fitness albo zumba [sex], tylko bez majtek, a po treningu wszyscy się myją i wracają do domu.
Jestem pasztetem z wielkim dupskiem, bo nie wpisuję się w żaden z trzech kanonów urody obowiązujących w XXI wieku (nie jestem ani „zasuszoną mumią – inspiracja prosto z Egiptu”, ani „gwiazdą filmów porno”, ani „dziunią z TVN-u”. W żadnej z tych trzech opcji nie ma mowy o 60 kg (no dobra 62 kg;)) przy 170 cm wzrostu. I powinno być to, rzecz jasna, powodem mojej frustracji, niepowodzeń życiowych i regularnych wizyt u psychoterapeuty. Bo ludzie muszą być piękni, bogaci, świetnie się bawić i mieć dobrze prosperującą pracę, najnowszy model iPhona i lepszy samochód od sąsiada. I oczywiście spełniać swoje marzenia. Bo jeśli nie – są nieudacznikami i pasztetami, zapewne, o zgrozo, bez Instagrama, Facebooka i Twittera! Podążając tym tokiem rozumowania sex oralny zostanie wpisany na listę: jeden z punktów obowiązkowych rozmowy kwalifikacyjnej. Jedynym sposobem na „złapanie męża” to wstrzemięźliwość seksualna, bycie zimną, niedostępną i jak najbardziej obojętną.
Nasze życie to odgrywanie roli, podsycanej gniewem, niezadowoleniem, wiecznym rozdrażnieniem. Co drugi dzień powtarzanie sobie „zawsze chciałam/chciałem… a mam kutfa to co mam”. Niespełnione marzenia, wysokie wymagania, dzień świstaka. Sfochowana, spasiona żona, prujące japę dzieciaki, wkurzający szef z wielkim bebzonem, niższym wykształceniem i wielkim ego. Kilkudniowe wakacje w Darłowie na zatłoczonej plaży z codzienną walką z innymi użytkownikami parawanów oraz z góry przegraną walką o pogodę. Nasze życie w pigułce. Więc zmarszczki niezadowolenia na czole się pogłębiają, irytacja rośnie, uśmiech znika. I teraz wchodzę ja, cała na biało, i mówię – mam sposób na Twoje zmarnowane nadzieje, zmarnowane życie i ogólnie pojmowany, tzw (przepraszam za wyrażenie) ból dupy – zachoruj sobie. Poważnie. Przywitaj się z białym światłem w tunelu, żegnaj się z bliskimi. Nic tak nie zmienia perspektywy jak informacja, że żegnasz to rzekomo beznadziejne, nudne, zmarnowane życie. I nagle – o rany! „Ajlowju” życie, „ajlowiu” żonko z nadwagą i „ajlowju soł macz” znienawidzona praco.
Ludzie kochani! To, jakie jest nasze życie tylko w niewielkim stopniu zależy od tego, czy rodzice nas chwalili w dzieciństwie, czy prali nam dupsko na kwaśne jabłko za niesubordynację i niedostateczną z matmy, czy rówieśnicy uważali nas za spoko gościa, niezła laskę, czy ofermę. To od nas zależy, czy sex oralny/analny to jeden z bonusów fajnej randki.
Gdyby człowiek wiedział, że się przewróci to by sobie usiadł. Życie jest niestabilne.
Pierwsza randka z Piotrem C nie będzie jedyną. Swobodny, momentami nawet zbyt swobodny styl, niefrasobliwość w doborze epitetów, porównań i dygresji o lekkim zabarwieniu erotycznym, spora dawka wulgaryzmów, seksistowskich żartów. Brud może zniesmaczyć, może zirytować, wrażliwe i delikatne osoby może nawet zirytować. A ja bawiłam się podczas lektury wybornie. Ale gdzieś z tyłu głowy, mimo niewybrednych żartów, świńskich porównań i paskudnych osobowości bohaterów drugoplanowych, czaiła się myśl, że to naprawdę smutna książka. Może niezbyt głęboka, ale niosąca przekaz – nie bucz się na swoje życie, tylko je kochaj. I szanuj.