Do czego pisanie może doprowadzić? W przypadku Magdaleny Knedler, autorki m. in. „Dziewczyny z daleka” i „Klamek i dzwonków”: do zgrzytania zębami, pochłaniania dużej ilości kawy i czekolady. W cyklu „Jak oni piszą” daje rady na chwile kryzysu i uspokojenie – muzyka klasyczna, jazz i oglądanie obrazów.

 

 

Człowiek raczej sam nie wybiera sobie pisania jako swojego zawodu – pisanie wybiera jego, chodzi za nim i nie daje spokoju, póki nie pojawi się pierwsze zdanie. A to pierwsze zdanie jest jak skok w przepaść.

Pisanie zawsze wiąże się z ogromnym strachem, bo przecież pokazujemy swoją twórczość, która przestaje być naszą własnością, zostaje poddana ocenie i staje się przedmiotem dyskusji. To trudne, stać z boku i patrzeć, jak na twoim „dziecku” dokonuje się operacji. Marquez we wstępie do „Dwunastu opowiadań tułaczych” pisał, że pisanie jest zajęciem instynktownym, a nie racjonalnym, i że hart ducha potrzebny jest nie tylko do tego, by zacząć powieść, lecz także by ją ukończyć. I w zasadzie trudno powiedzieć na ten temat coś więcej. Nie pamiętam, kiedy to wszystko się zaczęło, ale chyba od zawsze układałam w głowie jakieś narracje, kreowałam bohaterów, wymyślałam zabawy z „fabułą”. Szybko nauczyłam się czytać i od dziecka pochłaniałam książki.

TEMAT PRZYCHODZI SAM

Moje pisanie wiąże się z wiecznym pytaniem, czy chcę dawać ludziom rozrywkę, czy też chcę powiedzieć im coś ważnego. Na razie wybieram drogę przez środek. Nie lubię mówić o wenie, bo w zasadzie uważam, że coś takiego nie istnieje. Owszem, bywa tak, że niektóre książki pisze mi się po prostu lepiej, a niektóre gorzej. Być może to właśnie wena? Nie wiem. U mnie chodzi raczej o pomysł, o problem lub bohaterów zderzonych z konkretną sytuacją, o to, co pojawia się w mojej głowie i domaga się zapisu. Czasem jest też tak, że szukam tematu, ale częściej temat przychodzi do mnie. Ludzie z zacięciem do obserwowania innych ludzi i świata chyba tak po prostu mają. Jestem typem podglądacza…

 

ULOTNOŚĆ MYŚLI

Zapiski robię wszędzie. W torbie zawszę noszę jakiś notes – jakiś, bo mam ich kilka, dużych i małych. Notatki robię jednak również w telefonie, a jeśli są szczególnie ważne – bywa, że wysyłam samej sobie SMS-y. Niektóre myśli wydają mi się na tyle ważne, że staram się je zapisać jak najszybciej, inne zostawiam, by dojrzały. Niekiedy robi się z tego wyjątkowa rzecz, która później urasta w powieść, a niekiedy nie robi się z tego nic, myśl ulatuje i więcej do mnie nie wraca. Jeśli chodzi o pisanie, to wybieram zawsze laptop, choć muszę przyznać, że zdarzyło mi się jedną powieść zapisać niemal w całości ręcznie, w notatniku oprawionym w skórę, podczas miesięcznej podróży po Polsce. Później oczywiście, podczas zapisu książki na komputerze, wprowadziłam wiele zmian, ale bazowałam na pierwowzorze, czyli rękopisie.

 

Do pisania zawsze zabieram się rano i pracuję przez kilka godzin. Jeśli mam taką potrzebę lub chęć, wracam do tego także wieczorem, ale staram się jednak popołudnia spędzać z rodziną. I czytać. Nie można być pisarzem, nie będąc jednocześnie pasjonatem literatury.

 

Plik 22.06.2017, 09 22 34

 

PISARSKIE NAWYKI

Kiedy pracuję, wypijam hektolitry kawy i jem dużo czekolady, noszę na zębach silikonową płytkę, bo zgrzytam, gadam do siebie (od czasu do czasu są to kwestie, których absolutnie nie należy powtarzać, w całości złożone z niecenzuralnych słów), a jeśli zdarza mi się chwila kryzysu – włączam muzykę. Klasykę albo jazz [ostatnio odkryłam włoski – Enrica Ravę i Enrica Pieranunziego), coś elektronicznego (np. Austrę), rockowego (U2) lub do pokiwania się na krześle (ostatnio świetnie mi się kiwa przy Bad Ideas Alle Farben)]. Ale nie piszę przy muzyce, bo nie mogę się skupić. W chwilach silnego stresu związanego z pisaniem zawsze oglądam katalogi z malarstwem lub buszuję po galeriach internetowych. Patrzenie na obrazy bardzo mnie uspokaja.

 

Pisanie na pewno nie zawsze jest wdzięcznym zawodem. A miłość do pisania bywa bardzo trudna – bywa nawet toksyczna. Ale bywa też piękna. I nie przemija. Chyba o to właśnie chodzi.