Dziś moim gościem jest Agnieszka Moitrot, autorka książki „Henia. Z pamiętnika szczęśliwego psa” zabierającej małych i dużych czytelników w świat widziany okiem psa.
Skąd wzięła pani pomysł na opowieść o psie i jego „rodzinie”?
Agnieszka Moitrot: Dosłownie z życia. Zawsze lubiłam pisać, jednak we wszystkich moich wcześniejszych tekstach nie było duszy, nie czułam ich, dlatego lądowały w szufladzie i leżą tam do dzisiaj, chyba mocno zakurzone. A historia Heni? Któregoś dnia spacerując z moimi psami po lesie, pomyślałam, że może dobrze byłoby opowiedzieć o życiu naszej, sporej przecież gromadki. Bo jeśli ma się wokół siebie siedem kotów i cztery psy(a tyle w tej chwili towarzyszy nam) nuda jest wykluczona. Właściwie każdy dzień jest inny, jeśli wolno mi zacytować Henię. I po prostu to opowiedziałam, przy czym chciałam, żeby rzeczywistość była widziana oczami psa i do tego ze szczyptą ironii. Dlatego „Henia” jest adresowana nie tylko do dzieci. Również dorośli (naturalnie z poczuciem humoru) mogą się przy jej lekturze bawić. Kto wie, może nie jeden ojciec rodziny odnajdzie jakąś cząstkę siebie w osobie Pana od Heni? Tak że aspekt ironiczno-satyryczno-rozrywkowy po pierwsze. Jednak równie ważna była chęć pokazania, że każdy, niezależnie od urody i umiejętności zasługuje na szacunek. Nawet taki brzydki, śmieszny piesek jak Henia.
Czyli Henia ma swojego odpowiednika w naszym, niebajkowym, świecie?
Agnieszka Moitrot: Oczywiście. Henia to moja ukochana suczka, o tym samym imieniu. Jest rzeczywiście niezbyt urodziwa i ma ten śmieszny, zadarty nos, o którym wspominam w książeczce. Nie będę oryginalna, jeśli dodam, że jest również bardzo inteligentna, ale to oczywiste( uśmiech).Jest takie bardzo piękne i prawdziwe powiedzenie: na świecie istnieje tylko jeden najpiękniejszy pies i on należy do mnie. Cóż więcej można tutaj dodać?
Czy „Henia” jest napisana z myślą o kimś bliskim?
Agnieszka Moitrot: Pisząc „Henię” myślałam o moim kochanym mężu, który jak ja lubi otaczać się zwierzętami i czerpie z tego radość w codziennym życiu.
Psy potrafią przekazywać swoje emocje?
Agnieszka Moitrot: Ależ to rzecz oczywista! Jeżeli pozostaniemy przy Heni, to muszę powiedzieć, że jest bardzo wrażliwa. Kiedy zdarzy się, że ją skarcę, jest smutna i chowa się w zacisznym miejscu. Mogę wołać i prosić, nie przyjdzie. Bardzo często idzie po pomoc do mojego męża. Chowa się za jego nogą i raz po raz wychyla się i popatruje na mnie, jakby chciała sprawdzić, czy jeszcze jestem zła.
Henia jest też o mnie bardzo zazdrosna. Wie, że jej pozycja jest uprzywilejowana i nie daje sobie jej odebrać. Inne psy (bo koty oczywiście nie) zaakceptowały to, choć przecież jej matka Sally, gdyby chciała, mogłaby ze względu na swoją posturę z łatwością” nauczyć Henię rozumu”.
Stare powiedzenie mówi: „żyją jak pies z kotem”. Jak to jest naprawdę z tą zwierzęcą niezgodą?
Agnieszka Moitrot: To chyba wywodzi się z odmiennej mowy ciała, jaką mają pies i kot. Pies, kiedy się cieszy, kręci ogonem, ale ta sama czynność u kota oznacza zupełnie coś innego. Kot wali ogonem jak pejczem i chce nam w ten sposób okazać niezadowolenie, a nawet chęć walki.
Jednak w naszym domu wszystkie zwierzęta żyją w absolutnej zgodzie. Sama się zastanawiam na czym to polega. Może po prostu każde z nich czuje się przez nas jednakowo kochane? Chcąc być uczciwą, muszę dodać, że koty u nas rządzą i tu nawet Henia się podporządkowuje. Jeśli zdarzy się, że któryś z kotów zajmie legowisko psa, ten ostatni grzecznie kładzie się na podłodze obok i czeka, aż łaskawie „pan kot” wstanie i ustąpi mu miejsca. To czasami trwa długo, bo koty są wielkim śpiochami. No chyba, że ja zainterweniuję (śmiech) i zaprowadzę równowagę. Krótko mówiąc i tak psy są zawsze na straconej pozycji.
Jakie zwierzęta z panią mieszkają?
