W Łodzi mieszkam już kilkanaście lat, od czasu studiów. To miasto wielu kontrastów, w którym sąsiadują pamiętające XIX wiek kamienice oraz luksusowe apartamenty. To specyficzna przestrzeń, w której nie dziwią mnie już nawet najbardziej zaskakujące sytuacje. Dlatego ze szczególnym zainteresowaniem sięgnęłam po książkę Mateusza Bajasa – rodowitego łodzianina – by znaleźć jakiś punkt odniesienia dla swojego obrazu tego miasta i – być może – zweryfikować je.
To powieść o smaku i cenie sukcesu. O tym, że życie bywa bardzo zaskakujące i że warto wciąż na nowo odkrywać, co ma nam do zaproponowania każdego kolejnego dnia…
Mateusz Bajas pisze o sprawach i rozterkach swojego pokolenia. Komentuje tu współczesną mentalność młodych ludzi z wielkich miast, których system wartości jest wyznaczany przez społeczne oczekiwania i możliwości, jakie daje im świat, w którym przyszło im żyć. Pokazuje zarówno tych, którym się udało zrobić karierę, jak i osoby niezadowolone ze swej pracy, którym odbiera ona pasje i chęć do życia. Porusza także tematy związane ze specyfiką relacji damsko-męskich, którym odmawia większej głębi i sentymentalnej otoczki.
Na uwagę zasługuje też fakt, że autor sprawnie prowadzi tu dwa równoległe wątki fabularne, opowiadając dwie odrębne historie, które splatają się tylko na chwilę, a później płyną swoimi torami. Potrafi kreślić obraz miasta z punktu widzenia obu postaci. Nie omija wzrokiem brudnych, ciemnych zaułków, które odwiedzamy razem z początkującym raperem i jego kumplami. Potrafi też uwydatnić blichtr reprezentacyjnej łódzkiej ulicy, gdzie w codziennym biegu spotykają się ludzie ze społecznych wyżyn i nizin.
Zapraszam do tej sentymentalnej podróży po łódzkich zakątkach – łodzianie na pewno z przyjemnością rozpoznają tu odwiedzane często przez siebie miejsca, a niejeden turysta zechce pewnie pospacerować szlakiem powieściowych dróg Piotrka i Marcina…
[Cała recenzja do przeczytania na portalu urodaizdrowie.pl]