Jak miło czasem wyjść z wytyczonych przez siebie schematów czytelniczych i rzucić się w świat zupełnie nieznany. Dla mnie – miłośniczki krwawych kryminałów i skomplikowanych thrillerów fantastyka to świat niezbadany i niepewny, w który rzadko wkraczam z własnej, nieprzymuszonej woli. Ten „skok bok” z fantastyką Anna Sukiennik zalicza do bardzo udanych.
To przebudzenie Maverick z pewnością nie uzna za udane. Dziwna pustka w głowie, spowolnione ruchy, ograniczona widoczność i pustka wewnątrz… i dookoła… Ale najgorsze jest miejsce, w którym Maverick się obudził – małe, drewniane pomieszczenie za bardzo przypomniało trumnę, żeby nią nie być. Maverick przy pomocy bardzo wyedukowanego czerwia o wieloczłonowym imieniu uzmysławia sobie, że nie żyje. Według naszej – ludzkiej – terminologii Maverick jest zombie. Jedak od razu rzucają się w oczy pewne dziwne elementy – Maverick z pewnością nie jest bezmózgim, anemicznym stworem. Myśli, czuje i porusza się bardzo sprawnie…dopóki po raz kolejny nie urwie mu się ręka. Maverick wraz z grupa znajomych postanawia dokonać apokalipsy! Zombie chcą przejąć panowanie nad światem. Docelowo zamierzają zmienić świat na lepszy – bez głodu, biedy, bez podziałów klasowych. a przede wszystkim świat bez czasu, który ogranicza życie. Zlikwidowany zostanie ból, strach, nienawiść, współzawodnictwo. I podobno, zostałoby tylko piękno i równość. Po drugiej stronie barykady stoją bogowie Mortimer, którego zaniedbania doprowadziły do „zombiakowej afery” wraz z pomocnikami (m.in. z Hansą i Shakirą) i próbują uratować świat przed globalną katastrofą zombie. Jednak problem okazuje się bardziej złożony niż przypuszczali.
W tak zwanym międzyczasie Maverick spotyka miłość swojego życia (nie-życia?), pomaga przyjaciołom oraz mierzy się, po raz kolejny, z mafią.
„Martwe ciało Mavericka” to książka nasycona specyficznym humorem, wizją apokaliptycznego świata, w którym rzeczywistość miesza się z nierealnością. Chociaż w przypadku książek tego typu trudno mówić o realności. Istnieją jednak pewne elementy, które pojawiają się zarówno w bardzo „przyziemnej książce”, jak i takiej będącej przedstawicielką fantasy. Przyjaźń, miłość, pokonywanie oprzędzeń. Tak całkiem na poważnie – w książce można odnaleźć wiele wzruszających i naprawdę pięknych fragmentów.
Humor. Specyficzny humor. Jeśli czytelnik nie wdroży się w styl i nie podąży tokiem myślenia autorki to lektura może nie przypaść do gustu. Jest nasycona komicznymi dialogami, śmiesznymi sytuacjami oraz charakterystycznymi bohaterami. Na uwagę zasługują także potyczki słowne i sarkastyczne rozmówki miedzy bogami. No i ta okładka zwiastuje doskonałą zabawę i daleką podroż w odległe obszary wyobraźni.
Nie jestem specjalistką, ale mnie ta książka wciągnęła, rozbawiła, oderwała od rzeczywistości i spowodowała, że coraz śmielej patrze w księgarniach na półkę z fantastyką. Nie taki diabeł straszny.
Chociaż Anna powinna chyba napisać na prawieblogoksiazkach.blogspot.com, nie takie zombi straszne, jak je malują 😉