zdobywcy_oddechu_okl1.Czy „Zdobywcy oddechu” to książka dla każdego?

Myślę że nie, choć zdaję sobie sprawę z tego, że pani od promocji z wydawnictwa Novae Res po przeczytaniu takiej opinii autora książki, dostałaby pewnie zawału, bo to straszna antyreklama. Lubię Panią Dorotę, więc dla jej dobra odpowiem, że to książka być może nie dla każdego, ale z pewnością każdy powinien sprawdzić, czy jest na tyle wyjątkowy, że to książka właśnie dla niego. Cieszę się, że „Zdobywcy oddechu” uchodzą za powieść niełatwą, ale wartą poświęconego czasu. Każdy ma niekiedy gorsze dni, ale po amerykańsku nauczyliśmy się odpowiadać „I’m fine, thank you”. Nawet jeśli to kłamstwo i tak naprawdę w wolnej chwili chcemy skoczyć z wieżowca, tylko jakoś nie mamy czasu poszukać odpowiednio wysokiego. To książka dla tych, którzy mają dosyć udawania.

 

2.Co chce Pan przekazać czytelnikom za pomocą swojego utworu?

Chcę im dać siłę. Z jednej strony, by walczyli o każdą chwilę, szanowali życie, które wiodą. Z drugiej, by pozwalali sobie na smutek, bo tłamszone emocje potrafią gnić w człowieku, co szkodzi mu znacznie bardziej. Wypłacz się i rusz naprzód, ale nie bój się smutku, bo on wcale nie jest gorszy od radości. Bez bólu nie dostrzeglibyśmy jak nam zazwyczaj dobrze. To nie jest tak, że ja podczas pisania „Zdobywców oddechu” miałem jakiś spadek cukru. Po prostu postanowiłem, że napiszę książkę, z jaką jeszcze się nie spotkałem. Książkę w której nie będzie ani owijania w bawełnę, ani w polar, ani w jakikolwiek inny miękki materiał. Chciałem stworzyć powieść szorstką, uwierającą, wbijającą się drzazgą w pamięć, organiczną. Smutek jest naturalny i nie trzeba go kryć za sztucznym uśmiechem. Ja na co dzień jestem wesołym facetem z dużym dystansem do siebie, co najmniej jak stąd do Placu Centralnego w krakowskiej Nowej Hucie. Nie zmienia to jednak faktu, że jak w każdym, tak i we mnie jest trochę tego czarnego węgla. On co prawda rozpala wyobraźnię, ale jednak jest mroczny i można się nim nieźle pobrudzić. Zawarłem w tej książce tą kleistą smołę, czerń, smog. Powieść celowo jest krótka, bo ludzie nie znieśliby takiego tekstu w dużej ilości. Nie uważam jednak, że w tej książce nie ma nadziei. Jest! Piotr i Lena mimo tego, że wiele w życiu przeszli wciąż wierzą, że znajdą miłość. Wiktor uważa, że dwaj synowie i żona to jego święta trójca, a Zbigniew chce zmienić wygląd, bo dąży do poprawy swojego losu. Oni wszyscy wierzą, że coś ich w życiu jeszcze czeka. Choćby śmierć 😉 Z przekazem w tej książce jest trochę jak z testralem w Harrym Potterze: dostrzegą go ci, którzy czegoś naprawdę przykrego już w życiu doświadczyli.

  1. Dlaczego to mężczyźni są w niej głównymi bohaterami?

Staraliśmy się o patronat medialny dużej, ważnej fundacji, ale otrzymaliśmy odpowiedź, że choć książka jest bardzo dobra i mają nadzieję, że stanie się popularna, to jednak nie obejmą jej patronatem, gdyż zawiera szowinistyczne elementy. Bardzo mnie to zaskoczyło, bo niemal wszyscy czytelnicy zwracali uwagę na to, że książka mówi o tolerancji. Szowinizm, który się tam pojawia, to celowe ukazanie pewnych spraw w krzywym zwierciadle, by podkreślić, że takie podejście do kobiet jest złem i że tak po prostu nie wolno. Myślę, że to czytelne. Bohaterami są mężczyźni, bo bardzo chciałem poruszyć temat ojcostwa, a także pokazać, że pomimo różnej sytuacji życiowej, ci trzej faceci odczuwają to samo. O macierzyństwie traktuje sporo książek na naszym rodzimym rynku wydawniczym. Celuję w niszę.

  1. Którego bohatera było Panu najtrudniej wykreować?

Wiktora. Dużo książek przeczytałem, nim uznałem, że jestem gotów zmierzyć się z wykreowaniem tej tak nieszczęśliwej, pokrzywdzonej przez los postaci. Zmaganie się z chorobą własnego dziecka jest niewyobrażalnie trudną sytuacją życiową. Postanowiłem jednak być przekorny i właśnie to sobie wyobrazić. Uważam że było warto. Dostaję sporo wiadomości od ludzi, którzy też znajdują się w podobnej sytuacji i odnajdują w tej postaci siebie. Zarzuca mi się, że książka jest depresyjna, wciągająca jak mokradła, mroczna i niedająca nadziei. To nieprawda. Tak sądzą tylko ci, którzy nie odważyli się na te mokradła wejść, zanurkować w tym tekście, dotknąć dna. Aby zobaczyć drugie dno, w tym przypadku trzeba właśnie dotknąć dna! To książka, którą albo się kocha albo nienawidzi. Osoby naprawdę doświadczone przez życie piszą do mnie maile, że dzięki tej książce zrozumieli, że warto walczyć o każdy wdech. Chcą być zdobywcami oddechu. Osiągnąłem więc swój cel –  napisałem powieść, która jest ważna dla ludzi.

