Daniel Koziarski na co dzień jest prawnikiem. Od dziesięciu lat funkcjonuje na wydawniczej scenie także jako autor. Jego powieści zdobywają fanów w każdym wieku. Największym powodzeniem cieszy się seria o Tomaszu Płachcie a także wydane w duecie z Agnieszką Lingas-Łoniewską Zbrodnie pozamałżeńskie.
Poza zawodowymi zainteresowaniami dużo uwagi poświęca socjologii marketowej, analizie small talk. Jak przystało na prawdziwego artystę, lubi dobrą muzykę, ma wnikliwe oko do sztuki. W wolnym czasie poznaje nowe miejsca i śledzi poczynania kultury.
Daniel Koziarski, człowiek, który dotyka trudnych społecznych problemów. W swoich książkach zawsze starasz się ukazać wątek odrzucenia społecznego. Dlaczego bliżsi Ci są psychopaci niż zwyczajni Kowalscy?
Tak, nie da się ukryć, że moje zainteresowania dotyczą ludzi funkcjonujących gdzieś na marginesie społeczeństwa, ale to są różne kategorie – samotnicy, odrzuceni, socjopaci, psychopaci. Czasem te kategorie się łączą, innym razem nie mają ze sobą nic wspólnego, dlatego nie lubię na przykład, kiedy ktoś nazywa mojego socjopatycznego bohatera Tomasza Płachtę – „psychopatą”. Tym bardziej, że ludzie żywo reagują na tę postać i piszą czy mówią mi z dumą, że mają w sobie coś z socjopaty. Zauważ, że gdzieś te granice między tym co normalne i nienormalne się zacierają. Poza tym społeczeństwo potrafi być okrutne dla „innego” tylko dlatego, że nie wpisuje się on w jakieś ogólne wyobrażenie i jest słabszy, wyobcowany, z drugiej zaś strony to samo społeczeństwo potrafi przymykać oczy czy usprawiedliwiać różnego rodzaju chamstwo i prostactwo, które rozpycha się łokciami i przenika do wszystkich sfer życia. Bardzo mnie jako pisarza interesuje zderzenie indywidualności z ogółem – szczególnie w kontekście konfrontacji indywidualnych postaw i wyborów ze społecznymi czy grupowymi oczekiwaniami. Może to uzasadnia moje częste pisarskie wybory.
Twoja najnowsza powieść przedstawia losy bohaterów, którzy nie potrafią radzić sobie ze swoim życiem. Zacznijmy od główniej bohaterki, Marzeny. Dlaczego akurat jest powieściopisarką? Czy uważasz, że nie jest to jedyny i słuszny zawód, tylko urozmaicenie wolnego czasu? A co za tym idzie, nie uważasz, że ostatnio w polskiej prozie aż roi się od bohaterek-powieściopisarek?
Niektórzy traktują swoje pisarstwo jako urozmaicenie wolnego czasu, swego rodzaju hobby, inni jako równoległe do wyuczonego zawodu zajęcie, a jeszcze inni jako zajęcie podstawowe – zarobkowe. Wszystko zależy od indywidualnej sytuacji czy priorytetów. Moglibyśmy się jeszcze porozwodzić na temat tego, kiedy autor staje się pisarzem (czy autorka pisarką), ale ja nie chcę oceniać innych, ich wyborów czy samopoczucia. Masz rację, że polska proza pełna jest bohaterów, którymi sa pisarze i pisarki, co może się jawić jako męcząca dla czytelników obsesja piszących na własnym punkcie, ktoś mógłby powiedzieć – coś w rodzaju żenującego literackiego autoerotyzmu. Tyle że mój wybór nie wpisuje się w istniejące schematy– nie napisałem przecież książki o autorce kryminałów rozwiązującej zagadki kryminalne, o pisarzu cierpiącym na alkoholizm i kryzys twórczy czy pracownicy korporacji, która porzuca Warszawę dla jakiejś leśnej głuszy na Mazurach, żeby pisać książki o prawdziwym szczęściu i wewnętrznej harmonii. Zamiast tego oferuję czytelnikom postać pełną sprzeczności i potencjalnie kontrowersyjną – zahukaną kobietę, która chętnie udziela życiowych porad innym; seksualnie sfrustrowaną twórczynię książek przepełnionych erotyką; pisarkę, która nie ma pomysłu na własne życie, ale ma mnóstwo pomysłów na kolejne powieści.
