Zabierając się za lekturę Nowego życia, mając na uwadze opis, spodziewałam się skomplikowanej historii miłosnej, która i tak zakończy się happy endem. Jednak zarówno tytuł, który okazał się mieć drugie dno, jak i zakończenie były przyjemnym zaskoczeniem, ale od początku…
Powieść Eweliny Kościelniak podzieliłabym na dwie części. Pierwsza jest subtelną jakby eteryczną, opowieścią o miłości między dwojgiem bohaterów… Opowieści o etapach uczucia, jakim oboje dali się zauroczyć i jakiego oboje pragnęli. Mocno stonowana, powolna, ale w tym pozytywnym znaczeniu, niczym bajka maluje przed czytelnikiem piękny, acz nieco wyidealizowany obraz miłości. Takiej romantycznej…
Druga część bucha zaś emocjami. I to całą feerią. W niej historia nabiera tępa, pędzi niczym złowrogi rollercoaster, by w końcu dotrzeć do mety w łagodny sposób. Dopiero ta część idealnie oddaje sens tytułu.
Nowe życie to lektura naładowana emocjami. Zarówno tymi pozytywnymi, jak i negatywnymi. Łączy w sobie delikatność uczucia, jakim jest miłość oraz pikantność poruszonego tematu praw kobiet. Niektórzy z Was z pewnością pokochają tę historię… Inni znienawidzą. Ta książka jest kontrowersyjna, ale jest też po prostu życiowa… Sięgnijcie po nią, jeśli chcecie poznać losy Ani i Daniela i przekonajcie się, czy na ich miejscu postąpilibyście tak samo…
Całą recenzję znajdziecie na blogu u jednej z patronek książki papierowybluszcz.blog.pl.