Wydaje się, że w kwestii literatury erotycznej można czytelników podzielić roboczo na trzy grupy. Dla porządku najpierw wymienić należy w ogóle niezainteresowanych, dla których to terra incognita. Czytelnicy sięgający po tego typu lektury to natomiast albo tacy, którzy zaczytują się w jednowymiarowych twarzach niejakiego Greya, albo tacy, którzy będą delektować się „Obrazkami”. Sfera zmysłów i emocji to w tym małym zbiorze poetycka sancta terra.

Z tymi „Obrazkami” to w ogóle bardzo tajemnicza sprawa. Wszystko zaczęło się od bloga Myślenie jest erotyczne, którego Autor lub Autorka pozostaje anonimowy. Podobnie dzieje się w przypadku publikacji pod szyldem Novae Res i ta niewiadoma dodaje smaku i (w tym przypadku uzasadnionej) pikanterii. Jeśli wierzyć intuicji i dominującej formie narracji, to za tym wszystkim musi stać kobieta.

 

„Jestem masochistką, jakich mało, bo mój masochizm nie leży w bólu fizycznym, a w tym psychicznym: w zadrach, okaleczeniu, samookaleczeniu. […] Dlatego właśnie piszę: by uwalniać to, co mnie nakręca. […] by leczyć się w końcu z choroby zwanej introwertyzmem.” [s. 52]

 

Czym właściwie są „Obrazki”? To krótkie, ale bardzo zróżnicowane formy literackie. Niekiedy mamy do czynienia z zapisem przeżyć wewnętrznych, refleksji bądź namiętności, kiedy indziej to małe relacje z wydarzeń, sceny rozgrywające się między kobietą a mężczyzną. Moje ulubione to te pisane z perspektywy wszechwiedzącego narratora obserwującego bohaterkę – bardzo plastyczne, niemal jak kadry filmu. Na pierwszy rzut oka wydaje się zresztą, że występuje tu cała plejada postaci i w pewnym sensie tak jest. Mamy pełną amplitudę nastroju i temperatury. Pod tym względem „Obrazki” są zmienne jak marcowa pogoda, nie pozwalają się nudzić i nie zwalniają tempa.

 

„Kolory ubrań, włosów, świateł zlewały się ze sobą, twarze pojawiały się i znikały, mieszały się kończyny, słowa, myśli, kroki; ktoś się zachwiał, ktoś się otarł, przeszedł, wyszedł. Kręciło mi się w głowie od tańca i wódki. […] Czułam ciężkość i lepkość, swobodę, niemal czułość. Chciało mi się śmiać i tańczyć, i zupełnie zniknąć – żeby mnie tym pocieraniem ciał starli na proch.” [s. 99]

 

Autorzy dotychczasowych internetowych recenzji „Obrazków” (których to recenzji jest, swoją drogą, zdecydowanie za mało jak na tak ciekawą pozycję) bardzo często piszą stylem pełnym niedopowiedzeń i wielokropków, w którym jednak wyczuwalna jest świeżo zakończona lektura. Tak się właśnie dzieje, gdy mamy do czynienia z wyrazistym językiem i rytmem tekstu, których wydźwięk pozostaje w głowie i chwilę potem na klawiaturze. Autor „Obrazków” słowo opanował tak, że stało się ono posłusznym narzędziem wobec intencji tekstu. Dlatego właśnie są to dla mnie bardzo poetyckie formy – niby pełne wyrazu, dobitne i jednoznaczne, ale jednocześnie nie stawiają kropki nad i, skutecznie manipulując emocjami czytelnika.

 

„Jechał do domu, kiedy przyszło mu do głowy, że właściwie mógłby ją zepsuć. Podniósł głowę znad grubej książki i pomyślał, że jest głupi. Uniósł jedną brew. Że też wcześniej na to nie wpadł. Tak troszeczkę, odrobinę, ale jednak – zepsuć. Nadgryźć kawałek tej wyniosłej, perfekcyjnej istoty i powoli przeżuwać, mielić między językiem a podniebieniem kawałki jej doskonałości. W uwielbieniu.” [s. 16]

 

Bohater powyższego fragmentu zrealizował swój pomysł. Znajdą się więc w tej książce sceny, które zakwestionują powyższe określenie sancta terra. Ciemna strona mocy, jak to ona, będzie się zdawać bardziej intensywna, jednak całość uświęca podłoże wyczuwalne niemal na każdej stronie – rozedrgane emocje, ból, smutek, żal. W „Obrazkach” niczym na taśmie filmowej gra światła i cienia jest nieodzowna, a umiejętnie ustawiony kontrast wydobywa fragmenty urwanych historii, gdzieniegdzie zamglonych, gdzie indziej ostrych jak brzytwa. Jednak nie są to tylko kadry różnych stadiów miłosnych historii i czysto zmysłowa przyjemność tekstu. Mamy tu namysł nad erotyką samą w sobie.

 

„Kobiety uważają za bezpruderyjność radosną, czynną aktywność i gotowość wszystkich miejsc intymnych. A to chyba jednak nie tak. Bezpruderyjność to specyficzna otwartość – niekoniecznie otwierająca ciało, ale umysł – na: inność, apetyczność, smaczność, intymność… innych. Nie tolerancja, ale autentyczne zrozumienie erotyki.” [s. 75]

 

Muszę przyznać, że z jednej strony nie dziwię się, że Autor(ka) pozostaje anonimowy(a). Ta książka jest jak emocjonalne, pozbawione granic (ale nie smaku) obnażenie się i w przypadku większości ludzi byłyby to teksty pisane do szuflady, przynajmniej na tej szerokości geograficznej. Z drugiej strony jednak trudno powstydzić się tak udanego debiutu (jeśli to debiut). Oczywiście, nie każdy powinien sięgnąć po tę lekturę, ale mam wrażenie, że do tego momentu recenzji dotrwali właściwi potencjalni czytelnicy…

 

 

Recenzja pochodzi  z moznaprzeczytac.pl