
Jak wspomniałam na samym początku, książek o życiu po apokalipsie było wiele. Nieco obawiałam się tego, że Maciej Pawlak powieli to, co napisali inni. Na szczęście tak się nie stało. Może i fabuła nie jest specjalnie oryginalna, ale nie nudziłam się w trakcie lektury.
Staram się unikać raczej dzielenia literatury na kobiecą i męską, ale w tym przypadku dochodzę do wniosku, że panowie znajdą tu więcej ciekawych dla siebie wątków. Język, jakim posługują się bohaterowie może razić niektórych po oczach. Mnie nie przeszkadzał. Nie wyobrażam sobie, żebym mówiła poezją rodem z Mickiewicza w postapokaliptycznych czasach.
Jest krwawo, ludzie ponoszą straty. Niekiedy bardzo bolesne i trudno się z nimi pogodzić. Brakuje wszystkiego. Każdy stara się walczyć o przetrwanie. Nie jest to łatwe, tym bardziej, że licho nie śpi.
Książkę czyta się szybko. Autor miał pomysł na fabułę i wykorzystał jej potencjał. Nie miałam wrażenia, że czytam po raz kolejny to samo, a to w przypadku powieści o postapokaliptycznym świecie wiele. Jeśli chcecie przekonać się, jak ludzie poradzili sobie z walką w naszym Wrocławiu, możecie przeczytać tę powieść. Nie powinniście być nią rozczarowani. To historia nie tylko o walce o przetrwanie. Na własnej skórze sprawdźcie, do czego są zdolni ludzie doprowadzeni do ostateczności.