Ponieważ zasypaliście Agnieszkę Janiszewską pytaniami, postanowiliśmy nagrodzić więcej niż jedną osobę zestawami książek „Aleja starych topoli”.

Autorka wybrała pięć osób, które chciałaby nagrodzić.

Prezentujemy dziś zwycięskie pytania wraz z odpowiedziami pani Agnieszki.

Autorów pytań prosimy o kontakt na maila: sekretariat@novaeres.pl i podanie danych adresowych do wysyłki książek.

Gratulujemy!

Patrycja S.

Czy ktoś z Pani najbliższych chciał, aby stworzony przez panią bohater był do niego podobny? Czy zdarza się, że bohaterowie z Pani książek mają pierwowzory w życiu?

Jak do tej pory żadna z bliskich mi osób nie złożyła zamówienia, abym wykreowała postać do niej podobną.  To dobrze, bo zdecydowanie wolę tworzyć postaci, które wyposażam w cechy wymyślone tylko przeze mnie.  Owszem, zdarza się, że ten czy ów bohater może trochę przypominać konkretnego człowieka (mam tu na myśli jego poglądy, sposób oceniania pewnych zjawisk, czy nawet niektóre cechy osobowościowe), ale nigdy jeszcze nie odbyło się to na zasadzie wykreowania kogoś według konkretnego pierwowzoru.

Czy jest coś, co trudno było pani opisać? Np. śmierć, bójka, sceny erotyczne? Opisanie czego było najtrudniejsze?

Czasami długo podejmowałam decyzję, jak poprowadzić daną postać, czyli innymi słowy, jaki los jej zgotować.  Konstruowanie emocjonalnych relacji między bohaterami także może być sporym wyzwaniem, jeśli autor chce, aby czytelnik naprawdę „poczuł” to napięcie, to kłębowisko uczuć w głowach i w sercach przedstawianych postaci. Opisywanie śmierci, bójki (w moim przypadku znaczniej częściej szermierki słownej lub awantury) czy też sceny erotycznej nie przedstawiało dla mnie większych trudności. Oczywiście pisząc o tych sprawach musiałam uważać, aby nie przesadzić w żadną stronę. Opisanie czyjejś śmierci i reakcji bliskich musi wyglądać wiarygodnie, choć oczywiście trzeba brać pod uwagę potrzeby fabuły. W kwestii scen erotycznych wolę jak najwięcej pozostawiać wyobraźni czytelnika niż być nadmiernie dosłowną.

W jakich porach dnia, a może nocy pisze się Pani najlepiej?

Pomysł, czy tak zwana wena twórcza przychodzi niezależnie od pory dnia i nocy, w dodatku niezależnie od tego, czy mam akurat wtedy czas na pisanie. Może się zdarzyć, że tego czasu jest dużo, panują odpowiednie do pisania warunki w domu (czyli spokój i cisza), a pomysły gdzieś „odpłynęły”. Albo na odwrót –  niekiedy w natłoku zajęć, który towarzyszy mi w życiu codziennym, niespodziewanie przychodzi olśnienie: wiem, co chcę napisać. Wtedy staram się zanotować pospiesznie te pomysły na jakiejś kartce, w postaci tak zwanej wersji roboczej, by potem – na ogół w nocy – zasiąść do pisania. W ciągu dnia piszę wtedy, gdy mam ku temu odpowiednie warunki – urlop, weekend, czasem po powrocie z pracy.

Od czego zaczęła się Pani przygoda z pisarstwem? Pisanie towarzyszyło Pani niemal od zawsze, czy był jakiś przełom w Pani życiu?

Moja pierwszą „książkę” (w kilku tomach) napisałam w czwartej klasie szkoły podstawowej. Pisałam przez cały okres podstawówki i liceum dzielnie wspierana przez moje wierne czytelniczki (siostrę, kuzynki i niektóre koleżanki). Oczywiście były to rękopisy, o których wydaniu nigdy nie było mowy, wcale nie brałam tego pod uwagę.  Rękopisy owe przetrwały tylko dzięki mojej mamie, siostrze, a potem synowi, którzy nie pozwolili mi ich zniszczyć (chciałam to w pewnym momencie zrobić), uważając je za miłą pamiątkę. Nadal je mam i choć nie traktuje ich rzecz jasna poważnie, czasem lubię do nich zajrzeć i powspominać tamte czasy i tamten mój dziecięcy entuzjazm.

Uważa Pani, że pisarz powinien pisać w momencie, kiedy przyjdzie wena, czy może zmuszać się do napisania czegoś mimo braku chęci?

