interregrum_oklJedni zarzucają mu całkowity brak pokory i kontrowersyjność. Inni zaś wychwalają jego niezwykły upór oraz literacki talent. O swojej książce,  naukowych fascynacjach  i wielu, zupełnie oderwanych od szarej rzeczywistości, zainteresowaniach opowiada  Przemysław Karda.

Internet aż huczy od niedawnego debiutu Przemysława Kardy. Napisana przez niego powieść „Interregnum” trafiła bowiem na bardzo podatny grunt. Już dawno żaden z naszych rodzimych pisarzy nie stworzył tak dobrego dzieła z gatunku scince fiction. Nie ma się zatem co dziwić, że pisarz wzbudza coraz większe zainteresowanie wśród miłośników literatury.

Sandra Uryzaj, kulturaonline.pl: „Interregnum” udało się wydać dzięki zaangażowaniu miłośników literatury na platformie crowdfundingowej wspieram.to. Ta powieść stanowi kawał naprawdę dobrej roboty, czy to w ogóle możliwe, że miał Pan problem ze znalezieniem wydawcy? Może to była próba udowodnienia, że od początku do końca da się zrealizować taki projekt własnymi rękoma, bez pomocy znanych firm?

Przemysław Karda, autor „Interregnum”: Dzięki (śmiech), nie było łatwo, ale się udało. Na początku myślałem o standardowym modelu wydawniczym. Wysłałem książkę i otrzymałem propozycję, że w przeciągu dwóch lat jest miejsce na Interregnum. Jednak, gdy z zespołem zrobiliśmy burzę mózgów, to okazało się, że wydawanie po „staremu” krzywdzi autora, który jest na szarym końcu profitów. Po prostu jest wyzyskiwany. Co więcej prawa na wyłączność otrzymuje wydawnictwo. Ten warunek w przypadku Interregnum był nie do zaakceptowania. Już wtedy wiedziałem, że to kwestia roku czy dwóch jak wprowadzę książkę na rynek angielskojęzyczny. Postanowiliśmy, że wydamy książkę po nowemu, wykorzystując narzędzia jakie udostępnił nam rynek, między innymi crowdfunding. Ponadto (śmiech), po co iść ścieżką, którą podążają wszyscy?

Wspominał Pan o tym, że „Interregnum” stanowi całe uniwersum. Zapewne trwa już praca nad kolejnym tomem, jednak czy oprócz tego możemy w najbliższym czasie liczyć na coś więcej? Osobiście jestem miłośniczką RPGów oraz planszówek i wizja ukazania się jakiejś gry jest dla mnie niezwykle obiecująca.

Praca nad drugim tomem postępuje. Niestety na razie mam tylko pierwszy rozdział, ale nadrobię zaległości w maju. Jeśli chodzi o coś więcej, to za miesiąc pojawi się audiobook oraz krótkie opowiadanie ze świata Interregnum, ale nie związane bezpośrednio z fabułą książki. Co do gry planszowej, to jest taki pomysł, ale z tym projektem ruszę dopiero na jesień. Planujemy jeszcze prostą grę komputerową. Problem w tworzeniu czegokolwiek polega na tym, aby nie zdradzić fabuły całości cyklu, dlatego na razie skupiam się na dokończeniu trylogii.

To pytanie wyda się pewnie banalne, ale skąd w ogóle pomysł na to wszystko? Urodził się z dnia na dzień, czy może przyszedł po latach czytania podobnych pozycji? Bracia Strugaccy zabrali się za pisanie, bo nie mogli znaleźć na rynku interesujących ich książek. Wiadomo, że to zupełnie inne czasy, ale czy w Pana przypadku było podobnie?

Pomysł kiełkował w umyśle od dawna, ale nigdy nie miałem na tyle determinacji i samozaparcia aby ruszyć. Z jednej strony czułem się podobnie jak bracia Strugaccy, nie mogąc znaleźć dobrego science-fiction. Mam na myśli science-fiction, a nie coś na podobieństwo s-f, z tą różnicą, że jak strzela z karabinu to już s-f a nie fantasty. Z drugiej strony moja praca naukowa o zmianach cywilizacyjnych, którą tworzyłem na studiach doktoranckich podsunęła mi całkiem interesujący pomysł. Wykorzystałem dwie koncepcje naukowe, Samulea Huntingtona o zderzeniu cywilizacji oraz Alvina Tofflera o falach cywilizacyjnych. Przekułem naukę na język powieści. Ponadto gdy „umierałem” z głodu na Alasce, w górach św. Eliasza, doznałem olśnienia i zacząłem układać od nowa trzeci i czwarty rozdział, co zdecydowanie polepszyło powieść.

Pańska książka zawiera całkiem sporo naukowych teorii. Czy poza przeczytaniem „Między chaosem a świadomością – Hiperfizyka” zagłębił się Pan inne opracowania naukowe, lub konsultował z jakimiś specjalistami w dziedzinie fizyki?

Oczywiście. Konsultowałem z kolegą, który jest fizykiem. Do tego posiłkowałem się książkami takich autorów jak Steven Hawking, Nessim Haramein, Nikola Tesla, Albert Einstein, Francis Fukuyama czy Michio Kaku.

„Interregnum” było dla mnie czymś niezwykłym, głównie dlatego, że zawiera w sobie wiele elementów klasycznego s-f. Przez bardzo długi czas brakowało mi na polskim rynku takiego tytułu. Pozytywne opinie w Internecie świadczą, że dużo osób jest podobnego zdania. Odczuwa Pan zainteresowanie swoim dziełem? Dostaje Pan maile od fanów? Może jakieś wskazówki, lub prośby o umieszczenie czegoś w kolejnej książce?