Znam co najmniej kilka profili pisarek, które podobnie jak Marzena spisują swoje intencje na karteczkach i publikują je na swoich profilach. Czy któraś była dla Ciebie wzorem ? Nie liczę na to, że wymienisz ją z nazwiska.
Sama zauważyłaś pewien trend obdarowywania wszystkich swoimi „mądrościami” za pośrednictwem mediów społecznościowych. Ja staram się ostrze satyry kierować przeciwko zjawiskom a nie konkretnym osobom. Osobom piszącym wydaje się często, że mają do powiedzenia na różne tematy znacznie więcej niż „zwykli śmiertelnicy”. Jedni zabierają więc głos na wszelkie możliwe tematy. Inni – rozochoceni swoim audytorium – tworzą coś na kształt własnej filozofii przepełnionej często okrutnymi banałami. Przy czym często jest to mniej lub bardziej uświadomiona autoterapia. Bohaterka „Kobiety, która wiedziała za mało” jest personifikacją tych drugich.
Karol i Marzena to zdecydowanie dysfunkcyjni rodzice. Czy uważasz, że świat jest na tyle zepsuty, że dziś nie da się być wzorcowym ojcem czy idealną matką?
Może ta dysfunkcyjność Marzeny nie jest jednak taka oczywista, a przynajmniej nie na wszystkich etapach, ale niech oceniają to już sami czytelnicy. Żeby odpowiedzieć na Twoje pytanie musielibyśmy sobie najpierw zdefiniowac pojęcia „wzorcowego ojca” lub „idealnej matki”. A kto je wyznacza – rodzic czy dziecko w konkretnej rodzinie, czy może istnieje jakiś obiektywny punkt odniesienia? I co go określa? Intencje czy skutek? Wytyczne Opiniodawczego Zespołu Sądowych Specjalistów (które zastąpiły RODK-i)? A może matka-celebrytka okrzyknięta mianem „perfekcyjnej”?
Mężczyzna, który zdradza, kobieta, która fantazjuje o innych. Czy tak musi wyglądać małżeństwo po kilkudziesięciu latach pożycia? Masz jakąś sprawdzoną receptę na szczęście we dwoje z długim terminem ważności?
Nie musi tak wyglądać. Z racji zawodu obserwuję dużo rozkładających się więzi rodzinnych, w tym małżeńskich. Można często odnieść wrażenie, że ludzie nie chcą lub nie potrafią pracować nad swoimi małżeństwami czy szerzej – związkami. Albo wybierają grę pozorów i godzą się na to, by pod obrazem pozornej stabilizacji nawarstwiały się uśpione konflikty, latami skrywane żale i pretensje, albo też idą na totalną konfrontację, zapominając, że kiedyś coś ich łączyło i wciąż łączy – w tym dzieci. Gdzieś tam brakuje w tym wszystkim poszukiwania złotego środka, wspólnego wysiłku, żeby nad sobą pracować czy podjęcia jakiejś formy terapii. Potrzeba też siebie wciąż zaskakiwać – pozytywnie oczywiście. Ktoś interesująco porównał małżeństwo do codziennej gazety, po którą się z przyjemnością sięga. Właściwie wiesz, czego się po niej spodziewać, co ma swoje plusy i minusy, ale za każdym razem coś nowego przyciąga twoją uwagę. I to chciałem powiedzieć, i o tym mówi również moja proza. Jakichś szczegółowych recept nie podejmuję się wygłaszać, bo każdy przypadek jest inny.