Nie zawsze można polegać tylko na wenie. Potrafi być ona dość kapryśna. Jeżeli pisarza dopada kryzys twórczy wtedy, gdy ukończył jakąś powieść, wówczas nie dzieje się nic złego. To normalne, trzeba odpocząć i nabrać dystansu do fabuły i bohaterów jakich się miesiącami tworzyło. Tak przynajmniej sądzę. Gorzej, jeśli stanie się tak w trakcie konstruowania książki.  Część powieści już powstała, a pomysły na ciąg dalszy gdzieś „odpłynęły” i nie chcą wrócić. Jeśli taki kryzys trwa zbyt długo, trzeba spróbować mu zaradzić, czyli – jak to Pani ujęła – spróbować zmusić się do pracy. To nie jest łatwe, przychodzi zniechęcenie, mimo to chyba nie ma innego wyjścia. Oczywiście trzeba się liczyć z tym, że to, co w tych warunkach napiszemy, będziemy musieli później poprawiać.  Jednak warto to zrobić, warto troszkę pomóc wyobraźni. Bywa też, że nie pozostaje nic innego jak napisać książkę od początku, czasem wprowadzając spore zmiany w fabule. Ale to tylko moje zdanie, nie jestem tu wyrocznią, inni pisarze mają być może odmienne spostrzeżenia.

Skąd pomysł, by osadzić „Aleję starych topoli” w Polsce z początku XX wieku? Czemu akurat ten okres? Czy musiała Pani na potrzeby książki zwiększać swoją wiedzę historyczną o tym okresie?

Jako historyk z wykształcenia mam swoje preferencje w kwestii niektórych epok i wydarzeń historycznych, a przełom XIX i XX wieku aż do wybuchu I wojny światowej uważam za szczególnie interesujący okres dziejowy zarówno na ziemiach polskich jak i w innych krajach europejskich. Były to czasy barwne, literacko inspirujące choć do momentu wybuchu Wielkiej Wojny raczej nie obfitowały w krwawe wydarzenia. One rozgrywały się na obrzeżach zachodniej cywilizacji. Wojny na Bałkanach, konflikty kolonialne, nie angażowały milionów ludzi, nie dezorganizowały im życia, wobec tego można się było cieszyć jego pięknem i smakować jego uroki. Nie bez powodu powstała ta nazwa: belle epoque. Oczywiście zwyczaje ulegały pewnym zmianom, ale dość powoli, ewolucyjnie. Ten świat przestał istnieć w 1914 roku. Wielka wojna stała się początkiem gwałtownych przemian obyczajowych, społecznych i politycznych a także początkiem nowych trendów w dziedzinie kultury.

Planuje Pani napisanie kolejnych powieści? Jeśli tak, to czego czytelnicy mogą się spodziewać?

Tak, planuję napisanie kolejnych powieści. Jedną mam już w głowie, muszę jeszcze dopracować kilka wątków i portretów bohaterów.  Na razie jednak wolałabym nie mówić więcej na ten temat, dopóki książka nie zostanie do końca przemyślana i napisana.

 

Małgorzata

Czym jako pisarka najbardziej chciałaby Pani uwieść czytelnika: oryginalną fabułą, ciekawymi postaciami bohaterów, czy własnym, niepowtarzalnym stylem?

Wymieniła Pani wszystkie najważniejsze elementy, które – moim zdaniem – są koniecznym warunkiem, aby napisać udaną powieść. Taką, która uwiedzie czytelnika.  Fabuła powinna zauroczyć od samego początku, jeśli nie od razu wartką akcją – nie zawsze jest to możliwe ze względów konstrukcyjnych, kolejności zdarzeń itd. – to przynajmniej specyficzną atmosferą, która powinna towarzyszyć czytelnikowi przez znaczną część czytania powieści.  Bohaterowie powinni być dopracowani pod względem wiarygodności psychologicznej, nawet ci najbardziej oryginalni, „zakręceni”.  Dobrze, jeśli uda się wykreować takie postacie, które czytelnik bez większego trudu może „zobaczyć”.  Styl zaś jest ukoronowaniem całości, i to w każdym tego słowa rozumieniu – także pod względem staranności językowej.
Co jest ważniejsze w twórczości pisarskiej: wena czy pracowitość?

