Specjalny notes, muzyka i komputer – tego potrzebuje Agnieszka Lingas-Łoniewska, aby pisać. Ostatnią jej książką jest „Wszystko wina kota”, a wiecie kiedy napisała swoją pierwszą książkę? Dowiecie się tego z kolejnego tekst z cyklu „Jak oni piszą”.
Mam specjalny notes, który zakupiłam na wyspie Korcula, gdy wymyśliłam cykl „Szukaj mnie wśród lawendy”. Właśnie wtedy powstały pierwsze szkice tej trylogii i od tamtej pory zapisuję w nim pomysły na wszystkie książki. Mam tam rozpisane wstępne szkice na kolejne 10 powieści.
Wszelkie pomysły, koncepcje, a także wiersze zapisuję w moim ukochanym zeszycie do pomysłów, jak go nazywam. A czym zapisuję? Wszystkim! Długopisy lub ołówki, jakoś nie przywiązuję do tego wagi, zapisuję koncepcje tym, co mam akurat pod ręką. Jeśli zdarzy się uderzenie jakiegoś pomysłu, a ja akurat nie mam nic do pisania, wówczas zapisuję w notatniku w telefonie.
WENA?
Nie ma czegoś takiego jak wena. To pojęcie wymyślili pisarze, aby w natchniony sposób usprawiedliwić brak pomysłów i zwykłe lenistwo. Jest tylko pracowitość lub lenistwo. Trzeba być zdyscyplinowanym i zmotywowanym. I pisać. Codziennie.
Zawsze piszę do południa, od około 10 do 12-13. Potem nocami, od 22 do 1-2 w nocy.
Piszę na laptopie – w lecie i na komputerze stacjonarnym przy biurku w miesiącach chłodniejszych. Wcześniej robię krótką rozpiskę bohaterów we wspomnianym wyżej zeszycie. Ale wszystko zapisuję w komputerze.
URODZONA PO TO, ABY PISAĆ
Zaczęłam pisać bardzo wcześnie, pierwszą książkę („książkę”), napisałam w IV klasie szkoły podstawowej, w zeszycie 60-kartkowym. Byłam zawsze bardzo pomysłowym dzieckiem, nagminnie zmyślałam różne historie i za namową mamy zaczęłam je zapisywać. Bo bycie pisarką i posiadanie nieograniczonej wyobraźni to olbrzymi plus, ale bycie dzieckiem z taką wyobraźnią, to utrapienie dla nauczycieli i nie tylko.
Po pierwszej książce napisanej w podstawówce była dłuuuuga przerwa i dopiero po trzydziestych piątych urodzinach wróciłam do pisania. Na początku traktowałam to jako hobby i ucieczkę od pracy w korpo. A potem… po prostu zwolniłam się z pracy i zajęłam tylko tym. I była to jednak z lepszych decyzji w moim życiu. Urodziłam się po to, aby pisać.
MAGICZNY KONIEC
Teraz, pod 25 książkach wciąż szlifuję warsztat i osiągam kolejne poziomy. Jeśli pisarz uzna, że już umie pisać doskonale, może zacząć szukać sobie innego zajęcia. To praca bez końca i nauka bez końca. Z wielką dozą pokory i samokrytycyzmu.
Co to jest radość z pisania i kiedy ją odkrywam? Każdego cholernego dnia i nocy, kiedy nie śpię, nie jem i zapominam się uczesać. A największa radość jest wówczas, gdy napiszę magicznie słowo „KONIEC”.
W pisaniu pomaga mi muzyka, przeszkadza wszystko inne.