Zacznę od tego, że nie lubię poradników dotyczących życia prywatnego. Poradzić to się można w sprawie przepisu na ciasto lub skutecznego sposobu na wywabienie plamy po winie. Za życie osobiste odpowiada się samemu i nie wierzę w złote rady, które uczynią nagle związek z problemami bezproblemowym, a jego członkowie, natchnieni lekturą, następnym razem dwa razy zastanowią się, zanim coś zrobią lub powiedzą. A przynajmniej nie ufam długofalowym skutkom takiej lektury.
Nie wierzę w to wszystko, a jednak sięgnęłam po książkę Kamili Lukowicz, będącą nie czym innym jak poradnikiem, choć utrzymanym w przyjemniejszym, bo mocno żartobliwym klimacie. Pewnie wpływ na to miał fakt, że jestem świeżo poślubioną żoną i mówiąc szczerze – ten fakt czasem mnie przeraża, a konkretnie moje obawy dotyczą oczekiwań społecznych związanych ze statusem bycia żoną. Już nie dziewczyną – żoną, to brzmi pięknie, ale też dojrzale, poważnie. I przyznam, że czasem zdarza mi się myśleć o moich życiowych poczynaniach właśnie przez pryzmat nowego stanu cywilnego – czy coś wypada, skoro jestem żoną? Chyba po prostu dałam się zwariować tym wszystkim treściom, które obecnie bombardują nasze głowy – perfekcyjna pani domu, żona idealna, taka sama rodzicielka. A gdzie w tym miejsce dla nas samych i naszej indywidualności?
Do lektury książki pani Lukowicz zabrałam się zatem z optymizmem umiarkowanym, podszytym ukrytą nadzieją, że przeczytam tam, że wszystko ze mną jest ok, że skoro mój małżonek wybrał właśnie mnie i to mi ślubował te wszystkie ważne rzeczy, to dla niego jestem żoną idealną, mimo że do guru kucharzenia mi daleko, mniej więcej tak daleko jak do wymiarów 90-60-90.
I nie zawiodłam się, bo nikt mnie tutaj nie próbował ująć w ramy, wskazać braków czy kierunków pracy nad sobą, by stać się „ideałem”. Autorka za główny cel obrała to, by kobieta pod wpływem związku nie zmieniła się w babę, bo to że: „każda kobieta potrafi być też babą”, jest wszystkim wiadome. Sztuką jest natomiast stawanie się babą możliwie jak najrzadziej, co wcale nie jest sprawą prostą. Kamila Lukowicz nie poprzestaje na zdefiniowaniu tego, co oznacza bycie babą i wskazaniu, jak wrócić na ścieżkę kobiecości. Poszła krok dalej – szuka przyczyn, pokazuje, że kobieta staje się babą nie przez mężczyznę, ale przez siebie samą, przez swoje o mężczyźnie wyobrażenie, które nie zawsze, a nawet rzadko, zgadza się ze stanem faktycznym, co uświadamiamy sobie po okresie pierwszego zakochania.
Nie ze wszystkim się zgadzałam, co wbrew pozorom, uczyniło książkę dla mnie ciekawszą. Dzięki subiektywnemu spojrzeniu autorki mogłam polemizować z nią na bazie własnych doświadczeń, co też ochoczo czyniłam. Niektóre kwestie były dla mnie oczywiste, istnienie innych uświadamiałam sobie dopiero w trakcie lektury, zdumiona przytakując słowom pani Lukowicz. Na pewno na plus język – niewybredny, momentami wręcz wulgarny, po prostu życiowy. A skoro to książka o życiu, to specjalistyczne terminy są tu zbędne. Dobrze jest, jak jest. I w sumie cieszę się, że sięgnęłam po tę publikację. Lub inaczej – cieszy się kobieca część mnie, moja wewnętrzna baba stuka palcem w głowę, że to przecież nie o niej.
źródło: zaczytana.com.pl