Mateusz Bajas – ur. 18.06.1990 r. w Łodzi. Z wykształcenia turysta i rekreant. Zodiakalny bliźniak, czyli człowiek dwoisty. Miłośnik wszystkiego, co skrajne, wyraźne i charakterystyczne. Poszukiwacz paradoksów i nieścisłości, co potwierdzają jego zainteresowania. Sześciokrotny maratończyk, ze sporym zacięciem do jazdy na rowerze i pływania. Fan niełatwej literatury, do której uwielbia wypić ciekawe piwo. Włóczykij, z planem obejścia globu, choć póki co bez wielkich sukcesów na polu turystyki przez duże „Te”. Tata – domator, pragnący szczęścia kobiety i syna, i marzący o krainie wiecznie posprzątanego mieszkania. Równie mocno co spacery po klimatycznej Łodzi, uwielbia trzaskający w ognisku ogień, gdzieś w głuszy Beskidu Niskiego. A to wszystko spina niezmienna miłość do hip-hopowego werbla.

Nakładem naszego wydawnictwa właśnie ukazała się debiutancka książka Mateusza „Dwie świątynie”.

Na swoim blogu Mateusz opowiada, jak to się stało, że ją napisał.

„Wypadałoby zacząć od… początku. A początkiem dla „Dwóch świątyń” jest marzenie. Zdaje się, że wspominałem o tym przy relacji z któregoś z moich maratonów, że odkąd pamiętam miałem trzy wielkie marzenia. Przebiec maraton, napisać książkę i odbyć wieeeelką podróż (taką, wiecie, minimum jak Bilbo w „Hobbicie”, a najlepiej jak Frodo z Samem we „Władcy Pierścieni”). Chyba jestem ogromnym szczęściarzem bo pierwsze marzenie spełniłem już w 2013 roku, a później powtórzyłem je pięciokrotnie (a szykuję się do powtórzenia szóstego), a drugie właśnie się spełnia.

Ten 2013 rok to chyba był jakiś magiczny (ciekawe ilu z nas powie tak o 2016 ;)), bo dużo rzeczy wtedy mi się udało. Przebiegłem pierwszy maraton, dostałem taką pracę jaką wtedy chciałem (he he :)), w końcu usamodzielniliśmy się z Dominiką. Wtedy też zacząłem pisać „Dwie świątynie”. (…)

Nie zliczę godzin spędzonych przy pracy nad tą książką. Głównie dlatego, że nie liczyłem ich, jak zresztą zawsze robię, kiedy piszę. Ten czas po prostu przepłynął i cieszę się, że spożytkowałem go w ten sposób. To prawie najprzyjemniejsza praca jaką wykonywałem w życiu. (…)

Pisałem głównie wieczorami, chociaż kilka sesji porannych też mi się zdarzyło. Ale od rana nie potrafię skupić się tak dobrze jak nocą. Mam wrażenie, że cały czas dzwoni mi domofon albo telefon. (…)

Do zobaczenia na ulicach, w parkach i w miejscówkach Łodzi. Trzeciej bohaterki „Dwóch świątyń”. Może nawet głównej?

A co do mnie…

…pozostaje mi tylko wyruszyć w podróż :).”

Zachęcamy do przeczytania CAŁOŚCI.