Książka pt. „Marysia” zalicza się do kanonu literatury obyczajowej, jednej z moich ulubionych. Ta książka opowiada o rodzinie, o sile miłości, którą rodzice zastępczy obdarzają dzieci. Warto pochylić się nad tą książką, a najlepiej zacząć od pierwszej części, czyli Miejsce zwane domem”. Ja na pewno ją przeczytam i również podzielę się swoimi refleksjami.

 

Tytułowa bohaterka opuściła dom rodzinny na wsi, w poszukiwaniu lepszego życia. Zostaje zatrudniona jako pomoc domowa przez małżeństwo Małgorzatę i Pawła Pilchów. Miała wtedy dziewiętnaście lat, a było to w roku 1976. Małżeństwo to prowadzi od 1975 roku rodzinny dom dziecka. Dzieci pochodzą z różnych środowisk i różnych rodzin. Ciepło rodzinnego ogniska znaleźli tu: Martynka, Lenka, Witek, Agnieszka, Zuzia, Ola i Kacper oraz Julia. Mają już pewne normy zachowań, przyzwyczajenia i sposób bycia. Nie jest łatwo, jednak małżeństwo robi wszystko, aby dzieciom było z nimi dobrze, aby były szczęśliwe i czuły się kochane oraz akceptowane takimi, jakimi są. Pilchowie mają doświadczenie pedagogiczne, ponieważ są z wykształcenia nauczycielami.

 

Marysia Sidło to prostolinijna osóbka, szczera, czasami bezpośrednia. Szybko zdobywa sympatię państwa Pilchów oraz dzieci. Małżeństwo traktuje ją jako starszą córkę. Jej problemy i rozterki są dla nich równie ważne, co pozostałych dzieci w ich domu.

 

Pani Małgorzata w swoim dzienniku, pod datą 15. XII. 1976 roku, tak opisuje jej pierwsze spotkanie z Marysią:

 

Dziś poznałam Marysię Sidło. Dość mizerna dziewczyna, w biednym odzieniu, z warkoczem sięgającym do pasa, bez żadnej ogłady i dystansu wobec mnie. (…) W rozmowie dość zagadkowa, zostawiająca człowieka własnym przewidywaniom. (…) Dzieci okazują jej duże zainteresowanie, bez jakiegokolwiek respektu; przepychają się bezceremonialnie i wchodzą Marysi na kolana, przekrzykują się, chcąc zwrócić na siebie uwagę, i przynoszą ulubione zabawki, zachęcając do zabawy.

 

Marysia nie potrafi czytać ani pisać. Listy do ukochanego Filipa dyktuje Lence, która za Marysią wręcz przepada i… jest o nią bardzo zazdrosna. Ta nastolatka troszkę namiesza, przez co listy nie będą docierały do zainteresowanych. Czy wszystko się wyjaśni? Czy Marysia będzie z Filipem? A może mężczyzna, który nie otrzyma od dziewczyny odpowiedzi, zrezygnuje ze starań o dziewczynę? Jedno jest pewne – Marysia nie chce być do końca życia gosposią. Ma swoje marzenia, które z całego serca pragnie zrealizować…

 

Książkę przeczytałam jednym tchem, bo i stron ma niewiele. W książce można zauważyć pewien podział na dziennik Małgorzaty oraz wydarzenia z roku 1986.

Niniejsza książka porusza temat rodzinnych domów dziecka w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Godną podziwu jest dla mnie postać Małgorzaty, przybranej matki przygarniętych dzieci. Dobro dzieci i stworzenie im domu jest dla niej priorytetem. O każde dziecko dba z takim samym zainteresowaniem i troską.

 

Jednak tym, co łączy wszystkie moje pociechy, niezależnie od stopnia upośledzenia, czy też doznanych przeżyć, jest miłość.

Każdy uścisk, pocałunek, nawet niepozorny i wydawałoby się błahy gest wskazujący, że je kochasz, akceptujesz, cenisz, sprawia, że stają się radosne, promienieją i cieszą się ze swych drobnych osiągnięć. A jest to dla mnie największa nagroda; jak zwycięstwo i zdobycie upragnionego szczytu.

 

 

Recenzja pochodzi z: mamatosiaczka.blogspot.com