Każdy z nas zna biblijną wersję stworzenia świata i tego, co działo się znacznie później – pojawienie się Adama i Ewy, kuszenie kobiety przez szatana, zerwanie zakazanego owocu, a w efekcie wygnanie z Edenu będące najdotkliwszą karą, jaką człowiek mógł dostać. Te opowieści są nierozerwalną częścią chrześcijańskiej wiary. A gdyby spojrzeć na to wszystko głębiej? Przecież te wydarzenia też musiały być częścią boskiego planu, bo gdyby było inaczej to nie miałyby one miejsca.

 

Chaos nigdy nie przestał marzyć o tym, że pewnego dnia zmiecie z piedestału Najwyższego i sam zajmie jego miejsce, stając się nowym władcą świata. Wydarzenia w Raju stanowiły punkt zapalny do tego, co miało nadejść później – kolejnej wielkiej wojny mającej na celu unicestwienie tego, co dobre i szlachetne. Jednak najgorsza była świadomość tego, że zło zaczyna atakować zastępy anielskie najmilsze Bogu, a na jątrzącą się od środka zarazę nie ma sposobu. Czy Michał, Rafał i Gabriel będą w stanie pokonać rozprzestrzeniającą się chorobę?  Czy sami nie staną się ofiarami tej cząstki, która tkwi w każdym z nas – cząstki zła?

Artur Danilczuk w swoim debiucie zabiera czytelników w swoistą kosmiczną podróż (autentycznie w pewnej chwili poczułam się, jakbym znalazła się między Gwiezdnymi Wojnami a Star Trekiem), podczas której wzajemne oddziaływanie na siebie dobra i zła jest aż nadto namacalne. W Kronikach Wiecznego Królestwa niczego nie można być tak do końca pewnym – ci dobrzy mogą zdradzić i stanąć po ciemnej stronie mocy, a ci źli doznać chwilowego objawienia – dlatego przedstawiona historia wciąga od pierwszych stron i pozostawia niedosyt na końcu.

Okazuje się, że ani Archaniołowie, ani Cherubini, ani tym bardziej Trony wcale nie są tacy bogobojni, jak się wydaje. Jak zwykli śmiertelnicy odczuwają strach, złość i nienawiść (niektórzy są nawet „ludziofobami”) i chociaż odczucia te wiodą w prostej linii ku Chaosowi, to czynią te istoty bardziej ludzkimi.

Przedstawienie samego „zła” również jest dość niekonwencjonalne. Podobała mi się jego złożoność i jego zobrazowanie – ja sama miałam przed oczami sklonowane, skrzydlate zombie. Nie mam pojęcia, czy taką wizję miał sam autor, ale właśnie ta najbardziej mi odpowiadała.

Zastanawiająca – przynajmniej dla mnie – jest rola Gabriela (jeszcze nie archanioła) w całej tej pasjonującej opowieści. Chcą go mieć i jedni, i drudzy, a biedny Gabryś nie ma pojęcia, dlaczego tak się dzieje (i nie tylko on). Oczywiście po raz kolejny przychodzi mi tu do głowy porównanie rodem z Gwiezdnych Wojen – może on tak samo jak Luke będzie ostatnią nadzieją na zwycięstwo dobra w tej nierównej walce?

Nie mam pojęcia (przyznaję bez bicia), czy autor planuje wydanie kolejnych tomów Kronik Wiecznego Królestwa, ale jeśli tak, to jestem pierwsza w kolejce do lektury. Naprawdę warto dać szansę tej książce.

 

Recenzja pochodzi z redakcja-essentia.pl