bz94v1lu9tx0Bal u państwa LeFlay niespodziewanie przerywa zbrodnia na osobie gospodyni – lady Beatrice. Sprawą tą od razu zajmuje się znajdujący na przyjęciu powszechnie znany detektyw Castor Tuttiholmes… Jednak śmierć lady LeFlay to dopiero początek niewyjaśnionych wydarzeń, a sprawę dodatkowo komplikują relacje, jakie łączyły brata detektywa – Michaela z denatką… Pozornie sprawa staje się jasna… ale pozory potrafią mylić…

Kierując się przy wyborze okładką, liczyłam na lekki i przyjemny kryminał osadzony w XIX-wiecznym Londynie. Barwne, acz nieprzesadzone opisy zarówno miejsca, strojów, jak i obyczajów oraz ten mroczny klimacik…
Początkowo zaskoczył mnie prolog, w którym autorka położyła nacisk na objaśnienie czytelnikowi, iż Dance macabre to bardziej obyczajówka niżeli mogłoby się wydawać po jej przeczytaniu, gdyż jest to powieść mająca na celu ukazanie prawdziwego oblicza ówczesnych Londyńczyków, ich zakłamanie, dwulicowość… wszystko, co złe w ich naturze. I tutaj pojawił się pierwszy zgrzyt, ponieważ w mojej ocenie jest to kryminał z elementami obyczajówki.

Moim pierwszym skojarzeniem w trakcie czytania Dance macabre było podobieństwo do historii tworzonych przez Agathę Christie, ale tylko na początku… im dalej, tym bardziej zarysowywało się pióro  Magdaleny Dziedzic. :)

Opisy, jakie znajdują się w książce, momentami były nudne i niewiele wnosiły do sprawy, jak chociażby opisy strojów, czy wyglądu danego rozmówcy Castora Tuttiholmesa. Zdecydowanie można było je skrócić, a nawet niektóre z nich pominąć.

Co do narracji… Wydaje mi się, że dużo lepiej i płynniej czytałoby się Dance macabre, gdyby narracja była pierwszoosobowa z punktu widzenia Castora. Trzecioosbowa, jaką zastosowała autorka, momentami była drażniąca… czasami wręcz miałam wrażenie totalnego zagmatwania, gubiąc wątek podczas czytania…

Kreacje bohaterów powieści są wyraziste. Niemniej jednak momentami przeszkadzało mi, że uwydatnione są bardziej ich (jeśli nie tylko) negatywne cechy charakteru, zabrakło mi tu odrobiny pozytywnego pierwiastka… Z drugiej jednak strony, biorąc pod uwagę zamysł autorki na ukazanie i skupienie się na tej mrocznej stronie ludzkiego oblicza… muszę przyznać, że efekt jest zadowalający.

Dużym plusem dla książki jest konstrukcja fabuły w odniesieniu do całej intrygi, jaka rozgrywa się na jej kartach. Ciekawe zwroty akcji przeplatane, które nadawały dynamiki po fragmentach, które zupełnie ją wstrzymywały… A zakończenie? Zaskakujące.

Podsumowując: Dance macabre to podróż po XIX-wiecznym Londynie pełnym intryg, fałszu i obłudy okraszona elementami obyczajowymi… To lektura przyjemna, choć wymagająca skupienia… I taka, która zainteresuje każdego czytelnika, lubującego się w powieściach osadzonych w Londynie, traktujących mniej lub bardziej o wydarzeniach z czasów, gdy bale, dorożki, piękne suknie i wytworne garnitury były w modzie!

Polecam!

źródło: papierowybluszcz.blog.pl