To pewnie nie do końca sprawiedliwe, ale ważniejsza jest wena.  Tak mi się wydaje. Pracowitość niewiele pomoże, jeśli brakuje pomysłu i tego niesamowitego uczucia entuzjazmu i zapału, który sprawia, że chce się jak najszybciej wygospodarować choć trochę czasu, aby usiąść do pisania, bo właśnie w głowie urodził się projekt i nie można pozwolić, aby się zmarnował. Z drugiej jednak strony pisanie wymaga dużej dyscypliny. To dość poważny wysiłek, a niejednokrotnie trzeba przygotować się do tego merytorycznie, zapoznać się dokładnie z tym czy owym zagadnieniem, które jest nam, pisarzom, potrzebne do fabuły. Mam wrażenie, że najbardziej utalentowany pisarz musi w swoją pracę włożyć sporo pracy i umiejętnie organizować sobie czas.

Czy sama również czytuje Pani powieści obyczajowe? A może dla rozrywki preferuje Pani inne gatunki np. kryminały lub thrillery?

Tak, chętnie czytam powieści obyczajowe, ale pod warunkiem, że sama w tym czasie nie pracuję intensywnie nad własną.  Kiedy jednak skończę pisać książkę i ładuję akumulatory do pracy nad następną, z przyjemnością sięgam do beletrystyki albo, dla odmiany, do książek naukowych i popularno-naukowych z dziedziny historii, czy po biografie.  Lubię także kryminały i thrillery – odpoczywam przy nich po pracy.

 

Robert

Jakie warunki, Pani zdaniem, należy spełnić, by osiągnąć sukces w pisaniu powieści?

Koniecznym warunkiem jest tu wyobraźnia, umiejętność tworzenia fabuły, która wcale nie musi być specjalnie oryginalna – może dotykać spraw z życia codziennego – ale wprowadza czytelnika w odpowiedni nastrój, atmosferę. Ważny jest sposób zaprezentowana tej fabuły, narracja, która nie będzie męczyć odbiorcy, mam tu na myśli także język. Powinien być w miarę prosty, ale stylistycznie poprawny, czysty. Akcja może, ale nie musi być dynamiczna i wartka, co nie znaczy, że ma znużyć. Oczywiście wiele zależy tu od preferencji odbiorców, ale nigdy nie zadowoli się wszystkich i należy o tym pamiętać. Koniecznym warunkiem są wyraziści bohaterowie, tacy, których czytelnik może bez większego trudu „zobaczyć”. Interesująca powieść powinna pobudzać wyobraźnię i emocje. Jeśli czytelnik po odłożeniu książki na półkę niecierpliwie czeka, aby ponownie do niej powrócić i kontynuować czytanie, oznacza to sukces dla autora.

Zanim zaczęła Pani pisać, słowo „pisarka” kojarzyło się Pani z takim życiem, jakie Pani wiedzie teraz?

Muszę przyznać, że w przeszłości   wyobrażałam to sobie inaczej i szczerze mówiąc, nie wiem czemu. Przecież życie pisarza nigdy – poza nielicznymi wyjątkami – nie było usłane różami. Nawet ci uważani dzisiaj za wielkie postacie światowej literatury, musieli się zmagać zarówno z problemami kryzysów twórczych, jak i całkiem przyziemnymi kłopotami bytowymi. Tak naprawdę, aby osiągnąć sukces na rynku wydawniczym trzeba włożyć w to ogrom pracy i bardzo cierpliwie czekać na efekty, na to, aby zostać zauważonym. Jeśli o mnie chodzi, prowadzę zupełnie zwyczajne życie. Pracuję zawodowo, mam liczne obowiązki – podobnie jak większość ludzi.  Pisanie to dla mnie remedium na codzienność. Tworzę wtedy mój własny świat, wyimaginowanych bohaterów, wśród których naprawdę lubię przebywać. Staram się znaleźć na to codziennie choć trochę czasu, bywa, że zarywam noce, ale naprawdę warto. Wyobraźnia to prawdziwy klejnot, o który warto dbać. Wraz ze zdobytą wiedzą jest jedynym bogactwem, którego nikt nam nie odbierze.

 

słOwoHolik

Szanowna Pani Agnieszko Janiszewska,

choć na osobistą rozmowę (przynajmniej w najbliższym czasie) nie mamy szans, uprzejmie proszę o udzielenie odpowiedzi na poniższe pytania, które przychodzą mi na myśl już od jakiegoś czasu, kiedy tylko czytam Pani arcydzieła.
Z serdecznym podziękowaniem za dotychczasową twórczość
słOwoHolik

Dziękuję za miłe słowa. Są dla mnie bardzo ważne.

Proszę wybaczyć, jeśli pytanie wyda się tendencyjne, ale bardzo mnie ta kwestia nurtuje. Czy prywatnie odczuwa Pani różnicę w łatwości odbioru książek pisanych przez mężczyzn i kobiety?