Masz w sobie pasję życia, dużo podróżujesz, cieszysz się życiem. Gdzie planujesz wyruszyć w najbliższą podróż?
Mam w sobie pasję życia w takim sensie, że każdego dnia budzę się i choć mam świadomość, że różnie może być, staram się widzieć w tym nowym dniu Boży dar, z szansami i nadziejami na coś dobrego. Może to brzmi mało odkrywczo, ale to naprawdę uniwersalna recepta a nie jakaś tam mądrość z różowej karteczki. I cieszę się życiem na tyle, na ile pozwalają mi obowiązki, okoliczności i ograniczenia, bo nie ma sytuacji idealnych. Tyle, że niektórzy szukają usprawiedliwień dla swojej bierności i zamiast zrobić coś ze swoim życiem, powtarzają innym bezmyślne, jako coś w rodzaju zarzutu – „ty to masz dobrze”, „ja też bym tak chciał/chciała”. W „Kobiecie, która wiedziała za mało” jedna z bohaterek przytacza cytat, który przypisuje się Franklinowi (ale nie ma pewności, że to on powiedział) – „Większość ludzi umiera w wieku 25 lat, ale czekają z pochówkiem aż do siedemdziesiątki”. Obserwuję zbyt wielu rówieśników, którzy stopniowo dziadzieją albo godzą się na to, żeby życie straciło jakikolwiek smak, żeby każdy kolejny dzień wyglądał jak poprzedni. Wiesz, często z takiej pozornej zgody na pewien rytm, który nas uwiera i zniewala, wyrastają kumulowane przez lata frustracje i to się nie może dobrze skończyć, dlatego czasem trzeba sobie odpuścić, czasem trzeba, do cholery, znowu odkryć w sobie ciekawe świata i nieodpowiedzialne dziecko. Żeby po prostu nie zwariować.A kolejna podróż? Wybacz, nie lubię opowiadać o swoich planach i tylko dla planów literackich mogę zrobić wyjątek, więc poproszę o kolejne pytanie.
Miasta, obiekty, przyroda – to zawsze wiąże się ze śladami ludzkich stóp. Czy ślady te pozwalają Ci tworzyć historie swoich bohaterów?
Często przyłapuję się na myśli, że w niewystarczającym stopniu wykorzystuję doświadczenia i obserwacje podróżnicze w konstruowaniu świata moich powieści. Z drugiej strony, doświadczamy wyspu książek, w których nawet krótkotrwałe spotkanie z jakąś mniej lub bardziej odległą rzeczywistością czy kulturą staje się dla autora pretekstem do obsadzania się w roli znawcy tematu albo manifestowania swoich przeżyć. Mnie to trochę żenuje, więc sam staram się tego unikać i co do zasady trzymam się miejsc, w które jakoś wrosłem, czy które bliżej znam. A funkcję tych miejsc i tak zasadniczo ograniczam do roli tła. Bardziej interesuje mnie świat przeżyć wewnętrznych moich bohaterów niż to, gdzie rzucił ich los.
Wiesz jak wiele blogerek poczuło się urażonych stwierdzeniem, że się do tego nie przykładają. Nie uważasz, że wbiłeś tym samym kij w mrowisko?
