O przewadze beletrystyki nad reportażem, przywileju czytelnika do własnej interpretacji oraz magnetyzmie silnych osobowości rozmawiamy z Magdalena Knedler, wrocławianką, autorką powieści m.in. „Dziewczyna z daleka”, „Pan Darcy nie żyje” oraz „Nic oprócz strachu”.
Katarzyna Zych: „Dziewczynę z daleka” poświęciła Pani swojej babci – Marii Knedler. Co jej Pani zawdzięcza?
Magdalena Knedler: Zawdzięczam – między innymi – jej wspaniałe wspomnienia z dzieciństwa. Była to osoba, z którą spędzałam dużo czasu i która zawsze wydawała mi się interesująca. Mogłaby się wydawać również taką alternatywną babcią, bo choć owszem, świetnie gotowała i dbała o porządek w domu, to mam wrażenie, że rola „kobiety domowej” nie stanowiła dla niej tej nadrzędnej. Zawsze elegancko się ubierała i prowadziła bogate życie towarzyskie. W tym pozytywnym sensie. Spotykała się z przyjaciółmi, lubiła przebywać wśród ludzi, rozmawiać. Zdarzało się, że i mnie ze sobą na takie spotkania zabierała. I nie zawahała się wejść ze mną pod stół, jeśli sytuacja (czytaj – zabawa) tego wymagała…
W Pani domu często można było usłyszeć opowieści wojenne – czy to był jedyny powód, dla którego napisała Pani książkę o tak odległych, a zarazem trudnych czasach?
Oczywiście, że nie. Ziarno padło po prostu na podatny grunt. Wiele jest takich osób, które w swojej rodzinie słyszały różne historie z czasu wojny, ale nie dały się im bezgranicznie pochłonąć. Ja się dałam. Myślę, że to właśnie z domu wyniosłam zamiłowanie do historii, zainteresowanie przeszłością, dawnymi obyczajami, kulturą, nawet polityką. Druga wojna światowa to temat, który ciekawi mnie nieprzerwanie od lat i z każdym kolejnym źródłem przekonuję się, jak niewiele o niej wiem i jak dużo zostało jeszcze do odkrycia.
Większość akcji kręci się wokół dwóch przedmiotów – piersiówki oraz zdjęć. To są drobiazgi, aczkolwiek z wartością sentymentalną. Czy takie małe rzeczy, można by rzec – detale, mogą stać się inspiracją do napisania książki?
Jak najbardziej. Wszystko może stać się inspiracją do napisania książki. Piersiówka to wytwór mojej wyobraźni, ale nie skłamię, jeśli powiem, że koperta wypełniona starymi fotografiami istnieje. Babcia zostawiła mi stary chlebak z czasu wojny, wypełniony właśnie takimi zdjęciami, wykonanymi przed wojną i w trakcie wojny, a także dokumentami i pocztówkami z tego samego okresu. Często do nich wracam, zwłaszcza do tych fotografii, które przedstawiają osoby mi nieznane. Zastanawiam się, co się stało z tymi ludźmi.
Natasza Silsterwitz to prawie 100 letnia kobieta, oschła, surowa, pozornie pozbawiona emocji. Co sprawia, że ludzie jednak do niej ciągną?
Trzeba by zapytać tych ludzi (uśmiech). Wydaje mi się, że zawsze podświadomie przyciągają nas silne osobowości, jednostki, które mają odwagę, własne zdanie, nie oglądają się na innych, nie ulegają wpływom i są solidne, a przez to godne zaufania. Bywa też tak, że to wszystko stanowi pancerz, który ma coś pokryć – słabość, traumę, wyrzuty sumienia – a jednocześnie bronić do tego czegoś dostępu. A przecież takie osoby, skomplikowane, z tajemnicą, z tak zwaną „przeszłością”, zawsze wydają się interesujące i atrakcyjne.
Druga z głównych bohaterek „Dziewczyny z daleka” – Milena Rajska jest reportażystką. Z tego co zauważyłam Pani ma bardzo dużo skłonności do bardzo szczegółowego researchu (wyjazdy, spotkania z ludźmi), który dla reportaży jest bardzo charakterystyczny. Myślała kiedyś Pani o takiej pracy?
Myślałam, ale bliższa mi jest jednak beletrystyka. Również dlatego, że obok solidnego tła popartego dokumentacją, pozwala na margines swobody, wolności twórczej i puszczenia wodzy wyobraźni, na co przy reportażu raczej nie ma miejsca. Zajmowałam się natomiast kiedyś publicystyką i udało mi się zrobić kilka ciekawych wywiadów z ludźmi, do których też musiałam się, że tak to ujmę, „dobić”. Należy do nich rozmowa z Mariuszem Kotowskim, amerykańskim reżyserem polskiego pochodzenia i biografem Poli Negri. Kiedy do niego napisałam i zapytałam o możliwość przeprowadzenia wywiadu, nie wierzyłam, że odpowie. A jednak odpowiedział. Sam do mnie zadzwonił i rozmawialiśmy o Poli Negri przez kilka godzin. Zarwałam noc i byłam bardzo szczęśliwa. Wywiad można przeczytać na portalu Czytajmy Polskich Autorów, założonym przez pisarkę Agnieszkę Lingas-Łoniewską.
W „Dziewczynie z daleka” pojawia się Warszawa, Wileńszczyzna, Syberia, Sulistrowice – mała wioska u podnóży góry Ślęży… Jak to w Pani przypadku wygląda: najpierw jest pomysł na miejsce czy na historię?
Wygląda bardzo różnie. Niekiedy zaczyna się od miejsca, niekiedy od historii, a niekiedy jedno nierozerwalnie wiąże się z drugim i tak było w wypadku „Dziewczyny z daleka”. Kiedy pomyślałam o Syberii, od razu zobaczyłam Nataszę. A później musiałam tę opowieść dopracować.
W różnych recenzjach tej książki najczęściej przewija się słowo „podróż”. Chciałaby Pani, żeby ta książka była niczym wehikuł, przenoszący do miejsc, historii, o których wiele osób nie miało okazji usłyszeć, tak jak Pani, z ust swoich babć?
Ja nigdy nie chcę, by moje książki były „czymś”. Kiedy pozycja pojawia się w księgarniach, jest tak samo moja, jak i czytelników, a świętym przywilejem czytelnika jest prawo do własnej interpretacji. Dlatego nie będę jej nikomu narzucać. Ale jeśli chodzi o samo tło historyczne, to oczywiście uważam, że należy przeszłość ocalać od zapomnienia. Bo przecież jeśli ktoś zapomina o historii, powinien ją przeżyć jeszcze raz. To nauczycielka życia.
To już szósta książka Pani autorstwa. Czego możemy się spodziewać w najbliższej przyszłości? Ile jeszcze szkiców czeka w szufladzie „na później”?
W tej chwili pojawiła się już siódma powieść – trzecia część kryminalnej trylogii o komisarz Annie Lindholm, a plany na przyszłość oczywiście są. Mam już dwie napisane książki, obie zostaną opublikowane nakładem wydawnictwa Novae Res. Jedna wyjdzie na jesieni tego roku, druga prawdopodobnie na początku przyszłego. Będą to: powieść detektywistyczna, i zarazem pierwsza część nowej serii, oraz powieść obyczajowa, również z tajemnicą z przeszłości w tle, choć nie tak odległą i nie tak dramatyczną jak w „Dziewczynie z daleka”. W tej chwili zbieram materiały do kolejnej książki.
Źródło: http://kulturaonline.pl/