Gdzie Anna Kasiuk chodziła na wagary? Kiedy autorka „Za zakrętem” postanowiła zostać pisarką? W kolejnej części cyklu „Jak oni piszą” także o tym, czy trzeba znaleźć się na zakręcie, żeby zacząć się realizować?
Słowo pisane towarzyszyło mi odkąd pamiętam. Odpowiedzialność za ten fakt ponosi mój tato. Zaszczepił we mnie najpierw zamiłowanie do czytania, to dzięki niemu poznałam wszystkie historie Winetou i powieści Jacka Londona. Czytałam nawet komiksy o Hansie Klossie i inne, równie dziewczęce pozycje. Ale nikomu to nie przeszkadzało. Mnie ani mojemu tacie na pewno.
Z KSIĄŻKĄ NA WAGARY
Raz tylko oberwałam niezłą burę od taty. Na moje pierwsze wagary, proszę wyobraźcie sobie, wybrałam się do biblioteki. Wypożyczyłam sobie dwie książki, tytułów już nie pamiętam, i wróciłam z nimi do domu… Nie przewidziałam niestety, że zastanę tam tatę i dostanę po uszach za przyjście z książką do domu, będąc na wagarach!
Z czasem zaczęłam poszerzać swój horyzont o moje własne wybory. Zawsze ciągnęło mnie w kierunku pozycji z dreszczykiem, więc wszystkie horrory i thrillery chłonęłam do poduszki. Jednak samo czytanie również przestało mi wystarczać, czułam niedosyt, dlatego zaczęłam notować myśli, które w czytanej pozycji zwróciły moją uwagę.
POETYCKA DUSZA
Już jako licealistkę pchnęło mnie w kierunku poezji. Wygrałam nawet jeden z konkursów organizowanych przez moją szkołę. Pisałam wiersze, notowałam swoje myśli na każdym dostępnym fragmencie papieru. Część z nich ginęła, część wyrzucano. Zupełnie mi to nie przeszkadzało. Kiedy jednak w klasie maturalnej poczułam „to coś”, nie potrafiłam skupić się na niczym innym. Nocami uczyłam się do matury, a w ciągu dnia pisałam moje pierwsze historie. A pisałam je na maszynie. Możecie sobie wyobrazić wyrozumiałość moich bliskich, kiedy zapamiętale waliłam w klawisze maszyny do pisania, znieczulona na ten przeraźliwy dźwięk? I te kartki leżą, jak relikwie w piwnicy mojej mamy. Nikt ich nie zniszczył.
Od tamtej pory upłynęło już trochę czasu, a ja wciąż z sentymentem wspominam momenty, kiedy kształtująca się we mnie pasja rosła w siłę. Teraz nie notuję niczego na kartkach, serwetkach ani rękach. Mam kilka zeszytów, które towarzyszą mi zawsze. To w nich zapisuję swoje pomysły, rozpisuję fabułę i tworzę moich bohaterów, ich upodobania, charakter.
PISARSKA OTOCZKA
Udało mi się w końcu stworzyć miejsce, gdzie panuje odpowiedni klimat, gdzie wystarczy, że usiądę, a nastrój przychodzi sam. Piszę z reguły wieczorami i nocą, kiedy moje dzieciaki już śpią. Nie muszę wtedy odrywać się od mojego drugiego, równoległego świata. Wystarczy mi komputer, kubek z herbatą i muzyka. Ta stanowi bowiem nierozerwalne tło do opisywanych historii. Towarzyszy mi widok drzew za oknem, bo przyroda i nasza współzależność odgrywają ogromne znaczenie w moich powieściach. Kiedy wyjeżdżam, komputer jest zawsze ze mną i nie potrzebuję całej tej otoczki, by poczuć towarzyszący mojej pasji dreszczyk. To jest już fragment mnie, moja codzienność, z której nie potrafię zrezygnować.
ŻYCIOWE ZAKRĘTY
Ale nie zawsze tak było. Od czasów liceum, kiedy stworzyłam swoje pierwsze opowiadania upłynęło sporo czasu. Odsunęłam moje zamiłowanie od siebie. Życie bywa bardzo kapryśne, ale o tym wiemy. Dopiero w 2013 roku, kiedy jego zakręty zaczęły mi doskwierać nieco bardziej, usiadłam, wzięłam w rękę długopis i wróciłam do mojego starego zajęcia. Jednego wieczoru zapomniałam o wszystkim. Pisałam to, co mi przyszło do głowy. Kolejnego dnia narodził się pomysł na książkę. Sięgnęłam po komputer i zaczęłam pisać. Wtedy życie przestało straszyć, a ja znowu mogłam być oparciem dla moich bliskich. I tak już pozostało.
I myślę sobie, że wszystko w naszym życiu ma swoją wartość i znaczenie. Każdy upadek wiąże się z koniecznością podźwignięcia się, szukanie odpowiedzi zaowocować może znalezieniem czegoś więcej. Ja znalazłam. Słowo pisane towarzyszyło mi odkąd pamiętam. Ale teraz, poza czytaniem tworzę to, co czytają inni.
1 Odpowiedzi