„Martwe ciało Mavericka” jest humorystyczną powieścią, w której zderza się fantastyka z odrobiną normalności. Tytułowy bohater zmaga się ze swoim pośmiertnym życiem, zauroczony pewną kobietą pomaga jej zawładnąć światem, a wszystko to w asyście zwykłych śmiertelników oraz innych zombie.
Od samego początku przypadło mi do gustu dość specyficzne poczucie humoru autorki, które sprawiło, że z każdą stroną coraz bardziej przekonywałam się do lektury.
No dobrze, ale kim jest tytułowy bohater? Mavericka poznajemy w momencie, gdy budzi się w dość małym pomieszczeniu, do złudzenia przypominającym trumnę. Nie pamięta, co się dokładnie stało i jak się tam znalazł. Co więcej, ciężko mu zebrać myśli i skłonić swój mózg do myślenia. Na ratunek przychodzi mu jednak robal który, jak przeczytaliście przed chwilą, w sumie chciał go zjeść, ale skoro jest żywy (może nie tyle żywy, ile nie do końca martwy), zrezygnował. Opowiada mu, że został pobity przez członków lokalnej mafii, którzy zabrali mu jakieś papiery i go zakopali. OK, wychodzi na to, że skoro Maverick nie jest ani żywy, ani martwy, to musi być zombie. Chłopak wstaje więc z trumny i rusza na podbój świata. Przecież zawsze można przeprowadzić jakąś tam rewolucję. Bohater poznaję piękną umarlaczkę Cillian, która ma wielką ochotę doprowadzić do apokalipsy. Pod wpływem jej uroku Rick organizuje armię zombie, przeprowadzane są liczne szkolenia z rozmaitych sztuk walki. Żołnierze wydają się gotowi do walki, tylko co na to Montimer, Hansa Vansa i Lisa von Dreem, którzy z drugiej strony frontu, za wszelką cenę starają się nie dopuścić do zagłady. Zapowiada się zacięta walka na śmierć i na… śmierć? Bo przecież już nie żyją.
Pewnie zastanawiasz się, co teraz, nie? Ja też nie wiem. Znalazłem się tu, bo myślałem, że będzie co zjeść, ale ja chyba nie tykam żywizny. Takie mam podstawowe zasady moralne. Nie żyje – bon appetit! Ale jak trochę się rusza, to się powstrzymuję. Maverick spojrzał jeszcze raz na swojego rozmówcę.
Jesteś robalem? – zapytał niepewnie.
No. Czerwiem nawet.
Czerwcem?
Czerwiem! Nie słyszałeś o takim robalu? Zjadam martwą tkankę, ot co!
Czego nie spodziewałam się w książce, i co mnie zaskoczyło był wątek silnej i niezależnej córki szefa jednej z najważniejszych mafii w Las Wagas – Emmelin. Jej postać dużo wnosi do przekazu książki, sprawia, że odbiór jest łatwiejszy niż jeśli mielibyśmy przebywać tylko w sferze całkowitej fantastyki. A może autorka chciała nas przestraszyć i pokazać, że umarlaki są wśród nas?! Chyba średnio miałabym ochotę jakiegoś spotkać.
Podsumowując wybór książki „Martwe ciało Mavericka”, szczerze muszę przyznać, że była to świetna decyzja. Moja chęć zagłębienia się w nieznane mi dotąd zakamarki literatury została zaspokojona, a ja czuję się w pełni usatysfakcjonowana lekturą. Co więcej, myślę że moja podróż w świat fantastyki dopiero się zaczyna, może polecicie mi pozycje godne zainteresowania dla początkowego fana tego gatunku? Za każdą radę będę wdzięczna! Ja ze swojej strony zachęcam do lektury wszystkich, którzy do tej pory nie mieli okazji, chęci, albo tak jak ja, bali się przełamać. Jestem pewna, że nie pożałujecie, książkę Anny Kapes czyta się lekko i przyjemnie. Do tego ma tak około 300 stron, czyli akurat tyle, żeby zobaczyć „z czym się je” ten gatunek. Myślę, że fani fantastyki również powinni śmiało sięgać po historię Mavericka – jest naprawdę świetna!
Źródło: moznaprzeczytac.pl