„Spowiedź diabła” Adriana Bednarka to zakończenie cyklu trzech powieści rozpoczętego „Pamiętnikiem diabła” (2014) – i kto wie czy nie jest to najciekawszy ze wszystkich tomów. Od opisanych w inicjującym całość utworze wydarzeń upłynęło około siedmiu lat, zaś tytułowy bohater miał okazję doskonalić swe umiejętności – zarówno prawnicze, jak i związane z ciemną stroną jego życia (częściowo ukazane już w kontynuacji debiutu Bednarka – „Procesie diabła”, 2015).
Najnowsza opowieść o perypetiach prawnika-mordercy to zwieńczenie pewnego okresu życia protagonisty, a zarazem świadectwo zmiany pokoleniowej. W powieści bohater przejmuje rolę mentora młodej psychopatki. Przypadkowe spotkanie w sądzie (dziewczyna jest jego klientką w spawie o zabójstwo brata) przeradza się w rosnącą fascynację, przypieczętowaną wspólną zbrodnia. Taki rozwój akcji nie zaskakuje, biorąc pod uwagę autoafirmacyjne postrzeganie siebie jako „kogoś lepszego” przez oboje protagonistów. Można by ich uznać pod tym względem za popkulturowe wcielenie Nietzscheańskiego „nadczłowieka”, kierującego się własną moralnością, sprzeczną z tą, która obowiązuje resztę społeczeństwa. O ile jednak w poprzednich utworach, nawet jeśli – jak w wypadku „Procesu diabła” – pojawiają się inne osoby o równie niepokojących skłonnościach, pozostają one w cieniu głównego bohatera. Tymczasem w najnowszej opowieści o Rzeźniku Niewiniątek, mistrz i jego uczennica ukazani są w sposób sugerujący, że to, co czytelnicy poprzednich utworów Bednarka mogliby uznać za etyczną aberrację, staje się normą. Niewątpliwie przyczynia się do tego wrażenia szum medialny, jaki powstał na wieść o pojawieniu się naśladowcy seryjnego mordercy. Nie sposób znaleźć w doniesieniach prasowych niczego ponad sensację, zaś rozwijający się ruch fanów Rozpruwacza z Krakowa stanowi niepokojące świadectwo społecznej znieczulicy i estetyzacji zbrodni; jej ofiarą pada zresztą jedna z bohaterek: sama będąc zauroczona mordercą, ginie z rąk innego.
Podobnie jak we wcześniejszych powieściach, autor nie szczędzi czytelnikowi opisów seksualnych ekscesów protagonisty; są one też równie nieporadne, co w „Pamiętniku…” i „Procesie…”. A szkoda, bowiem podczas lektury „Spowiedzi diabła” trudno oprzeć się wrażeniu, że obraz łóżkowych igraszek intencjonalnie miał służyć pisarzowi do ukazania etycznej pustki bohaterów, odrzucających społeczne konwenanse. Czy – i do jakiego stopnia – taka strategia artystyczna (ukazanie amoralności poprzez akty wyzwolenia seksualnego) mogłaby okazać się celowa, trudno orzec; tym bardziej, że odarcie owych scen z erotyzmu podkreśla jedynie ich fizjologizm pokrewny znanemu z kart „Pięćdziesięciu twarzy Greya” E. L. James [właśc. Eriki Mitchell] oraz fanowskim naśladownictwom tego utworu. W tej zaś roli nie sprawdzają się ani jako samodzielne impresje, ani w funkcji manifestu artystycznego.
Zaskakujące jest natomiast zakończenie powieści: czytelnik nie ma pewności, kto stał się ostatnią ofiarą mordercy; nie zostały wyjaśnione też pobudki jego działań. Możemy jedynie domyślać się, iż zabitą jest uczennica, która „prześcignęła” swego mistrza. Takie rozwiązanie czyniłoby opowieść Bednarka jeszcze mroczniejszą, jako że w opisywanym przez autora świecie nie ma miejsca na szlachetność. Nawet bowiem ci, którzy bezsprzecznie są ofiarami głównego bohatera nie zyskują uznania odbiorców – tym bardziej, że sami również snują plany diabolicznej zemsty. I cóż, że sprawiedliwej, skoro czytelnik pozostaje bezradny wobec faktu, że tak naprawdę żadna z postaci nie zasługuje na jego sympatię?
źródło: grabarz.net