Wielbicielka książek zorganizowała na swoim blogu zabawę – blogerzy mieli zadawać pytania autorowi „Zdobywców oddechu”. Wyszedł z tego wywiad, w którym Kłosowicz mówi o powieści, o warsztacie pisarskim, o teatrze, o inspiracjach i o specyficznym stylu, jakim posłużył się w swojej debiutanckiej książce.
Patrycja Fornal
Czy przy pisaniu książki miał Pan wszystko poukładane w głowie i przelewał Pan myśli na papier (bądź na klawiaturę), czy pisał Pan a następnie wprowadzał miliony poprawek?
Podczas pisania jestem bardzo chaotyczny. Bywało, że napisałem fragment tekstu, który bardzo mi się podobał, ale po czasie dochodziłem do wniosku, że nie pasuje do postaci z danego wątku, więc przyklejałem go w inne miejsce książki. Zamysł był taki, że pomimo różnych sytuacji życiowych, bohaterowie odczuwają podobne emocje, więc mogłem sobie pozwolić na dowolną manipulację akapitami. Miałem jednak na samoprzylepnych karteczkach porozpisywane pewne ramy, w obrębie których mogłem się poruszać, by finalnie tekst był spójny, a nie był tylko jakimś literackim freestylem, wyrzucanym z siebie na chybił – trafił.
Czy widziałby Pan swoją powieść na wielkim ekranie? Jeśli tak, to kto grałby główne role?
Widzę ją raczej w teatrze niż w kinie, choć kilka dni temu kupiłem karnet i teraz bez ograniczeń chodzę na wszystko. Zastanawiam się wręcz czy się nie przemeldować do jednego z multipleksów skoro mam tam filmy, jedzenie, toaletę… Niczym Torbicka kocham kino, spędzam w nim mnóstwo czasu. Oczywiście gdy widzę wzmiankę „Na motywach powieści” myślę sobie, że komuś się poszczęściło. To niezwykłe móc zwizualizować własne myśli, zobaczyć jak postaci ożywają na ekranie. Lubię głos Dorocińskiego, mógłby być narratorem w „Zdobywcach oddechu”. Wspomniałem jednak, że widzę adaptację na deskach teatru, bo książce patronują aż dwa. Teatr Nowy Proxima oraz Teatr74. W teatrze uwielbiam to, że świat stwarza się tu i teraz, na naszych oczach. To co się wydarzy jest niepowtarzalne, bo nigdy kolejna sztuka nie zostanie odegrana identycznie. Myślę, że moja powieść ma potencjał teatralny, bo sklejona jest z emocji. Na film za mało w niej fabuły.
Anonimowy
Jak długo powstawała książka i co podczas tego procesu było dla Pana najtrudniejsze?
Książka powstawała kilka lat i najtrudniejsza była wytrwałość. Zdarzało mi się odkładać ten tekst na kilka miesięcy z przekonaniem, że do niego nie wrócę. Podobno moją książkę trudno się czyta, bo jest kumulacją odczuć i dziwnych zdań. Jeszcze trudniej te zdania się wymyślało, proszę mi wierzyć. Myślę jednak, że wyszło to tej książce na dobre. Od łatwych powieści są inni, widać tak miało być.
Anonimowy
Twoja książka staje się bestsellerem. Dzwoni pani Janda z propozycją stworzenia spektaklu na podstawie powieści. Oczywiście się zgadzasz bo wiadomo. Kogo widziałbyś jako odtwórców (nie tylko) głównych ról?
Krystyna Janda to nie tyle osoba, ile zjawisko. Gdyby zadzwoniła do mnie z taką propozycją, mimo młodego wieku, w pierwszym odruchu umieram na zawał, a potem z nieba obserwuję wzrost liczby sprzedanych egzemplarzy mojej książki, bo wiadomo, że śmierć jest najlepszą reklamą. Mam na półce wszystkie książkowe wydania felietonów i wywiadów z panią Krystyną. W sztuce zagrałaby matkę Zbyszka. Co ciekawe, marzyłbym też o obsadzeniu Marii Seweryn. Wcale nie „po rodzinie”, raczej „po warunkach”. Uwielbiam jej mimiczność. Zagrałaby Lenę, przyjaciółkę jednego z głównych bohaterów. W obsadzie znalazłoby się jeszcze miejsce dla aktora – kameleona Dawida Ogrodnika. Jako facet z porażeniem nie mogłem się nie zachwycić tym, jak w jednym z filmów oddał specyfikę MPD. Znalazłoby się też miejsce dla Dorocińskiego. Pewnie byłby Wiktorem.
