Pod wpływem mojego męża, zaczęłam coraz częściej sięgać po fantastykę. Sama siebie pod tym względem nie poznaję, ale na nowo odkrywam ten gatunek i powiem wam, że w sumie nie wiem, dlaczego go wcześniej unikałam. Pozwólcie, że dzisiaj opowiem o literackim debiucie Marcina Majchrzaka.

Dla mieszkańców Morbus — państwa-miasta rządzonego twardą ręką przez cesarzową Segvinę — bez wątpienia nadchodzą ciężkie czasy. Niektórzy spośród nich spoglądają na cesarski pałac z trwogą, inni zaś z nieskrywaną pokusą, bo ciężkie czasy sprzyjają błyskawicznym karierom… i jeszcze szybszym upadkom. Alena, pracownica manufaktury obuwniczej, podejmuje pierwsze kroki w walce o demokrację i obalenie tyranii. Jest tylko jeden kłopot — tyrani rzadko kiedy pozwalają się dobrowolnie obalać. Lock, drobny złodziejaszek, nie ma tak wielkich ambicji. Od życia pragnie tylko pełnego brzucha i ciepłego kąta. Przypadkiem wplątany zostaje jednak w ciąg wydarzeń, które mogą uczynić go bohaterem. Albo martwym bohaterem.

Szukając informacji o autorze, odnalazłam stronę, na której zbierał on pieniądze, by wydać debiutancką powieść. W opisie projektu Marcin Majchrzak napisał, że to coś innowacyjnego na polskim rynku wydawniczym. Miał to być pastisz fantastyki. Pierwszy w naszym kraju. Czy taki pierwszy? Chyba nie byłabym tego taka pewna, ale mogę się mylić. Wydaje mi się, że ktoś już się za to zabierał, lecz głowy sobie uciąć nie dam.

Nie jestem jakąś wielką fanką pastiszu. Trudno mnie pod tym względem zadowolić. Czasem autorzy ocierają się o absurd i skutecznie odrzucają mnie od lektury. Jak było w tym przypadku? Miałam do czynienia z wieloma debiutantami i przyznam, że Marcin Majchrzak całkiem nieźle sobie poradził. Książkę czytało się szybko i przyjemnie. Polubiłam Locka. Podbił moje serce swoją męską prostotą. Byleby się tylko najeść i mieć gdzie się podziać. Obalać tyranię jak Alena? A po co to komu?

Troszeczkę obawiałam się tego, o czym pisał autor w projekcie. Moją czujność wzbudził humor sytuacyjny. W 90% Pani M. siedzi z kamienną miną, czytając fragmenty z humorem sytuacyjnym. Trzeba niemal stanąć na głowie i zatupać uszami, żeby mnie rozśmieszyć. Marcinowi Majchrzakowi się to kilka razy udało.

Chciałabym, żeby wszyscy polscy debiutanci startowali z takiego poziomu jak ten autor. Nie mam większych zastrzeżeń odnośnie opisów, dialogów czy samej kreacji bohaterów. Marcin Majchrzak poradził sobie z tym całkiem nieźle. Świat, który wykreował, także mnie nie rozczarował. Jestem ciekawa, jak dalej potoczą się literackie losy tego autora. Ma potencjał, tego mu nie odmówię, i potrafi walczyć o swoje. Chciał wydać powieść. Uwierzył w to, że da radę to zrobić. Zaangażował do projektu innych ludzi. Takie osoby cenię. Naprawdę duży szacunek. Będę trzymała za Marcina Majchrzaka kciuki.

Podejrzewam, że nie wszystkim spodoba się to dość nietypowe fantasy i nie mam o to do nikogo pretensji. Ja jestem usatysfakcjonowana po lekturze, którą pochłonęłam w jeden wieczór. Jeśli nie boicie się sięgać po książki polskich debiutantów, możecie dać Marcinowi Majchrzakowi szansę. Zasługuje na to. Odradzam wam jednak lekturę, jeżeli nie jesteście w stanie strawić pastiszu. Wtedy możecie zmarnować swój czas i raczej nie znajdziecie w Damach w fiolecie niczego dla siebie. Lepiej poszukajcie jakiejś innej książki fantasy. Ta raczej wam się nie spodoba.

źródło: sztukater.pl/ksiazki/item/18452-damy-we-fiolecie.html