W tle leciał islandzki doom metal, na stole stała szklanka szkockiej. Tak przygotowany siadłem do lektury. Po okładce spodziewałem się mocnych wrażeń. Tyk, tyk, tyk. Gdybym tylko wiedział, jak ten miarowy dźwięk talerzy Pálmasona będzie współgrał z książką „I tak dalej”.

 Nie jest to obszerna książka. Nie dlatego, że brak w niej treści. Wręcz przeciwnie. Jest to skondensowana dawka życia i bezładu, znacznie większa, niż mógłby przyjąć jednorazowo przeciętny czytelnik. Próba opanowania pełni materiału mogłaby się dla niejednego śmiałka skończyć chandrą.

Ale jak to bywa w przypadku takich substancji, pomimo uczucia przepełnienia, chcemy więcej. Czytamy, mamy wrażenie, że już nic nas nie ruszy. Ot, spadamy do poziomu, gdzie fajkami częstuje nas Hank Moody, a studenci grzecznie siedzą skwaszeni, obserwując tańczące fugi pomiędzy płytkami podłogowymi.

W następnej chwili autor rzuca nas na głęboką wodę. Trafiamy w alkoholowy cug, litry wódki zalewają nas, nie dając czasu na głębszy oddech. Czerpiemy życie dużymi haustami, przyprawiającymi o mdłości. Biegniemy razem z bohaterem, mając wrażenie, że zaraz go dościgniemy, wszystko zrozumiemy. Jesteśmy tuż, tuż. Nagle zmienia się droga, labirynt kształtują nowe wzory i skrypty. Nie jesteśmy w stanie odnaleźć się w tym.

I wtedy właśnie go doganiamy, choć o tym nie wiemy. Jesteśmy w tym popieprzonym świecie razem z Karolem, przystając w biegu patrzymy jak świat się rozpada na maleńkie części, po to by znów złożyć się w jedną wielką całość, ale z zupełnie nowych, nieznanych nam elementów. Przychodzi wtedy moment, w którym przestajemy rozumieć i nie chcemy rozumieć. Karol podaje nam piwo, unosi swoją butelkę i skinięciem głowy wymownie mówi „Na zdrowie, świrze”.

Tak, to wszystko zamknięto w niespełna stu pięćdziesięciu stronach, które po wszystkim będą was odrzucały jak bad trip po źle określonym planie imprezy kwasowej. A jednak będziecie chcieli więcej. Zawsze chcemy więcej, prawda?

Na pętli leci „All along the watchtower”. Trzask, książka ląduje na stole. Ostatni łyk whisky pozostawia niedosyt, jednak grawitacja jest w tej chwili zbyt wielka. Niemoc. Z drugiej strony, czujesz się bogiem.

„I tak dalej” Wiktora Orła to książka dla ludzi, którzy są w stanie zrozumieć ból istnienia – ten trochę dziecinny, trochę niezgłębiony problem, który jest często zapijany, duszony papierosami czy tłumiony narkotykami. Każdy wyciągnie z tej książki coś wartościowego.

źródło: www.dailyvibes.pl