Magia słowa
Co było Pana inspiracją do stworzenia tej książki?
Życie! Moje, znajomych, osobiste i cudze. Poza tym standardowo – bardzo inspirujące są dla mnie: muzyka, film, teatr. Gdy odczuwam emocje, nie potrafię się uporać z nimi inaczej, jak tylko okiełznując je za pomocą liter. To lepsze niż rzucanie garnkami, czy tłumienie ich w sobie. Ja wolę rzucać słowami, ale nie na wiatr! Zdarza mi się także rzucać mięsem, również w książce. To też inspirujące, wyzwalające, potrzebne.
Anonimowy
Czy osobiste wydarzenia z życia miały wpływ na strukturę książki ?
Pewnie! Pisanie to terapia. Czasami nie potrafiłem uporać się z tym, co usłyszałem gdy ktoś mi się zwierzał, więc zapisywałem to sobie, by wpierw ułożyć na kartce, a dopiero potem w głowie. A czasami po prostu chodziło o mój ból. Ta książka złożona jest nie tyle ze słów, ile z łez. Niekiedy to płacz ze śmiechu, czasami ze wzruszenia, bezsilności, cierpienia. Jest bardzo osobista nie tylko dla mnie, ale także dla tych, których fragmenty życia w niej zachowałem, niczym żyjątka w pleksi. Zdziwiliby się Państwo wiedząc, ile różnych osób z mojego otoczenia odtworzyłem na tych niespełna dwustu stronach. Choć oczywiście dosyć szczątkowo.
Another Desire
Słyszałam, że mistrzowsko posługuje się Pan językiem i nie stroni od zabaw słownych, czy wynika to z Pana „naturalnego” stylu, czy jest to jednak umiejętność nabyta poprzez praktykę?
Zawsze tak budowałem zdania. Współpracownicy niejednokrotnie żartowali z tego, że maila do kontrahenta piszę przez dwadzieścia minut i jest on zawsze pełen „gdyż”, „iż”, „albowiem”. Postanowiłem kiedyś, że napiszę powieść własnym językiem, by nikt nie miał wątpliwości, że to mój głos w sprawie. Nie mogła ona wyglądać inaczej. Kolejne też rozpoznać będzie można po swoistej budowie zdań. I tylko pani, która redagowała tekst i robiła korektę załamywała ręce pisząc w komentarzach: „To błąd czy celowy zabieg, bo już wszystkiego mogę się po panu spodziewać?!”. Niekiedy chodziło po prostu o moją dysleksję, przyznawałem się wówczas uczciwie 🙂
Kinga McAlvares
Każdy miewa czasem sny, które fabułą dorównują najlepszym bestsellerom. Czy kiedyś w swojej twórczości wykorzystałeś własne marzenie senne?
Własne nie, ale jest w książce fragment o tym, że cierpiący na Zespół Downa syn jednego z głównych bohaterów leży bezwładnie w łóżku. Napisałem, a potem zreflektowałem się, że przecież to nie symptom tego schorzenia! Zmieniłem więc tekst, przedstawiając to jako sen, koszmar ojca o tym, że jego syn jest w jeszcze gorszym stanie, niż w rzeczywistości. Pozwoliło mi to ukazać, jak bardzo martwi się on o swoje dziecko. Ja sam rzadko śnię, albo po prostu snów nie pamiętam. Kupiłem niedawno spore łóżko na antresoli i teraz budzę się praktycznie w chmurach, bo stoi przy oknie na ostatnim piętrze bloku. Zasypiam i budzę się niczym w marzeniu sennym. Tak to sobie zrekompensowałem 🙂
Twórczość jakiego autora jest najbardziej bliska Twojemu serduszku? Inspirujesz się jego/jej językiem? Stylem?