  1. Skąd pomysł na okładkę?

Zobaczyłem 6 lat temu prace Reni Loj – Lookarna na krakowskim Kazimierzu i od tamtej chwili byłem już przekonany, że to właśnie jej ilustracja ozdobi moją książkę. Oczywiście wpierw musiałem ją dokończyć, co okazało się bardziej czasochłonne niż przypuszczałem. Wybór padł na grafikę z cyklu „Bajki o gołębiach”, bo to najbardziej „krakowska” praca Renaty. Idealnie pasuje do tekstu. Mamy tu gołębia, chłód, puste miejsce w sercu, a także postać mimo przeciwności losu z nadzieją patrzącą w przyszłość. Wszystko się zgadza 🙂

  1. Czy wydanie własnej książki od zawsze było Pana marzeniem?

Moim marzeniem z dzieciństwa było wydanie płyty, nie książki, ale jestem jeszcze młody więc wszystko przede mną 😉 Zarówno w przypadku książek jak i płyt ważny jest tekst. Zdania w „Zdobywcach” mają swój specyficzny rytm, zauważali to niektórzy czytelnicy, więc to poniekąd taka moja muzyka na papierze, z użyciem liter zamiast nut. Oczywiście od dawna chciałem wydać książkę. Mój pierwszy maszynopis sprzed wielu lat spotkał się z odmową wydawców. I dobrze! Gdy teraz wracam do tamtego tekstu, trochę się go wstydzę. Choć zdradzę Pani sekret, drobną ciekawostkę – monolog Andżeli pochodzi właśnie z nigdy niewydanej powieści. Taki recykling 🙂

  1. Jakie książki czyta Pan w wolnych chwilach? Ma Pan swoich ulubionych pisarzy?

Jako młody człowiek stałem się fanem Masłowskiej i Dehnela. Miałem na ścianie plakaty zdobyte na spotkaniach autorskich. Już wtedy mogłem przypuszczać, że jeśli siądę kiedyś do klawiatury, nie będzie to tekst napisany prostą polszczyzną 🙂 Na maturze z polskiego wybrałem temat „Młodzi gniewni wśród twórców i bohaterów literackich”. Opracowałem go w oparciu o „Pawia królowej” i „Wojnę polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną”. Pamiętam, że jako jedno z pytań usłyszałem zdanie: „Proszę przekonać komisję do przeczytania tak wulgarnych książek”. Odpowiedziałem, że Państwa obowiązkiem było przygotowanie się do dzisiejszego spotkania, więc nie muszę tego robić, bo już książki te przeczytaliście. Dostałem maksymalną ilość punktów. Miałem fajnych nauczycieli w liceum, dobrze wspominam tamten czas. Gdy dorosłem, do listy ulubionych pisarzy dołączyła Anna Janko. Czyli nadal nietypowy język… Fascynacje literackie nie minęły. Niedawno byłem na premierze „Rozdartej zasłony”, czyli wspólnej powieści Dehnela i jego partnera – Piotra Tarczyńskiego. Chyba po prostu lubię, gdy w zdaniach nie chodzi tylko o to, by dobrnąć do kropki.

  1. W jaki sposób Pan tworzy? Czy potrzebuje Pan ciszy i wyznacza sobie godziny pracy, czy może wręcz przeciwnie?

Najczęściej piszę… w telefonie! Wpadam na jakieś zdanie, muszę szybko zanotować by mi nie umknęło, więc wysyłam je na swój numer smsem. Czasem zdarza się, że porządkując wiadomości skasuję tego smsa i zdanie przepada. Mam też oczywiście zeszyt, w którym notuję, ale nie podróżuję z nim, a komórkę mam zawsze pod ręką. Mam wrażenie, że mój telefon wie o mnie najwięcej! Gdy przychodzi czas wykorzystywania tych przypadkowych, niepowiązanych z sobą zdań, potrzebuję całkowitej ciszy. Robię sobie zieloną herbatę i siadam przy biurku, na moim pięknym, drewnianym, PRL-owskim fotelu, wyszperanym w sieci, wyżebranym za darmo. Przeglądam napisane do siebie wiadomości i scalam je w całość. To bardzo widać w książce. Nie zależało mi na fabule, bo z założenia miała to być książka o tym, co kryjemy w głowach. Powstała więc powieść – mozaika, złożona z myśli, z niewypowiadanych słów.

  1. Planuje Pan wydanie kolejnych książek?

Chciałbym być pisarzem, choć trochę się rumienię, gdy ktoś mówi do mnie per „pisarz”. Pisarzem człowiek staje się moim zdaniem gdzieś w okolicach trzeciej książki, póki co jestem więc co najwyżej autorem powieści. Jednej! Zależy mi oczywiście na progresie. Druga książka pt. „Sajko” ma już jak widać tytuł, ale co ciekawe – ma już także okładkę. Znacznie łatwiej pisze mi się, gdy wiem co zobrazuje ten tekst. Mam nadzieje, że wydawnictwo poprze mój koncept. Druga książka jest książką o psychoterapii. Niedawno stworzyłem bardzo konkretny projekt tego tekstu, ujmując w nim punkty typu: zarys postaci, pomysły na fabułę, przesłanie powieści itd. Do drugiej książki podchodzę znacznie bardziej świadomie. Byłem kiedyś team liderem, dużo pracowałem z Excelem. Śmieję się, że teraz książkę też piszę przy wykorzystaniu tego programu, bo wszystko mam w tabelkach. Polubiłem porządek. „Zdobywcy oddechu” dosłownie „wisieli” u mnie na ścianie, rozpisani na samoprzylepnych karteczkach, poprzyklejanych nad biurkiem. Widać poszedłem teraz z duchem czasu: laptop, smartfon, tabele 🙂

źródło: literacki-wszechswiat.blogspot.com