„Amantes amentes (zakochani są szaleni)”, mawiali starożytni Rzymianie. I jest to fakt niezaprzeczalny, bez znaczenia na miejsce i czas. Bo dopóki będą żyć ludzie na ziemi, dopóty będą się zakochiwać. Szczęśliwie lub nie. Na całe życie lub na jeden wieczór. Ludzkim relacjom tym razem postanowił się przyjrzeć bliżej Janusz Niżyński w swej fenomenalnej książce „Trzydzieści krótkich opowiadań o miłości”.
Janusza Niżyńskiego miałam przyjemność poznać drogą internetową około pięć lat temu. Wtedy to zapałałam ogromnym uwielbieniem dla Fryderyka Chopina. Szukałam forum internetowego, na którym będę mogła porozmawiać z miłośnikami jego twórczości, zarówno świeżakami, do których się zaliczałam, jak i prawdziwymi koneserami. I tak trafiłam na „Kurier Szafarski. Forum miłośników dzieł Fryderyka Chopina i muzyki klasycznej”. Na Janusza zwróciłam uwagę już od początku. Posiada dużą wiedzę, którą chętnie dzieli się ze wszystkimi, ma też wspaniałe poczucie humoru. Spodobał mi się styl, w jakim pisał swoje forumowe posty. Potem przeczytałam jeszcze kilka jego opowiadań w internecie. Wszystkie bardzo mi się podobały. Kiedy więc pojawiła się możliwość przeczytania jego książki, chętnie się tego podjęłam. I nie żałuję. Czytanie jej to był wspaniały czas.
„Trzydzieści krótkich opowiadań o miłości”, wydane nakładem wydawnictwa Novae Res nie jest debiutem książkowym Janusza Niżyńskiego. Wcześniej ta sama oficyna wydała jego „Bajki dla dzieci. Stories for kids”, jak się można domyślić po tytule, opublikowane po polsku oraz po angielsku.
Recenzowana przeze mnie książka składa się z trzydziestu opowiadań, ułożonych w kolejności od najkrótszego do najdłuższego. Pierwsze z nich zajmuje pół strony, ostatnie – niecałe dwadzieścia sześć stron. Jak można przeczytać z tyłu na okładce „autor m.in. postawił sobie za cel, aby każde stanowiące osobną całość opowiadania można było przeczytać w ciągu kilkunastu minut”.
Bohaterami tych opowiadań są różni ludzie, kobiety i mężczyźni, biedni i bogaci, młodsi i starsi. Opowiadania są niby odrębne i można je czytać w dowolnej kolejności, ale bardzo szybko przekonujemy się, że ich bohaterowie tworzą jedyną w swoim rodzaju ciekawą mozaikę przenikającą się nawzajem. Bo wielu z nich pojawia się w więcej niż w jednym opowiadaniu. Gdzieś są bohaterami głównymi, w innym miejscu drugo- lub trzecioplanowymi. Tak dzieje się np. z Januszem Babickim czy z blogerką o nicku ybj. Najbardziej utkwiły mi w pamięci następujące opowiadania: „Breloczek z nr 13”, „Kochankowie z ulicy Saint-Avoie”, „Sześć dni” oraz „Saksofonista Janusz”.
Każda z opisywanych miłości jest inna. Niektóre z nich zresztą można nazwać zakochaniem czy zauroczeniem, a więc dopiero preludium, że pozwolę sobie użyć muzycznej terminologii, a muzyki też w tych opowiadań wiele… Jest to zatem preludium do prawdziwej miłości, która, niestety, nie zawsze nadejdzie. Nieważne zresztą, jak nazwiemy to uczucie, każdy z nas potrafi się w nim zatracić. Zatracić tak jak kochankowie z ulicy Saint-Avoie czy Beata i Janusz z opowiadania „Sześć dni”. Czytając dzieło Janusza Niżyńskiego sami zastanawiamy się czym jest miłość i w jakich może być odcieniach?…
Nie tylko tematyka książki przypadła mi do gustu. Na uwagę zasługują też ilustracje do książki autorstwa Marzeny Sucharskiej. Są doskonałym uzupełnieniem treści. Nie mogę nie wspomnieć o pięknym, nieco poetyckim języku, którym posługuje się Janusz Niżyński. I te utwory Chopina pojawiające się od czasu do czasu… A nie zdradziłam czytelnikom jeszcze jednego – autor tej książki potrafi pięknie grać na fortepianie.
Podsumowując polecam tę książkę wszystkim tym, którzy szukają odpowiedzi na pytanie czym jest miłość. Ostrzegam tylko, że niekoniecznie odnajdziecie odpowiedź na to pytanie. Czasem po lekturze pytań może być jeszcze więcej…
źródło: czytelnicze-zacisze.blogspot.com