S. – bo tylko taki inicjał dane nam będzie poznać – to brutalny, stanowczy, o wyostrzonych zmysłach introwertyk. Nie odczuwa strachu, wątpliwości czy wyrzutów sumienia. Zabijanie sprawia, że czuje się wyjątkowy, jakby był panem życia i śmierci. Jego życie płynie od zlecenia do zlecenia, jednak do momentu, kiedy poznaje pracownicę banku Anitę. To kobieta twarda i nieposłuszna, której odwaga wielokrotnie mnie zadziwiała.
„Nigdy nie należy lekceważyć kobiet, tylko one są zdolne do wszystkiego.”
„Zabijając, nauczyłem się obserwować agonię: szybkie zatarcie spojrzenia i ledwo słyszalny krzyk duszy. Pewnie uważacie, że opisując to, posuwam się za daleko. I tak wszyscy skończymy w szponach nudnej śmierci. Trafimy do piachu – czy tego chcemy czy nie.”
Język, jakim operuje autorka jest prosty, choć miejscami nie pozbawiony wulgaryzmów. Opisy robią duże wrażenie, są sugestywne, szczegółowe, ma się wrażenie, że niemal czuje się to wszystko na własnej skórze. Główny bohater zwraca się bezpośrednio do czytelnika. Dzięki takiemu zabiegowi, jesteśmy jeszcze bliżej jego samego i rozgrywanych wydarzeń. Dialogi są naturalne, niekiedy podszyte ironią. Według mnie niektóre wątki mogłyby zostać szerzej rozbudowane, co uczyniłoby tę książkę jeszcze bardziej interesującą. Akcja mknie w ekspresowym tempie, nawet na moment nie można odetchnąć, wyczekując finału. Jeśli zaś właśnie chodzi o zakończenie, to takiego się nie spodziewałam, zostałam przez autorkę zaskoczona.
„Anita” to powieść, w której morderstwa, porwania, pościgi, chęć zemsty i miłość w tle to tylko część tego, co serwuje nam Ewa Popławska. To wszystko tworzy interesującą i intrygującą mieszankę sensacji i romansu. Debiut udany i wart uwagi.
Recenzja pochodzi z sza-terazczytam.blogspot.com