W pewien styczniowy, mroźny poranek w domu 95-letniej Nataszy Silsterwitz pojawia się, w dość oryginalny sposób, nieproszony gość. Okazuje się, że nieznajomy to Anglik – Artur Adams i bynajmniej nie znalazł się w okolicy przypadkiem. Przypadkiem został jedynie znaleziony nieprzytomny w krzakach w stanie upojenia alkoholowego. Po początkowych perturbacjach, nieporozumieniach i zawirowaniach Artur wyjawia powód swojej wizyty. Chce poznać prawdę o przeszłości Nataszy Silsterwitz. Kartą przetargową w obliczu milczenia staruszki są dwie koperty ze starymi zdjęciami i srebrna piersiówka… na widok której kobieta przeżywa wstrząs. A słowa, początkowo niechętnie, z czasem płyną wartkim strumieniem i kreślą obraz wstrząsającej, trudnej, bolesnej historii, która sięga do czasów drugiej wojny światowej.
Pojawienie się Artura było punktem zwrotnym w życiu Nataszy. W miarę snucia opowieści, do czego została niejako zmuszona, nabierała przekonania, że ubranie w słowa swojej historii, którą tak skrupulatnie ukrywała, nie jest złym pomysłem. Może Artur, wnuczka Lena i policjant Wojtek po wysłuchaniu będą w stanie zrozumieć? Może znajdą słowa pocieszenia, a może nawet usprawiedliwienia? Tylko czy sama Natasza jest w stanie wybaczyć samej sobie to, że zdradziła i zabiła?
Co trzeba mieć w sercu, żeby dopuścić się takiego czynu?
Fabuła jest poruszająca, ale do strony dwusetnej nie uroniłam ani jednej łzy. Ale spokojnie. Łzy się pojawią. Wylewają się obficie i niemal spazmatycznie. Autorka dozuje emocje, przygotowuje grunt pod wzruszenie i obezwładniający smutek. Ze skutej lodem Syberii serwuje powrót do współczesności, do małej miejscowości u podstawy góry Ślęży, aby za chwile wskoczyć do przedwojennego okresu w majątku na Wileńszczyźnie. Skrupulatnie serwowane fragmenty z młodości Nataszy umożliwiają wnikniecie w głąb tej historii, w rozsmakowanie się w niej, zrozumienie i wczucie. Dlaczego Natasza nie usiadła, nie opowiedziała, tylko robiła „irytujące przerwy na spanie, jedzenie, wymianę nieistotnych uwag na nic nieznaczące tematy?”
Ale czy można ująć najważniejszy etap swojego życia w jeden monolog?
Czy można ograniczyć się do faktów, zlepku czasowników i rzeczowników, najlepiej bez przymiotników – bez ubarwiania, kolorowania, nawet, jeśli dominującą barwą miałaby tu być tylko biel – jak śnieg i czerń – jak śmierć, ból i zło. Akcja rozwijała się tylko z pozoru niespiesznie. Przerwy w opowieści idealnie obrazowały kontrast między współczesnością i przeszłością oraz wspomnianą już wyżej możliwość nabrania siły przed kolejną rundą w starciu ze zbrodnią, ogromem zła jakie ludzie zafundowali ludziom.
Czy to co wydarzyło się w przeszłości może mieć znaczenie dla osób żyjących współcześnie?
Czy raczej prawdą jest jak mantra powtarzane przez Nataszę zdanie:
Nic nikomu nie przyjdzie z grzebania się w przeszłości.
Co da nam pewność, że w człowieku czai się zło, gotowe ujawnić się w sprzyjających okolicznościach? Czy naprawdę potrzebujemy świadomości, że człowiek potrafi zamienić się w bestię zabijającą nie tylko z powodu własnych przekonań politycznych ale właśnie z powodu drzemiącego wewnątrz zła, gotowego wychynąć niepostrzeżenie i nami zawładnąć.
Dziewczyna z daleka to powieść idealnie wyważona emocjonalnie, z zachowaniem odpowiednich proporcji między współczesnością i przeszłością. Napisana przepięknym stylem, z dbałością o język, zawierająca nawet elementy humorystyczne. Z genialną kreacją psychologiczną bohaterów. Ciekawa charakterystyka Artura, którego celem było szukanie drążenie i odnalezienie prawdy; Leny – niespokojnego ducha, która podróżowała po świecie, dokumentowała i uważała, że „przeszłość stanowiła ostrzeżenie”; młodej Nataszy, idealistki, po trosze komunistki, która uważała, że zmiany polityczno-gospodarcze w ówczesnym okresie są potrzebne, że powinno wydarzyć się coś co zachwieje utopijną wizją społecznego porządku, doprowadzi do konsensusu miedzy klasą robotniczą a rządzącymi; Tadeusza – niepoprawnego marzyciela oraz eterycznej, delikatnej Julii. Najbardziej wzrusza utracona młodość, beztroska, szansa na normalne życie z prozaicznymi problemami. To wszystko wydarte przez brutalność wojny i podążające za nią: głód, strach i cierpienie.
Śnieg – zbity, twardy jak skała i szare niebo. Właśnie wtedy pomyślałam, że nigdy wcześniej nie widziałam prawdziwego śniegu. Nigdy nie przypisywałam mu cech żywiołu zdolnego zabijać.
Prócz trudnej, wypełnionej tragizmem historii z przeszłości Autorka w pięknym stylu opisuje współczesne dylematy, rozterki miłosne i nieśmiało rozkwitającą miłość dwojga zagubionych osób. Zwróciłam uwagę na bardzo istotną kwestię. Jak wielką rolę w opowiadanej historii miłosnej odgrywa perspektywa – punkt widzenia. Czy Romeo i Julia zyskaliby taki poklask gdyby historia została opowiedziana z perspektywy Parysa? Czy miłość Wrońskiego i Anny Kareniny byłaby taka niezwyciężona i tragiczna, gdyby narratorem był Aleksiej Karenin?
I kwestia zasadnicza. Czy można wybaczyć? Czy można
zamknąć kilka kłopotliwych klapek w umyśle, zamazać obrazy, wyciszyć dźwięki, zdławić wyrzuty sumienia?
Perspektywa. Punkt widzenia.
źródło: Ruda czyta