Czy już mówiłam, że literatura fantastyczna jest zdecydowanie moim ulubionym gatunkiem literackim? – pyta retorycznie Magical_reading. Dzięki niej można się przenieść do zupełnie innej rzeczywistości i zostawić problemy życia codziennego. Twierdza Kimerdu jest zadziwiającym dziełem. Kiedy odkładam książkę, marzyłam żeby jak najszybciej powrócić do Twierdzy i do bohaterów, których pokochałam całym sercem.

Anna Guiteerez – antropolog z Uniwersytetu Krokodyli udaje się uciec z organizowanej przez nią pokojowej konferencji asymilacyjnej. Wędruje przez pustynię z nadzieją, że uda jej się trafić do Twierdzy Kimerydu. Zaatakowana przez pterodaktyla traci wszelką nadzieję. Z jednych kłopotów wpada w kolejne. Z opresji ratuje ją sławny Tyrs Mollina – pół człowiek, pół raptor. Anna trafia do willi burmistrza Twierdzy – Teobalda. Przybycie pani profesor zwiastuje kłopoty i przyciąga burzowe chmury nad miasto i nad mieszkających w nim ludzi i hybrydy.
Akcja Twierdzy to jakieś szaleństwo! Dla mnie to było jak jazda roller coasterem. Nie mogłam się oderwać. Stworzony przez autorkę świat jest rozbudowany i dopracowany w najmniejszym szczególe. Pomysł wykorzystania dinozaurów – prehistorycznych gadów jest genialny. Pani Magda porusza w swojej książce temat genetyki. I słusznie, bo badania i brak skrupułów u naukowców wywołują u mnie ciarki na plecach. Doskonale zostały przedstawione eksperymenty grzebania w ludzkim DNA żeby wywołać mutację w hybrydę, czyli pół człowieka, pół dinozaura. Oczywiście, nie twierdzę, że genetyka jako nauka jest zła, co to to nie. Jednak Twierdza pozwala nam zobaczyć, że niewłaściwe korzystanie z wiedzy przynosi więcej szkód niż pożytku. Widzimy również jak niewiele warte jest ludzkie życie, jeśli w grę wchodzi nauka, polityka i pieniądze. Wydaje mi się że ludzie to najokrutniejsze stworzenia jak stąpają po ziemi. Potrafią schować sumienie do kieszeni, albo w ogóle go nie mają i obojętna jest im ludzka krzywda. Ale wróćmy do postaci z książki. Wykreowani bohaterowie są wielowymiarowi. Pierwszoosobowa narracja sprawia, że łatwo jest się wczuć w ich rolę i oglądać świat ich oczyma. Od samego początku polubiłam Tyrsa – pół raptora. Nie tylko dlatego, że jest mieszańcem, ale głownie dlatego, że większość zadań, które wykonywał robił to dla dobra rodziny. Polubiłam również Tuliusza/Tulię za odwagę jaką w sobie skrywał. Tak naprawdę to jak się okazało przy końcu utworu moje serce udało się skraść pięcioletniemu chłopcu, najmłodszemu bratu Tyrsa – Tanielowi. Muszę wspomnieć o wspaniałych komiksach, które zdobią powieść. Są niesamowite i zupełnie się nie spodziewałam takiego znaleziska. Bardzo podobał mi się fakt, że rzecz działa się w Afryce, że nie była to jak w większości książek, Anglia, albo Amerka. To wpływa na oryginalność utworu. Chciałabym jeszcze wspomnieć o miłości Tycjana pół człowieka, pół elasmozaura do Tuliusza. Jest to dosyć odważne, nieszablonowe uczucie i takie inne niż w przeczytanych dotychczas przeze mnie lekturach.
Czy polecam ten tytuł? O tak! Jestem na tak. Świetna akcja, rewelacyjna narracja, cudowni bohaterowie, wątek dinozaurów i badań genetycznych, a to wszystko w otoczce świata polityki i władzy. Jak dla mnie fantastyczne połączenie. I to dosłownie. Nie spodziewałam się że będę się zachwycała (aż tak) rodzimą literaturą. Zwracam honor. Twierdzę Kimerydu polecam wszystkim fanom fantasy, będzie to dla niech nie lada gratka. Zapewniam! W tej książce nie ma miejsca na nudę. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać na kolejne części.