Bartek Marcinkowski: Do opowieści o zdradzie książka o polityce nadaje się, jak żadna inna

Iwona Burzyńska: Przyznam szczerze, że sceny w których panowie Jaruzelski i Kiszczak przy butelce koniaku  rozprawiają o przyszłości Polski i opracowują strategię zachowania władzy po upadku ZSRR nie tylko przyprawiają o szybsze bicie serca, ale też uruchamiają wyobraźnie czytelnika. Zadajemy sobie pytanie Czy tak w rzeczywistości mogła wyglądać transformacja ustrojowa po 89′? No  właśnie ile w Rozgrywce jest prawdy? W jakim stopniu fabuła książki zbudowana jest z domysłów, a jaką jej cześć stanowi literacka fikcja?

Bartek Marcinkowski: Te rozmowy w istocie nie wyglądają inaczej. Każdy, kto widział film „Nocna zmiana”, mógł się o tym przekonać. Generałowie to przecież zwykli ludzie, z krwi i kości, nie różniący się od innych.  Życie przypisało im tylko nietypowe role do wypełnienia.

Szczerze mówiąc, nie jestem ostatecznie przekonany, jak wyglądała transformacja i czy „Rozgrywka” to political fiction, czy może real politic. Wizja upadku komunizmu przedstawiona w powieści nie odbiega od prawdy bardziej (w mojej ocenie) od tej, którą opowiada większość podręczników historii, choć oczywiście różni się. W porównaniu z mitem o samotnym zwycięstwie  gdańskiego elektryka to esencja prawdy. Upadek PRL, w sensie kalendarzowym, wyglądał tak, jak w powieści. Kwestią autorskiej interpretacji pozostają motywy, gotowość do podzielenia się władzą przez komunistów, szczerość obu stron prowadzących negocjacje, czy wpływ jednych zdarzeń na  inne.

Operacja Hiacynt była przeprowadzona na polecenie Kiszczaka naprawdę. Spisywano osoby homoseksualne, zakładano im tzw. różowe teczki. Do dzisiaj nie odnaleziono jednak żadnej karty ewidencyjnej. Jeżeli ktoś przypuszcza, że te osoby były spisywane w ramach walki z AIDS, a nie po to, by uzyskać materiał nacisku, czyli szantażu – jest w błędzie.

 

Pomimo tego, że książka należy do tej z gatunku political fiction to została napisana w lekkim,  niezobowiązującym stylu. To sprawia, że czyta się ją szybko jak dobry thriller, a przy okazji może po nią sięgnąć szersza grupa czytelników. Jak w Pana przypadku wyglądał warsztat pracy oraz sam proces zbierania materiałów i inspiracji? Jak narodził się pomysł na tak alternatywną wizję upadku  komunizmu? 

Materiał do „Rozgrywki” zbierałem od dłuższego czasu. Interesuję się historią najnowszą i w pewnym sensie miałem go w głowie. Wydarzenia polityczne ostatnich lat, w szczególności  zachowania niektórych osób, nie tylko polityków, ugruntowały we mnie przekonanie, że moje  postrzeganie historii, powiązań i relacji personalnych jest spójne i logiczne, chociaż w istotnej  mierze oparte na poszlakach.

Lekki styl książki, to chyba mój styl pisania, w którym dobrze się czuję. To jednocześnie daje  szansę, na dotarcie do szerokiego grona, które nie lubi historii podanej w tradycyjnej, trudno „zjadliwej” formie. Starałem się pamiętać o tym, że tematyka nie jest najłatwiejsza i niektóre kwestie wymagają przybliżenia. Otrzymuję sygnały zwrotne, że się udało i nawet osoby urodzone po 89 roku rozumieją, co autor miał na myśli. To mnie cieszy, bo w pisaniu ważniejsze niż wrażenie  autora, jest opinia czytającego.

A czy przedstawiona wizja transformacji jest niemożliwa? Gdyby tak było, czy zadawano by  pytanie o rzeczywisty przebieg transformacji ustrojowej po 89′. Odpowiedź pozostawiam  czytelnikom.

 

Dotychczas literaci stosunkowo rzadko szukali inspiracji dla swoich dzieł w komunistycznych realiach. To dosyć newralgiczny okres w historii Polski. Głównie znamy go z historycznych opracowań czy odtajnianych i co jakiś czas upublicznianych akt IPN. Jak Pan myśli skąd wynika to pewnego rodzaju tabu? Czy może artyści dopiero teraz odkrywają potencjał, jaki niewątpliwie tkwi w minionej epoce? W końcu czasy pełne społecznych sprzeczności i absurdów,  niewyjaśnionych dotąd politycznych układów i wszechobecnych agentów tajnych służb, jak żadne inne mogą stać się idealnym punktem wyjścia dla niejednego kryminału, sensacyjnej powieści czy tak, jak w Pana przypadku, do napisania książki z gatunku political fiction. 

