Mój ojciec, moja inspiracja

Małe dziewczynki nie powinny czytać trudnych książek historyczno-awanturniczych. Kiedy przytrafi się to małym dziewczynkom, już nigdy nie będą chciały być nikim innym niż tylko dorosłymi kobietami – pewnymi swojej siły i wdzięku. Lubię tak o sobie myśleć. I tak, choć życie i czas rzucił nas na przeciwległe strony barykady – zawdzięczam to mojemu ojcu Stanisławowi Pioruńskiemu, niezwykle barwnej osobowości o cudownym, artystycznym zacięciu, nauczycielowi i działaczowi, oczytanemu i inteligentnemu w starym i pewnie już niemodnym tego słowa znaczeniu. Tylko że w pewnym momencie cienki lód pod naszymi stopami pękł na pół. Mimo wszystko nadal jest moją inspiracją, chociaż na zasadzie jaskrawego kontrastu. A ja lubię też jaskrawe kontrasty. Pokazują bowiem odwrotną stronę życia – tę, w której przestaje być ważne, co nam wypada, a co już nie.

Zatem tak – mój ojciec był moją pierwszą inspiracją. To on podsuwał mi książki i rozmawiał ze mną na tematy, które zdecydowanie nie pasowały do kilkuletniej dziewczynki. Tak wykształcił we mnie irytującą ciekawość świata, umiejętność ciągłego zadawania sobie pytań i sprawdzania, czy przypadkiem za daleko nie odeszłam od tego, kim jestem, i tego, kim nie jestem. Myślę, że to bardzo ważna wiedza, o ile nie najważniejsza.

W życiu i w literaturze cenię sobie buntowników, antybohaterów, antagonistów. Żeby reprezentować sobą pewne poglądy i postawę, trzeba być odważnym człowiekiem, na swój wyjątkowy sposób silnym.

O bohaterach literackich Magdaleny Pioruńskiej przeczytacie na stronie opolskiej Gazety Wyborczej.

Wyborcza