Bieszczady – miejsce, które obrosło już niejedną legendą. Takie, że gdy odwiedzisz je po raz pierwszy, wciąż będzie ci mało. Osobiście, jeśli mam wybierać pomiędzy wakacjami all inclusive w ciepłych krajach a południowym krańcem Polski, wybieram to drugie. Może to kwestia tego spokoju, braku pośpiechu u tamtejszych ludzi, które to zachowanie człowiek bezwiednie przejmuje, a może magia samego miejsca, które urzeka od pierwszego spojrzenia. Paweł Ślusarczyk pokazuje nam, że każde, nawet najpiękniejsze, miejsce ma także swoją drugą, bardziej mroczną stronę…
Wojtek, student medycyny, przyjeżdża z grupą przyjaciół w Bieszczady, gdzie mają odbyć praktyki w jednym z miejscowych szpitali. Na miejscu okazuje się, że trafili na gorący okres, kiedy w okolicy nie mówi się o niczym innym niż morderstwo młodej dziewczyny i powrót starego bieszczadnika, który lata temu był podejrzany o zabójstwo swojej partnerki. Prawdy o tym, czy te dwie sprawy coś łączy, próbuje dociec policjantka, której magnetyzującemu sposobowi bycia mimowolnie ulega główny bohater, stając się jej nieoficjalnym współpracownikiem. Mieszkańcy wydali już wyrok, pytanie brzmi: czy słuszny?
„Mroczna tajemnica Bieszczad” to książka, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że pora otworzyć się na gatunek, jakim jest kryminał. Pasjonująca, pełna zawiłych intryg i nieoczekiwanych zwrotów akcji opowieść sprawi, że sami poczujemy się jak detektywi pragnący rozwikłać zagadkę morderstwa młodej Diany Borek. Śmiem jednak wątpić, czy wszystkim nam się to uda, biorąc pod uwagę skrupulatność, z jaką autor zaciera ślady przed Czytelnikiem, by na końcu pokazać mu wszystkie jego przeoczenia.
Książka zdecydowanie warta polecenia. Przepełniona emocjami, które udzielą się Czytelnikowi, co czyni lekturę wciągającą i…zdecydowanie zbyt krótką.
Recenzja pochodzi z zaczytana.com.pl