Kolekcja pośmiertnych porterów, to powieść, która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła – pisze recenzentka portalu BookParadise. Debiut Macieja Jakubskiego, to powrót do klasycznej powieści fantastycznej, z magią i elementami steampunku w tle.

Akcja powieści rozpoczyna się w momencie, gdy Alkkenstan, potężny czarodziej w sile wieku …umiera. Jednak zamiast zejść z tego padołu, czarodziej budzi się, jako nieumarły. Stan ten, mimo swoich oczywistych zalet, nie bardzo przypadł do gustu bohaterowi, więc ten postanawia udać się po pomoc do przyjaciela z czasów studiów, nekromanty Nyteshady, specjalisty od umarlaków. Niestety, przywrócenie Alkkenstana do świata żywych, nie jest takie łatwe, jakby się mogło wydawać. Czarodzieje muszą udać się w daleką podróż, by odkryć sekret wskrzeszania zmarłych, a po drodze czeka ich cała masa przygód.

 

„Nie da się zabić tego, co nie żyje!”

 

Maciej Jakubski w swojej debiutanckiej powieści Kolekcja pośmiertnych portretów odnosi się do korzeni literatury fantastycznej. Główny bohater musi udać się w daleką podróż, by zdobyć upragniony skarb lub uratować kogoś na kim mu zależy.  Na swojej drodze napotyka różne postacie, z których jedne są przyjazne, a drugie zrobią wszystko, by jego misja zakończyła się niepowodzeniem. Razem z towarzyszami, wyrusza w dalszą drogę, która pełna jest niebezpiecznych przygód. Jest to motyw wielokrotnie wykorzystywany, z którego skorzystał również Maciej Jakubski. Jednak w przypadku Kolekcji, nie odnoszę wrażenia schematyczności czy przereklamowania, a raczej powrotu do poczciwych fundamentów fantastyki.

Powieść czyta się bardzo lekko i przyjemnie, jednak nie jest to lektura mocno wymagająca. Światu wykreowanemu przez autora daleko do Śródziemia czy Hogwartu. Jest to raczej pozycja, którą czyta się dla odprężenia, po ciężkim dniu w pracy czy na uczelni. Przepełniona czarnym humorem, pozwoli na chwilę zapomnieć o troskach dnia codziennego. Nie mniej, nie jest to lektura dla dzieci czy młodzieży, ponieważ na kartach powieści co i rusz pojawiają się wulgaryzmy. Jest to element, z którego wydaję mi się, można by było spokojnie zrezygnować, bez strat dla całej fabuły.

Bardzo spodobało mi się wykorzystanie przez autora motywu steampunku. Jest to nurt stylistyczny, który nawiązuje estetyką i techniką do maszyn parowych epoki wiktoriańskiej. Technika otaczająca bohaterów jest oparta na mechanice, w której wszystkie tryby i zębatki są jak najbardziej widoczne, a ich praca zachwyca harmonią i płynnością. W Kolekcji pośmiertnych portretów takim zamiłowaniem do techniki charakteryzują się krasnoludy, których innowacyjne wynalazki, tyleż samo ratują bohaterów, jak i wpędzają ich w kłopoty.

Oczywiście, jak na klasyczną powieść fantasty przystało, w książce spotkamy się z całą masą postaci: mamy tu czarodziei, nekromantów, barbarzyńców, krasnoludy, magiczne stwory oraz oczywiście ludzi. Pierwsze skrzypce grają Alkkenstan i Nyteshad i chociaż to po nekromancie spodziewałabym się wszystkiego co najgorsze ( ach, te stereotypy!), to jest on zdecydowanie bardziej pozytywną postacią niż Alkkenstan. Co prawda, przedwczesna śmierć mogła wywołać w nim pewne rozgoryczenie, jednak jego postać daleko odbiega od klasycznego wzorca czarodzieja. Ożywieniec, to egoista, który dla własnej rozrywki lub celów autopromocji potrafi wysadzić trójkę niewinnych ludzi. Po za tym, mimo starannego wykształcenia, klnie jak szewc i jest stałym gościem lokalów o szemranej opinii. Zarówno Alkkenstan jak i Nyteshad oraz pozostali bohaterowie, są wyraziści, jednak nie wolni od pewnych błędów, które rzutują na odbiór powieści. Nie mniej, przez tych kilkaset stron, zdążyłam polubić tę niecodzienną bandę i z zainteresowaniem śledziłam ich losy.

 

„Mimo kiepskiej orientacji w trendach artystycznych wiedział, że ma przed sobą nędzną kopię wykonaną przez pośledniego malarza”.

 

Recenzja pochodzi z bookparadise.pl