Teraz już nie odczuwam takiej różnicy. Kiedyś dostrzegałam różnicę zwłaszcza w odbiorze powieści pozytywistycznej. Prus – moim skromnym zdaniem znacznie lepiej prezentował emocje, uczucia, w tym miłość niż kobiety – pisarki tworzące mniej więcej w tym samym okresie literackim. Jego Wokulski naprawdę kocha, cierpi, przeżywa euforię, a potem pogrąża się w depresji, a to wszystko przedstawione jest w sposób bardzo rzeczowy, bez niepotrzebnego zalewu pustych słów. U współczesnych pisarzy ta granica się jednak zaciera. Dlatego, gdy poznałam troszkę lepiej literaturę współczesną, nie widzę już znaczącej różnicy w odbiorze i to nie tylko w kwestii powieści obyczajowych, ale także kryminałów. Mimo to nadal uważam, że w dziedzinie powieści historycznej ,arcymistrzem pozostaje pisarz -mężczyzna, Maurice Druon, autor „Królów przeklętych”.

W jaki sposób wybiera Pani imiona swoim bohaterom? Czy najpierw powstaje rys postaci czy też pada pomysł, jak będzie się nazywała, a reszta jest konsekwencją powziętego wyboru? Czy w jakiś sposób imię wiąże się z osobowością kreowanych przez Panią bohaterów?

Najpierw powstaje postać, zaczynam ją widzieć najpierw jak za mgłą, a potem już bardzo wyraźnie (twarz, włosy, kolor oczu, sylwetka). Postać ta od razu jest wyposażona w pewne cechy charakterologiczne, choć potem, w trakcie pisania powieści, niejednokrotnie ocieplam jej wizerunek lub na odwrót. Czasem dokonuję naprawdę poważnych zmian w prezentowaniu tego czy innego bohatera. Imię powstaje zaraz po wykreowaniu postaci, ale bywało, że także imiona były zmieniane (choć rzadko). Potem nie potrafię sobie nawet wyobrazić, że moi bohaterowie mogliby się nazywać inaczej (zasada ta dotyczy także nazwisk). Imię staje się integralną „częścią” wykreowanej postaci, także tej drugo- i trzecioplanowej.

Od czego zaczął się pomysł „Alei starych topoli”? Od miejsca, w którym osadzona zostanie fabuła, pomysłu, w jaki się potoczy czy też uwypuklenia charakterystyki bohaterów? A może jeszcze czegoś innego? I tu bez powiewu inwencji: Dlaczego „Aleja starych topoli” nosi właśnie ten tytuł?

Czy chce Pani nam, czytelnikom, coś szczególnie nim przekazać czy po prostu najlepiej oddaje treść książek?
Akcję „Alei starych topoli” umiejscowiłam na przełomie XIX i XX wieku. Powieść kończy się tuż przed wybuchem I wojny światowej. Zasadnicza cześć zdarzeń rozgrywa się w ziemiańskiej siedzibie, do której prowadziła aleja wysadzana po obu stronach topolami. Watek tej drogi, którą szczególnie lubili mieszkańcy dworu i tych starych, pięknych, dostojnych drzew zamyka i otwiera całą powieść, puentuje refleksje, uczucia i tęsknoty bohaterów. Do tego motywu wracała w swoich snach i pamiętniku jedna z głównych bohaterek, co jest istotne dla narracji powieści. Wokół tego rozwijają się pozostałe wątki. Nie mogę zdradzać fabuły, ale proszę mi wierzyć, że „Aleja starych topoli” to jedyny tytuł dla tej książki. Od początku nie było innej alternatywy.

Czy je pani w trakcie pisania książek? Jeśli tak, jaka potrawa szczególnie sprzyja pisarskiemu natchnieniu?

W trakcie pisania nie jem – chyba, że coś słodkiego (batonika, czekoladkę, kawałek ciasta). Natomiast lubię w tym czasie pić kawę.

Gdzie widzi się Pani literacko za 5 lat? A więc, jakiego przebiegu kariery Pani życzyć?

Nie mam pojęcia, co wydarzy się za pięć lat. Mam nadzieję, że będę pisać. Proszę mi życzyć, aby nigdy nie opuściła mnie wena i pasja do kreowania nowych powieści. Aby zawsze były to książki na przyzwoitym poziomie, po które chętnie będą sięgali czytelnicy.

W naszej kulturze siódemka bywa określana szczęśliwą liczbą- co przynosi Pani szczęście? Jest taka rzecz, może pamiątka z dzieciństwa lub prezent darzony szczególnym sentymentem?