Agnieszka Moitrot: Och, naturalnie Henia, jej mama Sally i Lili. Od niedawna mieszka z nami mały piesek z Rumunii, bardzo słodki Ozzy. Taki zwyczajny nadzwyczajny kundelek, który po prostu jest wdzięczny za to, że ma dom i jak może, to okazuje. Sally i Lili pochodzą z Hiszpanii, los nie był dla nich łaskawy, gdyż zostały wyrzucone na ulicę. Uratowała je moja znajoma, no a potem trafiły do nas. Właściwie Henia jest jedynym psem, który nie zaznał przykrości bezdomnego, niechcianego zwierzęcia, ponieważ urodziła się już w naszym domu.
A więc cztery psy. Oprócz tego koty. Najstarsza Kitty, ma już osiemnaście lat i spokojnie przeżywa swoją kocią starość. Bella i jej córka Toffi, obydwie znalezione na śmietnisku. Malutki, przepiękny kot o niesamowitej, brązowo-beżowej maści .Ktoś podrzucił go na parking przed supermarketem. Brunia, czarna kotka, która jest najbardziej inteligentna spośród futrzastomruczących. Zachowuje się jak pies. Chodzi z nami na spacer; bardzo śmiesznie to wygląda, kiedy obok czterech psów biegnie mała czarna kotka. I do tego ociera się o ich nogi. Brunia nabiera jedzenie do pyszczka łapką i pije ze szklanki. Nie dla niej zwykłe kocie zwyczaje! Od niedawna na pokład zawitał Jimmy, wspaniały biały kocur, który w swoim krótkim życiu zaznał wiele złego. Znaleźliśmy go w rowie, tak bardzo poranionego i pokrytego krwią, że nie można było zobaczyć jakiego jest koloru. Niestety, od czasu, kiedy napisałam „Henię”, odszedł od nas Kubuś, starszy, bardzo kochany szaro-bury tygrysek. No cóż, na nudę nie można narzekać(śmiech)!
Co daje pani kontakt ze zwierzętami?
Agnieszka Moitrot: Przy zwierzętach odpoczywam. Odreagowuję stres. Obserwacja moich czworonożnych towarzyszy, ich zwyczajów, zachowań, ich, tak różnych charakterów sprawia, że nie potrzebuję telewizji. Nie ma dla mnie lepszego sposobu spędzenia wolnego czasu niż pójście z psami na długa wycieczkę do lasu. No a poza tym, a może przede wszystkim, zwierzęta to przyjaciele.
Dużo pani czyta?
Agnieszka Moitrot: Tak. Oprócz zwierząt, drugą moją pasją są książki. Zawsze dużo czytałam. Niekiedy potrafię iść ulicą , w jednej ręce trzymać kierownicę roweru, w drugiej książkę. Wiadomo, że idzie się wtedy trochę na oślep. Kiedyś w ten sposób o mało nie wpadłam na latarnię. Zatrzymały mnie ramiona bardzo miłego pana.
Nie, nie został moim mężem, tak romantycznie się nie skończyło, ale przyjacielem tak.
Po jakie książki pani sięga?
Agnieszka Moitrot: Ostatnio rzadko sięgam po nowe pozycje, postanowiłam jeszcze raz wrócić do moich ukochanych książek, które mogłabym czytać wciąż na nowo. Rozsmakowuję się właśnie „Krystyną córką Lavransa”,przedtem cyklem Jamesa Herriota ”Wszystkie stworzenia duże i małe”(mam wszystkie osiem tomów),wróciłam też do „Mistrza i Małgorzaty”, według mnie najpiękniejszą książką, jaka kiedykolwiek została napisana. Przede mną leży „Obóz świętych” Raspaile’a, bardzo aktualna i „Królowie przeklęci” Druona. Lubię też dobre kryminały, uwielbiam Chmielewską, ale tę wcześniejszą, Agatę Christie oczywiście też. Zawsze i nieodmiennie mam słabość do literatury dziecięcej, czytam do dziś. „Mała księżniczka”, „Dzieci Z Bullerbyn”, „Tajemniczy ogród”, „Podróż za jeden uśmiech”, „Stawiam na Tolka Banana”… Jak widać spektrum bardzo szerokie i nieograniczone do kilku gatunków. Ale, nie, jest coś czego nie cierpię. Thrillery polityczne, opowieści o gangsterach (wyjątkiem jest tu ”Ojciec Chrzestny”).
Powiem jeszcze coś. Miłością do książek zaraziłam moje dzieci i to chyba największy powód do zadowolenia w dzisiejszych czasach. Zarówno córka jak i syn uwielbiają czytać i buszować po półkach księgarskich.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Agnieszka Moitrot: Dziękuję.
Żródło: http://annasikorska.blogspot.com/2016/04/agnieszka-moitrot.html