Uwaga, teraz będę sypał nazwiskami! Notujcie, by udać się niezwłocznie do biblioteki. Dorota Masłowska, Anna Janko, Jacek Dehnel i jeszcze Agnieszka Kłos, która popełniła niewielką, ale arcyciekawą książeczkę „Całkowity koszt wszystkiego”. Jasne, że się inspiruję. Plakaty Dehnela i Masłowskiej wisiały u mnie nad łóżkiem latami. Ważne, by się inspirować, a nie uprawiać grafomanię. W mojej książce monolog Andżeli jest fragmentem w stylistyce debiutu Masłowskiej. Celowo, by nie zapomnieć o swoich korzeniach i fascynacjach, które sprawiły, że w ogóle usiadłem do klawiatury. Taki ukłon w kierunku młodzieńczej idolki.
Shina0990
Co próbujesz przekazać i nauczyć w swoich książkach?
Słowo się rzekło, rok 2017 z założenia ma być dla mnie rokiem dorosłości. By stać się dorosłym trzeba jednak nazbierać doświadczeń, coś przeżyć, także narobić głupstw. O tym jest moja książka. Pokazuje, że to, co nagromadziliśmy dotychczas buduje nas, jest wartością dodaną. Finalnie nawet złe przeżycia mogą przynieść coś dobrego. Macie jakieś blizny na ciele? Czym się wyróżniają? Grubością, twardością, chronią nas, stając się mocną tkanką. Dobrze wiem czym jest walka o kolejny oddech. Wiem też, że każdorazowo warto było go zaczerpnąć. Jak przystało na pedagoga, choć obecnie tylko na papierze, tego właśnie uczę, by być zdobywcą oddechu.
Czy był ktoś kto nie wierzył, że uda ci się wydać książkę?
Wymieniać alfabetycznie czy randomowo? Stado ludzi. Na przykład ja sam. „Zdobywcy oddechu” to mój debiut literacki, ale nie pierwsza książka, którą napisałem. Nie, nie jestem ghostwriterem, to nie ja stworzyłem te wszystkie książki Kasi Cichopek 😉 Kiedyś chciałem być autorem powieści dla młodzieży, napisałem „M.T.G” (skrót od „mamy to gdzieś”), ale wydawcy nie byli na szczęście zainteresowani moimi planami podboju rynku wydawniczego i rozdawaniem autografów na piórnikach, linijkach i zeszytach do religii (w ramach buntu). Na szczęście, bo dużym komfortem jest debiutowanie książką, z której jest się po prostu zadowolonym. Miałem jednak uraz, rozsyłałem maile i maszynopisy drugiej książki, mając gdzieś z tyłu głowy, że pewnie i tak nie zwróci mi się koszt ksera i bindowania. A jednak!
Donata Bosak
Czy planuje Pan spotkanie autorskie w rodzinnych stronach?
Odbyły się jakieś rozmowy z lokalnymi promotorami kultury w gminie z której pochodzę, ale na razie niestety nic konkretnego z tego nie wynikło. Oczywiście jestem otwarty na wszelkie propozycje, bo spotkania z czytelnikami to duża frajda. Jestem egotystą, więc siłą rzeczy chętnie opowiadam o swojej pracy. Plotka głosi, że słuchanie o tym jest przyjemne dla odbiorców. Na szczęście!
Skąd u Pana ten niepowtarzalny styl, niby ciężki ale z dużą dozą humoru?
Myślę, że to wynika z wypracowanego przez lata dystansu do siebie i otoczenia. Gdybym urodził się ze zdrowymi nogami, pewnie biegałbym za piłką, a nie przesiadywał w bibliotece. Tym bardziej, że w dzieciństwie mieszkałem tuż obok stadionu. Idąc tym tropem nie pokochałbym książek, nie napisałbym „Zdobywców” i nie odpowiadał teraz na to pytanie. Stanowczo za dużo w tej historii „nie”. A ja staram się być na co dzień „na tak”. Jestem optymistą, bo mam ten komfort, że mogę swoje czarne myśli przelewać na papier i tym samym uwalniać się od nich. Przełamuję je żartem, bo przecież i tak wiadomo, że wszyscy umrzemy 🙂 Zbyt proste komunikaty brzmią złowieszczo, więc ich unikamy. Zawoalowanie jest więc konieczne, by było znośnie.