Pozytywne opinie, świadczą tylko o tym, że poziom świadomości literackiej wzrasta. Ośmielę się powiedzieć, że Interregnum to ukłon w stronę „mocnych” i „trudnych” powieści. Co prawda, są też negatywne opinie, ale wszystko jest w granicach średniej statystycznej (śmiech). Nie ukrywam, że to książka dla dojrzałego i świadomego odbiorcy, który poszukuje intelektualnej uczty, zakropionej niewielką ilością pikanterii. Nauka, militarne akcenty, filozofia, brutalność przekuta na język literacki. Istny bigos. Zainteresowanie rośnie, dostaję maile oraz wiadomości na Facebook z podziękowaniami. Są również wskazówki, za które bardzo dziękuję.

Czy poza uniwersum „Interregnum” są plany na jakąś inną powieść? Ostatnimi czasy pisarze młodego pokolenia uwikłali się w romans z postapokalipsą. Nie ciągnie Pana w tym kierunku?

Absolutnie nie, a przynajmniej nie postapokalipsa w tradycyjnym rozumowaniu. Po pierwsze, ten temat jest wyeksploatowany,  a po drugie nie lubię kopiować czyiś pomysłów lub tworzyć czegokolwiek na plecach czyjegoś uniwersum. Jestem pionierem, odkrywcą i podążam własną drogą. To tak jak w wierszu Roberta Frosta „Droga”– Dwie drogi rozchodziły się w lesie, A ja? Ja obrałem tą mniej uczęszczaną.

Słyszałam, że w miniony weekend pojawił się Pan na „Pyrkonie”. Często zdarza się Panu brać udział w takich konwentach? Może przeważają zwykłe spotkania autorskie? Gdzie będzie można Pana spotkać w najbliższym czasie?

Byliśmy z zespołem, zainteresowanie przerosło nasze oczekiwania. Ponad dwieście autografów, długie rozmowy i podziękowania za książkę. To był mój pierwszy konwent, ale od teraz będę na każdym większym. Warto dla tych ludzi, dla dialogu. Już jesteśmy zapisani na Polcon we Wrocławiu.  Spotkanie autorskie planuję na 6 maja w Warszawie. Warto przyjść. Fani militariów, którzy wpadną z książką mają darmowe szkolenie z taktyki, które poprowadzę osobiście wraz z kolegą z jednostki specjalnej.

Gdyby miał Pan wybrać swojego literackiego guru, to kto by nim został?    

Zdecydowanie Frank Herbert.

Ambicja oraz upór stały się Pańskim kluczem do sukcesu. Kto jednak stworzył tak pewną siebie osobę? Rodzina? Wojsko?

Przede wszystkim, pierwszy krok jaki musisz zrobić, zanim ktokolwiek uwierzy w twój projekt, to musisz być Ty, który wierzy w ten projekt. Pewność siebie nie rośnie na drzewie, kształtują ją porażki, odrzucenie, wykpienie oraz pogarda. Jestem typem wojownika, który nie raz patrzył śmierci w oczy, po takim doświadczeniu, życie staje się prostsze. Zaczynasz sobie uświadamiać, że nie istniejesz przez przypadek, ale masz coś do zrobienia. Jesteś zbiorem kreacji, natchnienia, wyjątkowej osobowości oraz „czegoś więcej”, czego nie jesteś w stanie pojąć. Takie doświadczenia umacniają, i szepczą do ucha „spróbuj, za to Cię nie zabiją”. Bo Bennett miał powiedzieć „Każdego dnia ludzie godzą się na mniej niż zasługują. Żyją tylko częściowo, albo w najlepszym przypadku żyją tylko częścią życia”. Ja taki nie jestem, wiem, że osiągnę ogromny sukces. Po prostu podążam wyznaczoną mi ścieżką nie patrząc na innych. Jednak nie zawsze taki byłem. Wojsko, filozofia, rugby, podróże po świecie, organizowanie wypraw ekstremalnych na pewno do tego się przyczyniły. Do mojej ewolucji.

„Corsup, żołnierz, podróżnik, filozoficzny hałaburda”, a teraz jeszcze literat – Przemysław Karda to istny człowiek renesansu. Ma Pan naprawdę wiele pasji, jednak skąd czas i pomysły na to wszystko?

Na szczęście czas nie istnieje (śmiech), to tylko ludzkie udogodnienie, aby mierzyć odstępstwo od zdarzeń. Mam bardzo wyrozumiałą rodzinę, która mi bardzo pomaga. Szczególnie moja partnerka życiowa Monika. Bez niej, jej poświęcenia i pomocy, niewiele bym zdziałał. Pomysły przychodzą z kosmosu. Kto wie, może faktycznie jestem wcielonym kosmitą (śmiech)?

Jakie jest Pańskie życiowe motto?

„Ważne aby walczyć o swoje i próbować nowych rzeczy. Ja jestem niewolnikiem wolności”.

Dziękuję za rozmowę.

***
PRZEMYSŁAW KARDA (ur. 1984) – corsup, żołnierz, podróżnik, filozoficzny hałaburda… Mieszkaniec Sochaczewa. Żołnierz pododdziałów rozpoznawczych. Absolwent Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego na kierunku filozofia. Założyciel stowarzyszenia podróżniczego Wanderer. Odkrywca białych plam na mapie. Fascynat nowych modeli rzeczywistości.

źródło: http://kulturaonline.pl/przemyslaw,karda,walczyc,o,swoje,wywiad,tytul,artykul,24750.html