Okres jest rzeczywiście trudny, a dla wielu bolesny, pełen emocji. To zachęca do budowania tabu. Na utrzymaniu tego stanu zależy nie tylko tym, którzy mają coś do ukrycia w swoich życiorysach. Równie mocno dbają o to dysponenci wstydliwych sekretów. Dopóki bowiem są one tajemnicą,  dopóty mogą stanowić materiał nacisku, innymi słowy źródło ich wpływów i władzy.

Najlepszym przykładem jest przypadek Lecha Wałęsy, w którym ogniskują się wszystkie problemy związane z omijaniem tego tematu. Dziennikarze i naukowcy uciekali przez kilkanaście lat od prowadzenia badań dokumentów, co jak sądzę odbyło się ze szkodą dla samego zainteresowanego i wyważenia stosunku zasług do przewinień.

Sama „Rozgrywka” też spotkała się z tabu. Niektóre wydawnictwa uznały ją za „kontrowersyjną”,  właśnie z uwagi na tematykę, którą porusza.

Potencjał tej dziedziny jest dla literatury ogromny. Kłopot może stanowić jednak wymóg  znajomości mechanizmów, metod pracy, nomenklatury. Bez tego trudno o autentyczność. Jest jeszcze jedna kwestia. Tradycyjnie kryminał, czy powieść sensacyjna, albo szpiegowska powinny  mieć bohatera pozytywnego, z którym będzie się identyfikował czytelnik. Uczynienie oficera SB  kimś takim stanowi duże wyzwanie dla autora. Udało się to Pasikowskiemu w „Psach”, który  bardzo realistycznie przedstawił obyczajowość środowiska i wykreował Franza Maurera na pozytywnego bohatera.

Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak na kartach Pana powieści tworzą dość oryginalny duet. Pierwszy z nich jest doskonałym wojskowym, który pomimo tego ma problem z partyjną strategią.  Drugi zaś jawi się jako genialny wizjoner o świetnym politycznym i społecznym wyczuciu. Skąd  pomysł na taką właśnie kreację pary głównych konspiratorów? 

Nić łącząca generałów jest powszechnie znana. Była ona tak silna, że niektórzy opisywali ją raczej  jako linę okrętową. Ich życiorysy zostały splecione na długo, zanim poznała ich opinia publiczna, czy nawet aparat PZPR. Przy tym nie da się nie zauważyć, że stworzyli duet, który odegrał w Polsce kluczową rolę, wyznaczając kierunki rozwoju po 89 roku. Sporo czasu poświęciłem na lekturę opisującą obu. Trochę usłyszałem od człowieka, który znał generałów osobiście. Pozwoliło mi to na wyrobienie własnego zdania, na temat gotowości do podejmowania przez nich działań,  które – uciekając od ocen moralnych – można określić jako niestandardowe.

Chciałem opowiedzieć o motywach ich działania, źródłach pomysłów i przebiegu procesu  decyzyjnego. Na potrzeby fabuły, aby nie zanudzić czytelnika, konieczne było ukazanie generałów przy okazji zwykłych czynności, spotkań i rozmów, kiedy nie muszą odgrywać scen na potrzeby otoczenia zewnętrznego.

 

Czy pozostali bohaterowie Rozgrywki – jak się później okazało pionki w rękach Jaruzelskiego i  Kiszczaka – mieli swoje odwzorowanie w rzeczywistości?

Starałem się, aby każda postać książki, albo istniała naprawdę, albo była inspirowana przez  żywych, prawdziwych ludzi. Niektórzy, z uwagi na potrzeby fabuły byli „ulepieni” z kilku.

Bohater, kpt. Tadeusz Krzepicki oraz jego dziewczyna – Ewa także podlegali tej zasadzie. W ich  relację pozwoliłem sobie wpleść trochę autobiografii. Łapię się na tym, że Ewa jest swoistym  wyobrażeniem kobiety, nieco wyidealizowanym. Autor może jednak – od czasu do czasu – pozwolić  sobie na wzniosłość, to jego przywilej.

 

Agnieszka Holland powiedziała kiedyś, że kręci filmy, bo życie ją nudzi. A jak jest z Panem? Dlaczego zdecydował się Pan na napisanie książki, w dodatku z tak ryzykownego gatunku jakim jest political fiction? 