Gab riela
Pełno jest różnych pytań, które mogłabym zadać, ale najbardziej ciekawi mnie to, jako książkoholika, który autor jest Pana ulubionym? Potrafi Pan wybrać jego/jej najlepszą książkę?
Anna Janko „Dziewczyna z zapałkami”. Najlepiej w pierwszym, białym wydaniu, bo jest ładniejsze, a ładne książki przyjemniej się czyta 🙂
Gdyby mógł się Pan stać jedną z postaci ze swoich książek, kim by Pan został? Skąd taki wybór?
Byłbym Wiktorem, bo ma on coś czego nie mam ja, a przecież po to rozważamy stanie się kimś innym, by coś zyskać. Wiktor ma kochającą żonę, dwoje synów, którzy mimo wszystko dają mu wiele radości. Jeśli miałbym mu czegoś pozazdrościć, to właśnie tej stateczności, tego, że już ma fundamenty, jest ukorzeniony. To wciąż przede mną.
Montagne
Skąd pomysł na tytuł książki?
Początkowo miała nazywać się „Świat stoi przed nami potworem”, ale odkryłem, że pan Świetlicki mnie ubiegł. Swoją drogą to ciekawe, że wpadliśmy na to samo zdanie. Wydawnictwo proponowało „Nie kochaj mnie na zabój”, ale nie chciałem, by ktoś odebrał ten tekst jako romansidło, choć owszem, mowa tam także o romansach, tyle że między innymi homoseksualnych. A tego zwolennicy Harlequinów mogliby nie zdzierżyć. „Zdobywcy oddechu” to wyrwany z kontekstu fragment zdania, ale świetnie oddający klimat powieści i jej przesłanie.
Czy ma Pan kolejną książkę w planach? Jeśli tak, czy uchyli Pan rąbka tajemnicy o czym będzie powieść?
O psychoterapii. Bardzo chcę się rozwijać i brać uwagi czytelników (o ironio) pod uwagę, więc w „Sajko” będzie więcej dialogów i osadzenia akcji w konkretnych realiach. Pozostaniemy jednak w Krakowie i nadal będzie o relacjach społecznych i nieradzeniu sobie z emocjami. Mam wrażenie, że takie książki są po prostu potrzebne, bo można się z nich uczyć na cudzych błędach.
KINGA18
Skąd Pana pomysł porównania życia do czekolady? Przecież czekolada jest smaczna i raczej porównujemy ją z życiem beztroskim, kolorowym i spełnionym, chyba że Gorzka Czekolada 🙂
Kupiłem niedawno trampolinę i wstawiłem ją do pokoju. Postanowiłem „wyskakać” te wszystkie zdradliwe kostki. Do życia spełnionego porównują czekoladę tylko ci bez nadwagi 😉 We fragmencie cytowanym na okładce chodziło o porównanie do wyrobu czekoladopodobnego. Nie wiem, czy teraz, w epoce ludzi zamkniętych w korporacyjnych boksach, zarabiających w tysiącach, a nie w setkach, produkuje się jeszcze czekolady czekoladopodobne. Ja pamiętam ich smak z dzieciństwa. Ten posmak margaryny, poczucie, że mnie ktoś próbuje oszukać, wmówić, że to smaczne.
Małgorzata Stępień
Skąd pomysły na tytuły książek, które Pan pisze? Czy decyzje o tytule książki podejmuje Pan przed napisaniem książki, czy może jak jest już gotowa?
To zależy. Niewydana, o której wspomniałem wcześniej, została zatytułowana już na etapie pierwszych napisanych zdań, bo od początku byłem świadom, że zwrot „mamy to gdzieś” ukierunkowuje tworzony tekst. „Zdobywcy oddechu” zostali wyłonieni w wyniku kilkutygodniowych rozważań, zaś pisana właśnie „Sajko” została tak nazwana, bo lubię to angielskie słówko i jako tytuł pasuje mi do klimatu książki.
