Natalia z bloga Mądre Pisanie chciałaby, aby książka „Nie powiedziałam nic” znalazła się na liście lektur szkolnych. „Bo to jest pozycja, która naprawdę może wywrzeć wpływ na młodych buntowników, uważających używki za jedyny sposób na dobrą zabawę. Zaręczam, że ten sposób sprawdzi się lepiej, niż moralizatorskie pogadanki podczas godziny wychowawczej” – uważa recenzentka. Co na to sama autorka? Odpowiedź znajdziecie w wywiadzie.
Skąd wziął się pomysł, żeby napisać książkę o tak trudnym temacie?
Sam pomysł na napisanie książki był we mnie odkąd nauczyłam się budować złożone zdania, chociaż wtedy jeszcze nie wiedziałam na jaki temat miałabym pisać, żeby było to coś nieszablonowego. Początek dla Nie powiedziałam nic… stanowiła śmierć mojego kolegi – było to pierwsze takie doświadczenie w moim życiu. Pierwszy moment, w którym musiałam zmierzyć się ze stratą i odrazą do samej siebie – bo w końcu, dlaczego nie zauważyłam jakichkolwiek znaków czy przesłanek?
Właśnie wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że kiedyś napiszę o narkotykach i bezsensownej śmierci, do której mogą się przyczynić. Chciałam pokazać temat od innej strony – od strony uczuć, przeżyć, emocji. Chciałam, żeby narkotyki i samobójstwa za ich przyczyną, przestały być dla społeczeństwa tematem tabu. Wydaje mi się, że żeby z czymś walczyć trzeba głośno o tym mówić.
Książka jest trudna i taka miała być, ponieważ narkotyki zawsze były i, dopóki społeczeństwo nie zmieni nastawienia, będą tematem trudnym. Wielokrotnie spotykałam się w życiu z ludźmi, dla których „wypalenie skręta” czy „wciągnięcie kreski” stanowiło odskocznię od codziennych problemów. Słabość polega na szukaniu odskoczni, kiedy boimy się zmierzyć z tym, co boli nas najbardziej. Mam nadzieję, że moja książka pokazuje inną drogę walki ze słabościami.
Czy „Nie powiedziałam nic” dotyczy Pani w jakiś sposób? Zawarła tam Pani jakieś ukryte przesłanie, zrozumiałe tylko dla Pani lub Pani bliskich?
Oczywiście, że tak. Uważam, że każde dzieło – czy to książka, czy wiersz, czy obraz, czy muzyka – dotyczy w pewien sposób autora. W końcu to konkretne dzieło zrodziło się w mojej głowie i ma szczególne miejsce w moim sercu. Z książką jestem związana bardzo silnie, chociażby z powodu tego, że stanowi ona mój debiut – pierwsze dzieło, które zdecydowałam napisać dla ludzi, a nie szuflady.
Nie powiedziałam nic… rzeczywiście ma w sobie ukryte przesłanie, a nawet kilka takich ukrytych przesłań. Nie kierowałam ich jednak bezpośrednio do moich bliskich, a tym bardziej do siebie samej. Wręcz przeciwnie, najbardziej na świecie chciałabym, żeby odbiorcy wtapiali się w książkę, szukali w niej drugiego, a nawet trzeciego dna. Szukali w niej siebie, swoich znajomych, ludzi, którzy ich otaczają. Chciałabym, żeby książka otwierała oczy i pozwalała spojrzeć na żywego człowieka, a nie jak to się często dzieje przez niego – jakby był szybą lub przeszkodą na naszej drodze.
Uważam, że każdy z nas nosi w sobie ból mniejszy lub większy i całe sedno naszego człowieczeństwa leży w tym, żeby pomagać sobie nawzajem pokonywać słabości.
Niektórzy bohaterowie Pani książki są wzorowani na osobach, które Pani zna/znała. Zdradzi Pani, na kim wzorowała Pani Roberta, Konrada i Weronikę? Dlaczego akurat ich zdecydowała się Pani umieścić w powieści?
Robert, Konrad i Weronika byli dużą częścią mojego życia w okresie dojrzewania, przez co znacząco przyczynili się do kształtowania mnie jako osoby. Myślę, że dlatego właśnie ich wybrałam.
Postaci z książki są wzorowane na rzeczywistych osobach, co nie znaczy, że są takie same. Poza pojedynczymi cechami charakteru lub wyglądu, wykorzystane zostały głównie imiona. A nie ukrywam, że każda z postaci w Nie powiedziałam nic… ma w sobie również cechy osób, które otaczają mnie na co dzień – moich przyjaciół, bez których wsparcia książka pewnie by nie powstała.
Ławka na Siekierkach. Dlaczego akurat ją wybrała Pani na kryjówkę Klary, a nie jakiekolwiek inne miejsce?
Ławka na Siekierkach, och! Duża pomarańczowa (a może czerwona?) ławka na Siekierkach. Samo jej wspomnienie sprawia, że się uśmiecham. Stała się kryjówką Klary, głównie dlatego, że uważam ją za świetne miejsce. Sama wielokrotnie uczyłam się na niej do sprawdzianów, egzaminów, ustnych wystąpień. Polecam każdemu na chwilę spokoju w tym wielkim mieście!
Zgadza się Pani z moim stwierdzeniem, że „Nie powiedziałam nic” jest idealnym kandydatem na gimnazjalną listę lektur? Pozwalam na odrobinę przechwałek.
To pytanie przywołuje wspomnienia, więc jest dla mnie nieco zabawne. Pamiętam, jak podczas pisania książki jeden z moich bliskich znajomych powiedział: „Uważaj tak z tym tematem, bo jeszcze na listę lektur trafisz”. Wtedy, przez krótką chwilę, taka myśl zakiełkowała w mojej głowie. Po przeczytaniu Pani recenzji, zaczęłam się ponownie zastanawiać nad tym, czy rzeczywiście chciałabym, żeby „Nie powiedziałam nic” stało się lekturą. Pomimo tego, że nie mam absolutnie nic do lektur, chyba jednak nie chciałabym, żeby młodych ludzi „przymuszano” do czytania mojej książki. Wiadomo, każdy ma swój gust – nie każdemu może się ona spodobać, nie każdego może poruszyć.
Dużo bardziej cenię sobie to, że osoba z własnej woli weźmie akurat moją książkę z półki i postanowi ją przeczytać, niż jakby ta sama osoba miała zostać przymuszona do jej przeczytania i zinterpretowania jej zgodnie z „kluczem”.
Cały wywiad możecie przeczytać na madrepisanie.pl