Nie mam tzw. szczęśliwej liczby ani innego talizmanu, który zapewniałby mi powodzenie w życiu. Nie przychodzi mi też do głowy żaden prezent, który szczególnie by mi zapadł w pamięć, choć bywałam często obdarowywana. Pamiętam, jaką radość sprawiła mi książka, którą w dzieciństwie dostałam pod choinkę. To były rosyjskie baśnie, uwielbiałam je czytać. Czasem miałabym ochotę ponownie do nich zajrzeć, ale książki już nie mam. Czas zrobił swoje. Bardzo cenną pamiątką jest dla mnie prowadzony kiedyś przeze mnie pamiętnik. Odkryłam go niedawno i tylko dzięki temu, że moja Mama go skrzętnie przechowywała przez lata. Bywało, że codziennie, jako mała, a potem dorastająca dziewczynka, zapisywałam w nim wszystko, co mi się przydarzyło, zamieszczałam tam też swoje ówczesne spostrzeżenia i refleksje. To zabawne, ale i wzruszające czytać o tym wszystkim po tylu latach.

 

Beata G.

Czytałam Pani sagę „Szepty i tajemnice”, bardzo ciekawa i wciągająca. Historie rodzin na przestrzeni lat z historią w tle, uwielbiam. I chciałam się zapytać, czemu akurat taki rodzaj twórczości literackiej Pani wybrała?

Dziękuję za miłe słowa.  Na taki a nie inny rodzaj twórczości wpłynęło po pierwsze – moje zainteresowanie historią, zwłaszcza przełomu XIX i XX wieku, także okresu międzywojennego i pierwszych lat powojennych.  Są – moim zdaniem – idealnym materiałem do skonstruowania interesującej fabuły. I nie chodzi tylko o to, że rozgrywało się wówczas tyle dramatycznych zdarzeń. Wręcz przeciwnie – natłok historycznych zawirowań może utrudnić napisanie powieści obyczajowej. Pisarz musi się stale „pilnować”, by uniknąć nie tyle błędów merytorycznych (te na ogół zna, skoro podejmuje się takiej tematyki), ile błędów logicznych.  Należy np. pamiętać, że między zakończeniem I wojny światowej a wybuchem II wojny upłynęło zaledwie dwadzieścia jeden lat i wprowadzając jakiś wątek czy konstruując losy poszczególnych bohaterów musimy brać to pod uwagę. Obie wojny miały wpływ na życie każdego, choćby tylko w bardzo niewielkim stopniu.  Pod tym względem epoka sprzed I wojny daje warstwie obyczajowej fabuły znacznie więcej swobody, ponieważ panował wtedy długotrwały pokój. Od 1815 roku do 1914 roku nie było konfliktu w Europie, który dezorganizowałby życie milionów ludzi. Lokalne wojny, także te europejskie, nie rzutowały w tym czasie na życie całej światowej społeczności.  A rodzinne sagi są dobrym pomysłem na powieść.  W rodzinie powstają i kumulują się wielkie emocje i wzajemnie wykluczające się uczucia.
Jakie książki najchętniej Pani czyta?

To zależy od nastroju, samopoczucia i szeroko pojętej kondycji. Czasami mam ochotę czytać wyłącznie naukowe książki historyczne, takie, które zmuszają umysł do wielkiej mobilizacji. Innym razem, gdy wracam zmęczona z pracy, sięgam po kryminały lub thrillery, choć nie robię tego często. Nie dlatego, że uważam ten typ literatury za „gorszy” – nic podobnego.  Chodzi o to, że zdecydowanie bardziej wolę powieści obyczajowe, taka już jestem.

 

Co sprawiło, że zaczęła Pani pisać, czy było to marzenie od dziecięcych lat, czy jakiś zbieg okoliczności to sprawił?

To było marzenie lat dziecięcych. Zapisałam je sobie nawet w moim pamiętniku, który wtedy prowadziłam – jako zobowiązanie. Zaczęłam „tworzyć” jeszcze w szkole podstawowej, w czwartej klasie choć spora cześć rękopisu zajmowały własnoręcznie wykonane przeze mnie ilustracje. Jako nastolatka pisałam już całkiem spore „powieści”. Pamiętam, że podczas wakacji spędzanych u dziadków każdego wieczora odczytywałam kolejne fragmenty mojej siostrze rodzonej i siostrom ciotecznym. To były wspaniałe chwile i pozostały po nich najmilsze wspomnienia.

 

Wszystkim Państwu, którzy wzięli udział w konkursie serdecznie dziękuję za wszystkie pytania, zainteresowanie i miłe słowa.