Fikcja zawsze jest ciekawsza, bardziej pociągająca. A życie, ze swoimi obowiązkami bywa nudne. Nie zapominajmy jednak, że każda fikcja zrodziła się lub była zainspirowana prawdziwymi zdarzeniami, doświadczeniami czy przemyśleniami. „Rozgrywkę” napisałem, chcąc opowiedzieć o zdradzie, jako takiej. A książka o polityce nadaje się do tego, jak żadna inna. Jestem historykiem i  politologiem. Znam się trochę na działalności służb specjalnych PRL i wojskowości. Poszedłem więc na łatwiznę. Nie zdawałem sobie jednak sprawy z tego, że political fiction jest postrzegany,  jako ryzykowny i trudny. Dowiedziałem się dopiero czytając recenzje. Szczęśliwie wszystkie wyrażały zdziwienie, że w tym gatunku można stworzyć coś ciekawego, co nie zabija czytelnika.

 

Co to znaczy być pisarzem w dzisiejszych czasach, zdominowanych w pewnym sensie przez kulturę cyfrową i wirtualną rzeczywistość? Jak postrzega Pan w tej sytuacji rolę i pozycję  współczesnego literata? 

Świat zmienia się nieustannie i można to jedynie zaakceptować. Kultura cyfrowa, wirtualna rzeczywistość, z jednej strony ułatwiają dostęp do czytelnictwa, z drugiej odrywają od niego, oferując rozrywki nieznane jeszcze kilka lat temu. Może to wpływać na sprzedaż. Nie powinno jednak mieć znaczenia dla samej opowieści i tego co autor ma do przekazania. To co kluczowe dla każdej opowieści: relacje między ludźmi, to jacy jesteśmy nie jest zależne od epoki, w której  żyjemy. W tym ujęciu rola pisarza jest taka sama jak dwieście lat temu. I wtedy było sporo gniotów,  papki i tego co dzisiaj nazywamy komercją. Może trudniej było je wydać. Tak czy owak, rola którą ma do wypełnienia twórca, nie zmienia się. Pozycja pisarza jest jednak inna. To, że pisze coraz więcej ludzi, a coraz mniej czyta – raczej obniża tzw. pozycję i autorytet pisarza. Trudno mi zresztą  wypowiadać się na ten temat w oparciu o własnej doświadczenia, te są dość ograniczone.

 

Czy zamierza Pan kontynuować dalej pracę literacką? Czy pracuje Pan już nad jakimś  materiałem? Jeśli tak, to proszę uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić coś na jego temat.

Oczywiście, chciałbym pisać dalej. Zachęcają mnie do tego recenzje publikowane w prasie czy  sieci, z których wynika, że „Rozgrywka” się podoba. W kwestii dalszego pisania nie wszystko jednak zależy ode mnie. Warunek jest jeden – powieść musi się sprzedawać, czyli docierać do czytelnika. Paradoksalnie, autor ma ograniczony wpływ na sprzedaż, wiele zależy od sprawności  wydawnictwa, dystrybutorów i szeregu innych czynników. Niemniej jednak, jestem przekonany, że dobra książka w dłuższej perspektywie się obroni. Wracając do pytania, tworzenie ma tylko wtedy  sens, jeżeli towarzyszy mu interakcja, refleksja po drugiej stronie. Ważne, aby wyglądało to inaczej  niż w polskich kabaretach lat dziewięćdziesiątych; bawimy się na scenie, a publiczność  niekoniecznie.

Mam w głowie kompletny pomysł na kolejną książkę; to o czym chcę opowiedzieć, plan, rozdziały, bohaterów, wreszcie tytuł. Prawdopodobnie usiądę do komputera w maju. Odwlekam ten moment, bo dla mnie oznacza to około trzech miesięcy pracy, która istotnie pochłania i odrywa od innych aktywności. Tak było w przypadku „Rozgrywki”. Kiedy piszę, nie czytam niczego, by nie  „nasiąkać” stylem innych. A lubię czytać.

„Rozgrywka” zakończyła się w sposób, który niejako wymusza jej dokończenie. Naturalnym  wydaje się kontynuacja. Powieść, jeżeli powstanie, zostanie osadzona w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Lata dziewięćdziesiąte to niezwykle ciekawy i w gruncie rzeczy mało znany okres. Warto zamieszać w tym kotle, trochę poróżnić bohaterów „Rozgrywki” i rzucić światło na upadek kilku rządów.

Dziękuję za rozmowę!

rozgrywka_okl

źródło: kulturaonline.pl