Wiesz, mam poczucie, że niepotrzebnie wyciąga się to zdanie przed nawias. Po pierwsze wypowiedziała je moja bohaterka, nie ja, po drugie to tylko pośrednie zasygnalizowanie pewnego problemu, po trzecie w „Kobiecie, która wiedziała za mało” kwestia blogerów jest zupełnie marginalna. Gdybym naprawdę chciał wbić kij w mrowisko, nie bawiłbym się w jakieś subtelne aluzje czy sentymenty. Zresztą, to nie jest tylko problem po stronie blogerów – kiedyś zupełnie nieprzygotowana dziennikarka telewizyjna osnuła całą rozmowę ze mną wokół jednej z nielicznych wówczas dostępnych recenzji. Innym razem radiowiec rozmawiał, odwołując się stale do opisu okładkowego. Niewątpliwie Internet jest bardziej egalitarny i każdy może spróbować swoich sił w roli krytyka, co często przekłada się na różną jakość recenzji. Tylko że ja generalnie mam naprawdę dobre, coraz lepsze zdanie na temat blogerów. Po pierwsze to często prawdziwi pasjonaci książek, po drugie są bardziej otwarci na zróżnicowane tytuły oraz mniej znanych czy mniej promowanych autorów, co sprawia, że dzięki nim czytelnik zyskuje dużą wiedzę o ofercie na rynku wydawniczym. Po trzecie wchodzą ze sobą w różne interakcje, co powoduje, że na blogach czy w mediach społecznościowych – za ich sprawą – toczą ciekawe dyskusje o książkach czy autorach. W tych segmentach rola Internetu i blogerów jest nie do przecenienia. Poza tym coraz większa liczba blogerów zdaje się rozumieć, że prowadząc bloga, pracują na jego markę, więc przykładają się mocno do tego, co robią.
Czym zaskoczysz nas w kolejnej powieści? Czy masz już sprecyzowane plany wydawnicze?
W tej chwili moją pisarską uwagę zaprzątają trzy – jak to się nieładnie mówi – projekty. Pierwszy, najbardziej zaawansowany, bo obecnie znajdujący się w fazie redakcji, to nowa powieść – trochę konceptualna. Mam nadzieję, że pomysł na nią zaskoczy czytelników na plus. To rzecz o młodych ludziach wkraczających w dorosłe życie, która ma stać się pretekstem do wielu fundamentalnych pytań. Strasznie pompatycznie to zabrzmiało, ale to będzie poważna, choć zarazem bardzo urozmaicona fabularnie, książka. Drugi to opowiadanie, które będzie częścią pewnego zbiorowego autorskiego wysiłku, ale na razie nie bardzo wypada mówić o szczegółach. W każdym razie, tu potencjalnie dobra wiadomość dla fanów Socjopaty – czytelnicy dowiedzą się, co słychać u Tomasza Płachty (premiera ostatniej części jego przygód miała miejsce w 2010, więc trochę się u niego zmieniło). Trzecie przedsięwzięcie to kolejna – po „Zbrodniach pozamałżeńskich” – wspólna powieść z Agnieszką Lingas-Łoniewską. Tutaj, z uwagi na nasze indywidualne grafiki, tempo prac jest zróżnicowane, ale powiedzmy, że jesteśmy już bliżej niż dalej końca. To będzie taka książka, która ma połączyć fanów zarówno „Zbrodni pozamałżeńskich” z fanami pewnych indywidualnych wątków twórczości tak Agnieszki jak i mojej (np. „Klubu samobójców”). Zobaczymy, na ile te nasze plany się zrealizują w odbiorze czytelników.
W niedalekiej przyszłości Warszawskie Targi Książki. Słyszałam, że już deklarujesz swoją obecność. Lubisz uczestniczyć w tego typu imprezach?
Wolałbym, żeby to książki przekonywały lub zniechęcały do autora, a nie odwrotnie, ale żyjemy w takich a nie innych czasach, więc nie da się uciec od promocji. W gruncie rzeczy, mimo żywej osobowości, jestem osobą dość skromną i wycofaną. Nie przeszkadza mi to jednak cenić sobie kontakt z czytelnikami (z niektórymi nawiązuję nawet przyjaźnie), więc wszelkie jego przejawy – poza pisaniem do mnie o pierwszej w nocy prośby o poradę prawną – są mile widziane. Targi dają możliwość spotkań i rozmów, więc bardzo chętnie z tej możliwości skorzystam – mam nadzieję, że wszyscy zainteresowani również.
Sama także pozwolę sobie skorzystać. Do zobaczenia na Targach, a tymczasem dziękuję za poświęcony czas.
źródło: www.bookhunter.pl