artur1Jest młody, wszechstronnie uzdolniony. Uwielbia bawić się słowem i ma ogromną wyobraźnię. Do tego jest przystojny i inteligentny. Na rynku niedawno ukazała się jego satyra Jarek Patriota.Bóg, honor i włoszczyzna, w której nie boi się kreować odważnych i zabawnych sytuacji z udziałem polityków pewnej partii. 

 

Od premiery Twojej książki minęło niewiele czasu, sądzę jednak, że wydanie jej miało pewien wpływ na Twoje życie. Co zmieniło się w kontaktach interpersonalnych od czasu pojawienia się na rynku satyry „Jarek Patriota. Bóg, honor i włoszczyzna”?

Znajomi proszą mnie o autograf, życząc szybkiego powrotu z więzienia. Początkowo myślałem, że sobie żartują, ale jak słyszysz coś takiego po raz n-ty, zaczynasz się zastanawiać. Poza tym chyba wszystko po staremu. Mój kot trochę osowiał. Ale to chyba alergia.

Książka nie jest pozycją, która przechodzi bez echa, powiedziałabym nawet, że jest kontrowersyjna. Dlaczego akurat polityka i Jarosław jako bohater?

Jarosław to znakomity materiał na uniwersalnego bohatera. Ideał, oczytany, niezwykle przystojny i niezawistny. Tyle dobrego zrobił dla ludzi oraz dla rodziny Radia Maryja, że nie mogłem pozostać obojętnym. Chciałem opisać jego historię. Co więcej, na poczcie zauważyłem, że ktoś mi zrobił konkurencję, wydając wersję alternatywną biografii Jarosława. Śmiem twierdzić, że moja jest bliższa prawdzie.

Satyra imponuje kreacją licznych bohaterów, skąd pomysł by zastosować syntezę postaci różnych epok historycznych?

Tu na chwilę zmienię ton, przemówię bardziej na poważnie – na wypadek gdyby wywiad wpadł w ręce rodziny Radia Maryja. Do nich trzeba prosto z mostu, inaczej gubią się w niuansach i metaforach. Otóż nurt jedynej i słusznej polityki historycznej, z taką lubością wykorzystywany już w czasach głębokiej komuny, powrócił z impetem wraz z nadejściem panowania Jarosława. Oglądałem ostatnio wiadomości TVP i doszedłem do wniosku, że trzeba mieć nieźle nasrane w głowie, żeby obiektywną informację zmienić w tak żenującą manipulację. Do tego wszystkiego dochodzi groteskowa postać Pana Kaczyńskiego z całą swoją małostkowością i polskimi kompleksami.

Ponieważ w wielkość Jarosława, jakby nie patrzeć, wierzy około 20% narodu, ja chciałbym uświadomić pozostałe 80%. To wszystko, na co tak ciężko pracowaliście i w co wierzycie, to zasługa Jarosława. Po lekturze mojej książki mam nadzieję, że zrobi mu się ciasno w kraju i przeprowadzi Egipcjan przez Morze Czerwone.

Czy ktoś z kręgów politycznych odezwał się oburzony Twoją swobodną wizją literacką? A może wręcz przeciwnie: czy opozycja ośmieliła się pogratulować?

Dwa portale stojące w opozycji do tzw. dobrej zmiany zaproponowały zareklamowanie książki. Jeden z nich przełożył teorię na praktykę. Napisałem do kilku polityków, ale odpowiedział, bardzo kurtuazyjnie, tylko pan Robert Biedroń. Pewnie mają na głowie ważniejsze sprawy. Może Twój wywiad coś zmieni. Wszyscy mi mówili, że pójdę siedzieć, a tu ani CBŚ, ani FBI, mogliby chociaż jakąś komisję do sprawy Pruzińskiego powołać.

Dziś jesteś kontrabasistą w zespole KA1. Zaczynałeś od gry na gitarze, która ponoć miała zapewnić Ci wianuszek fanek.  Dlaczego więc kontrabas a nie gitara, jak początkowo zakładałeś?

Gitara wygenerowała niewielki wianuszek. Musiałem się przerzucić na coś większego kalibru. A tak na poważnie, to zawsze chciałem grać kontrabasie, ale w akademiku, a potem w kawalerce instrument się nie mieścił. Dopiero jak przeprowadziłem się na ukochaną warszawską Pragę, udało się zrealizować marzenie o kontrabasie.

Muzyka jest Twoim życiem, czy zakładasz, że kiedyś przestanie być obecna w Twoim życiu?

Nie sądzę. Co więcej jej waga systematycznie wzrasta. W nadchodzącym roku wejdziemy ponownie do studia z KA1, to będzie bardzo dobra płyta – rozwijamy się systematycznie. Szykujemy się także do debiutu z projektem jazzowym SUOVA, do którego zaprosił mnie przyjaciel Arcadius Mauritz. To będzie kawał wyśmienitej, przemyślanej muzyki. Wciąż liczę również, że będę kontynuował moją tango-salsową przygodę taneczną i przeprowadzał wywiady z ludźmi z branży. Jest tylu fascynujących i utalentowanych artystów, którym bardzo ciężko się wybić, a zasługują na to, żeby docenić ich pracę.

Przyjrzałam się Twoim krótkometrażowym filmom. Skąd czerpiesz inspiracje? 

Zaskoczyłaś mnie teraz 🙂 Moje filmy to zabawa, taka forma relaksu i samorozwoju, poznawania interesujących ludzi. Nigdy nie traktowałem ich poważnie, tym bardziej komercyjnie. Mimo wszystko do tej pory jestem dumny z faktu, że mój debiut, mocno teatralny film „Ostatnia Wigilia” powstawał pod czujnym okiem Magnusa von Horna, niezwykle zdolnego Szweda-Polaka, reżysera wielokrotnie nagradzanego Intruza… Ale do meritum – inspiracje czerpię z ciągłych obserwacji. Staram się natomiast unikać przeniesienia wątków autobiograficznych do filmu jak i literatury. Wyjątkiem jest muzyka – chyba najbardziej osobista forma wyrazu. Pochłania mnie jej przestrzeń.

Muzyka, kino, literatura, blogowanie… Artystyczny Artur z Ciebie. Planujesz zaskoczyć nas czymś jeszcze? 

Tak, chciałbym się kiedyś w końcu ożenić.

Dziś przez komin do grzecznych dzieci wpada Święty Mikołaj. Spodziewasz się gościa? 

Spodziewam się dobrego kapuśniaku, jak co roku. A jeśli będzie i Mikołaj, to na pewno przybijemy sobie piątkę.

Zapracowany z Ciebie człowiek. Czy w święta planujesz odetchnąć? Jak zamierzasz je spędzić?

Rodzinnie, w miasteczku z którego pochodzę, czyli w Pionkach. Jeśli chodzi o święta jestem tradycjonalistą, przełamię się opłatkiem choćby i z Macierewiczem. A potem wypalimy razem joint’a. Oczywiście z jego zasobów.   

Życzę Ci zatem płodności w Nowym Roku. Dziękuję za poświęcony czas i miłe rozmowy 🙂 

Dla BookHunter.pl wywiad przeprowadziła Klaudia Cebula.