Która z napisanych przez Pana książek jest zarazem Pana ulubioną?
„Zdobywcy oddechu”, bo to mój pierwszy sukces na gruncie wydawniczym.
Małgosia Xxookds
Proszę podać tytuł książki, która w największym stopniu wpłynęła na Pana życie. Dlaczego właśnie ta pozycja?
Największy wpływ na mnie jako na autora bezapelacyjnie miała „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną”, bo zobaczyłem wtedy, że można wyrazić siebie własnymi słowami, bez oporów, ram i konwenansów. Gdy pierwszy raz ją czytałem, ledwie dobrnąłem do połowy. Rzuciłem w kąt, wróciłem jednak do niej po paru miesiącach i może trafiła wtedy na inny okres w życiu, bo doczytałem do końca, a dosłownie dzień później zacząłem czytać po raz drugi. Od tamtego czasu przeczytałem ją już kilkukrotnie, między innymi przygotowując się do matury, bo polski zdawałem na podstawie tekstów Masłowskiej.
Jakie jest Pana największe marzenie dotyczące pisarstwa? Otrzymanie ważnej nagrody, zdobycie rzeszy czytelników, napisanie książki o konkretnej tematyce?
Dosłownie kilka dni temu otrzymałem maila od wydawnictwa, że zgłoszono mnie do Nagrody Literackiej Nike. Wsparcie osób z którymi współpracuję ma dla mnie duże znaczenie, bo choć nie łudzę się, że jestem autorem najlepszej książki wydanej w minionym roku, miło mi, że ktoś kto się na tym zna twierdzi, że mam szanse zostać docenionym. Gdy zaczynałem pracę nad „Zdobywcami oddechu” i pokazałem próbki tekstu między innymi mojej przyjaciółce Joannie, po zapoznaniu się z nimi odparła, że na rozdanie Nike pójdzie ze mną jako osoba towarzysząca, co mam jej od razu obiecać. Nie wiem czy będzie to w 2017, czy 2025, ale owszem, jest to moim marzeniem.
Aga Zet
Gdyby wylądował Pan na bezludnej wyspie, ale miał wcześniej możliwość zabrania ze sobą jedynie 5 przedmiotów, to co spakowałby Pan do walizki? Czy znalazłaby się tam jakaś książka? Jeśli tak, to jaka?
Pięć rzeczy? A więc na spryciarza: zabrałbym laptopa z tysiącami MP3, czytnik z książkami (tak, tak, bardzo dużo książek czytam w formie e-booków, choć niegdyś uważałem, że to zbrodnia), kanister pasty do zębów, bo nie ma nic gorszego niż ból zęba, gdy pojawi się dziura. Wziąłbym z sobą coś prądotwórczego, bo na cholerę byłby mi laptop bez elektryczności? Lampkę, bo lubię czytać w nocy. I kota, choć to nie rzecz, ale skoro on widzi we mnie tylko sługusa do karmienia, pojenia i pieszczot, to ja na potrzeby tego pytania mogę widzieć w nim rzecz. Skrajnie irytującą i kochaną zarazem.
Jakie są Pana sposoby na zaproszenie pod swój dach weny, jeśli jej aktualnie nie ma? Czy robi Pan wtedy coś szczególnego, czy może czeka aż wena sama przyjdzie?
Słucham Nosowskiej i zazdroszcząc jej celności zdań podejmuję własne próby. Moja wena ogólnie jest chyba słuchaczką, bo zdarzało mi się wpadać na dobre pomysły w trakcie koncertów lub podczas słuchania płyt ulubionych wokalistek. Najlepszy sposób, to zacząć pisać. Nie ma złych zdań, są tylko niewystarczająco dobre. Wychodzę z założenia, że wszystko co się napisało można przecież skasować, więc najważniejsze jest próbowanie. Przecież nie każdy mój tekst jest wysyłany do wydawcy, czy publikowany na oficjalnej stronie. Sam dla siebie bywam czasem strasznie kiepskim autorem, wy macie dostęp tylko do tego, co mi wyszło 🙂 Parzę sobie kubek gorącej herbaty i jazda! To świetna zabawa, polecam każdemu.