Maciek Jakubski podobno na dnie szafy chowa pierwsze swoje opowiadania. Fascynacja grami komputerowymi przerodziła się w opowieść drogi w klimacie fantasy. Kolekcja pośmiertnych portretów to pierwsza książka Maćka Jakubskiego, ale jak zapowiada w tekście „Jak oni piszą”, nie ostatnia.
Jeśli mam być zupełnie szczery, to piszę… chaotycznie. To chyba najlepsze określenie i kiedy się tak zastanawiam, to zawsze w taki sposób pracowałem. Przeważnie robiąc kilka rzeczy na raz, czasem pisząc dwa-trzy teksty jednocześnie albo porzucając artykuł na długie miesiące. Takie dorosłe ADHD. A wszystko zaczęło się…
PRZESZŁOŚĆ
…Prawdopodobnie koło V klasy podstawówki. Jako dzieciak zaczytywałem się we wspomnieniach Wacława Króla i Bohdana Arcta. Niesiony szczenięcą pasją zapisałem kilka zeszytów wyimaginowanymi opisami walk Hurricane’ów i Spitfire’ów z Bf-109. Nie wykluczam, że nawet gdzieś leżą na dnie szafy i są wstydliwym dowodem tego, co robiły dzieciaki przed erą powszechnego Internetu. Przerwa w pisaniu trwała do wieku dorosłego. Była końcówka 1996, gdy kupiłem jeden z pierwszych numerów CD-Action. Przeczytałem i napisałem do redakcji coś w stylu „wszystko fajnie, ale na grach sportowych i na piłce to się kompletnie nie znacie”. Po jakimś czasie dostałem mniej więcej taką odpowiedź: „jak jesteś taki dobry, cwaniaczku, to pokaż, co potrafisz”. Ustaliliśmy, że napiszę coś na próbę, a potem wszystko potoczyło się szybko. Dekada za biurkiem redakcyjnym to było spełnienie marzeń młodego człowieka. Kto by nie chciał grać w gry komputerowe i pisać o nich? Po rozstaniu się z CD-Action współpracowałem z CD Projekt, WP, Onetem, a od kilku lat „dla sportu” udzielam się w Gol24.pl. Tyle historii.
KOLEKCJA POŚMIERTNYCH PORTRETÓW
To zdarzyło się kilkanaście lat temu. Będąc jeszcze pismakiem w CD-Action, zastanawiałem się, co będę robił w wieku 40 lat. Z prostej kalkulacji wychodziło, że całe życie nie da się grać w gry i pisać recenzji. To wtedy postawiłem sobie za cel pisanie książek. Słowa danego samemu sobie nie miałem zamiaru łamać, głupio by było świecić oczami przed lustrem. Dlatego powstała Kolekcja pośmiertnych portretów. Założenia były proste – napisać klasyczną, do bólu wtórną powieść „drogi” w klimacie fantasy i doprawić ją dodatkowymi elementami i humorem. Pierwotna wersja powstała w jakieś sześć-osiem miesięcy. Pierwotna, bo pierwszą osobą, która ją dostała do oceny była Agnieszka z nieistniejącego już Insimilionu. Przeczytała i na szybko zrecenzowała: „Fajne, to mogłaby być książka dla młodzieży, gdyby…”. Musiałem się zgodzić – stwierdziłem, że tempo jest szaleńcze, nic tylko akcja i akcja, a do tego dużo wulgaryzmów i flaków. Nie wszystko tu do siebie pasowało. Kolekcja poszła na warsztat i została napisana niemal od nowa. Rozrosła się objętościowo, doszły nowe elementy, dialogi, opisy, a sam język złagodniał. Pomiędzy pierwszą wersją, a ostateczną upłynęło ponad dwanaście miesięcy.
CHAOTYCZNIE, CZYLI JAK?
Mój styl w dużym stopniu determinuje chroniczny brak czasu. Doba ma zaledwie dwadzieścia cztery godziny, a wracając z pracy o 20 ciężko się zmobilizować do pisania. Pomysły wpadają w najrozmaitszych sytuacjach, czasem w trakcie stania w korku, innym razem podczas wypadu za miasto, a najwięcej w trakcie wyjazdów w góry. Świeże powietrze i spokój pozytywnie wpływają na wenę. Część pomysłów zapamiętuję, inne zapominam i przypominam sobie po jakimś czasie. Kiedy już mam wolną chwilę i głowę, to obowiązkowo muszę mieć do towarzystwa muzykę i kawę. Bez tego ciężko mi odpalić. Kawa pobudza, muzyka napędza. Piszę na laptopie, choć kiedyś ciężko mi było wyobrazić sobie porzucenie klawiatury stacjonarnego komputera. Laptop można jednak zabrać wszędzie. Nie zmieniło się tylko jedno – uderzam w klawisze z taką samą pasją jak pianista w finale Konkursu Chopinowskiego.
PRZYSZŁOŚĆ
Druga cześć Kolekcji powoli powstaje. Napisałem na dzień dzisiejszy jakieś trzydzieści procent i nadałem tytuł, co jest przecież kluczowe. A poważnie, to staram się tym razem działać w bardziej przemyślany sposób, czyli mam rozpisaną wprzód fabułę i wyciągnąłem przysłowiowe wnioski. Pisząc Kolekcję nauczyłem się bardzo dużo. Zrozumiałem różnicę między dziennikarskim „pisaniem na szybko i skrótami myślowymi” a pisarstwem, co sprawia, że sequel musi być lepszy. W głowie mam również pomysł na trzecią część oraz książkę w starym stylu dla młodzieży, w klimacie „Kapelusza za sto tysięcy” albo „Ucha od śledzia”. Niestety osoba, z którą chciałbym tą powieść napisać (a na marginesie – narysowała okładkę Kolekcji), jest jeszcze bardziej zapracowana i przewiduję, że na zrealizowanie tego pomysłu przyjdzie poczekać.