Przyznać muszę, że gdy dostałam w swoje dłonie „Aleję starych topoli”, przez długą chwilę przyglądałam się tej pozycji w zadumie. Ale gdy zaczęłam czytać… Cóż. Zostało mi tylko przepaść!

Absolutnie zauroczyła mnie opowieść o Ewie, zahukanej przez ojca osiemnastoletniej panience, której dwie starsze siostry nie interesowały się zbyt jej losami. Najstarsza, Marianna, wyszła za mąż dość szczęśliwie za doktora – teraz średnio interesuje się losami rodziny. Maryla, środkowa z córek, którą Ewa ubóstwiała za dziecka, wychodzi za mąż za Andrzeja Celiowskiego, właściciela dworku w Jodłowie. Rodzi trójkę dzieci, jednak odcina się nieoczekiwanie od rodziny, a w końcu umiera w tajemniczych okolicznościach. Pogrążony w żałobie wdowiec wyjeżdża, na rok tracąc się rodzinie Więckowskich z oczu. Gdy powraca, nieoczekiwanie prosi o rękę najmłodszej z córek – Ewy. Choć zakrawa to na skandal – bo jak to tak, szwagier mężem? – Ewa zostaje panią Celiowską. Szczęśliwie zakochana w swym małżonku, musi stawić czoła nie światu – ale zarządczyni dworu. Oraz trójce pasierbów. Jak potoczą się jej losy? Czy uda się jej zdobyć miłość i sympatię przybranych dzieci? I czy rozwiąże tajemnicze losy swe siostry, Maryli? Jakie sekrety skrywa piękny dwór na końcu topolowej alei?Co łączy warszawskiego i paryskiego doktora ze środkową siostrą…?

Czytając „Aleję starych topoli”, z każdą stroną odkrywałam coraz to nowe tajemnice i zadawałam sobie coraz to nowsze pytania. Autorka, Agnieszka Janiszewska, pokazała świat Warszawy i okolic początku XX – ten czas przełomu – z bardzo kobiecego, subtelnego punktu. Łagodnie, dyskretnie, bez udziału wielkiej polityki. Stare zwyczaje wciąż są jeszcze wyraźne, ale powoli w życie codzienne zagląda współczesność, udogodnienia, wciąż jednak jeszcze obce, niezrozumiałe. Subtelna i zahukana Ewa szybko zdobyła moją sympatię, prezentując się na kartach powieści jako łagodna kobieta, która poszukuje swego miejsca w życiu, stara się zyskać sympatię i miłość pasierbów oraz rozwiązać tajemnicę Maryli, która z każdą chwilą staje się bardziej zagmatwana. Życia nie ułatwia jej najstarsza z dzieci męża, Klara, od samego początku buntująca się przeciw macosze. Zagmatwane losy, pozornie prosta fabuła, szybko pokazująca swe skomplikowanie… Czego chcieć więcej?

Osobiście, absolutnie się zauroczyłam stylem zarówno autorki jak i światem przedstawionym. Bardzo szybko poczułam sympatię do bohaterów, i w raz z nimi przeżywałam wszystko. Miłość, przerażenie, fascynację. Były momenty śmiechu i wzruszenia. Pozornie prosta historia obyczajowa, o przeszłości, o tym, co było – sprawiła, że z przyjemnością pochłaniałam tą lekturę, niemal zarywając noc na to tylko, by dowiedzieć się: „co dalej?”, jak potoczą się losy Ewy, Andrzeja, Klary, Adasia i Karola? Co kryje się za tajemnicą lekarza z Warszawy i co z tym wspólnego ma Adela? Niczym najprzedniejszy kryminał! Ale to wcale kryminalna książka nie jest. Za to pełna niespodzianek i nieoczekiwanych wydarzeń. Los wydaje się drwić tu z bohaterów, jednym swoim ruchem dłoni wprowadzając w ich życie solidne zamieszanie. Ale dlatego ta książka nie potrafi znudzić. Dodatkowym smaczkiem były dla mnie fragmenty z pamiętnika Klary, obrazujące życie dziewczyny i rzucające całkowicie nowe światło na niektóre sprawy.

A sami bohaterowie? Ci wykreowani zostali bardzo dobrze, wręcz przyjemnie dla oka (czytania?). Mają swe troski, zmartwienia i radości. Nie są papierowymi istotami, płaskimi i nudnymi, ale całkiem rzeczywistymi, które faktycznie mogły żyć w tamtych czasach. Ale – w tym miodzie jest łyżeczka dziegciu. Główne postacie są w ten sposób kreowane, przyciągają uwagę czytelnika, sprawiają, że im kibicujemy. Postacie z drugiego i trzeciego planu są już o wiele mniej dopracowane, miałam wrażenie, że momentami są tylko takimi zapychaczami. Wyraźnie czegoś mi w nich brakowało, choć – dobrze, rozumiem. Były opisywane poniekąd z punktu widzenia Ewy, bo Ewa jest wszak tu główną bohaterką. Ale w całokształcie – czytało się dobrze. Więc można przymknąć na to oko.

Podoba mi się też okładka. Przyznać muszę, że przyciągnęła mój wzrok, zwłaszcza kobiecą postacią. Stylizowana na modną damę z początku XX wieku, patrząca gdzieś za okładkę – pobudziła moją wyobraźnię, sprawiła, że zaintrygowałam się środkiem i treścią! Lubię takie okładki, subtelne, intrygujące, więc ta znalazła się całkiem wysoko na mojej liście faworytów.

Podsumowując? Pierwszy tom „Alei starych topoli” wciągnął mnie i absolutnie rozkochał. Tajemnica, miłość, relacje międzyludzkie oraz zmieniający się wokół świat początków XX wieku to coś, co nie zostawia obojętnym. Po odłożeniu tej książki na półkę miałam swoisty niedosyt, wrażenie, że ta historia mogłaby się ciągnąć i ciągnąć dalej, niemal w nieskończoność, a ja wciąż bym była zauroczona. pani Janiszewska udowodniła, że potrafi pisać subtelnie, wciągająco i intrygująco, wpuszczając czytelnika w intymny świat odczuć innej kobiety bardzo dyskretnie. A jednocześnie też pokazuje duży wycinek świata, z jego złożonością, wzajemnymi relacjami i sprawami, o których… nie mówiło się wówczas głośno.

Ja osobiście bardzo polecam. Świetna lektura dla wszystkich szukających wytchnienia, powiewu przeszłości i czegoś innego. Świeżego. Fascynującego nutką dekadencji.

 

źródło: kaginbooks.blogspot.com