Każdy człowiek buduje sobie swoją własną, prywatną strefę komfortu. Gdyby zagłębić się w jakieś naukowe dysputy w tym temacie, to moglibyście odkryć, że naszą strefą komfortu jest na przykład nasz brzuch. Brzuch, w którym kryje się mnóstwo ważnych narządów i tętnic, dzięki czemu w ogóle jesteśmy w stanie żyć. Dlatego typową pozycją dla ludzi odczuwających cierpienie, ból fizyczny lub psychiczny, jest pozycja embrionalna, która pozwala chronić właśnie brzuch. Może to nie w głowie i sercu, ale właśnie w brzuchu jest nasza dusza? Zastanawia się Sandra Rosa na zazyjkultury.pl
„Strefa komfortu” Ludwika Wolta to pozycja dość nietypowa, jednak czy opowiada o strefie komfortu rzeczywiście? I tak i nie, bo książkę można naprawdę odebrać w wieloraki sposób. Z jednej strony nasz bohater to człowiek, który wypracował sobie bezpieczny azyl dla samego siebie, i tutaj również w podwójnym znaczeniu, bo chodzi o azyl wewnątrz siebie, ale i na zewnątrz. Do minimum ograniczył warunki stresowe żyjąc z dnia na dzień, nie wymagając od życia, ani od siebie za dużo. Bezwzględne minimum pozwalało Mu zachować spokój, i zakopać się w sobie. Wewnątrz również wybudował sobie swego rodzaju fortecę, która sprawiła, że był człowiekiem, który nie do końca przeszedł socjalizację. Wydawał się poniekąd otwarty i przyjacielski, dobry nawet, ale z drugiej strony zdusił w sobie samego siebie do granic wytrzymałości. Zastanawiałam się, czy ten człowiek był w ogóle w stanie normalnie funkcjonować? Jego życie bowiem wydaje się być zwykłą wegetacją, takim życiem od dnia do dnia kolejnego i to wszystko. Nie wiem, czy cokolwiek sprawiało Mu rzeczywistą przyjemność, lub satysfakcję. Niby fotografia była jakimś marzeniem, hobby, ale nawet na tej płaszczyźnie potężnie ograniczał sam siebie.
Jednak taka wegetacja nie może trwać wiecznie, życie jest złośliwe, wredne i zawsze coś może się potoczyć nie tak. W tym przypadku padły wszystkie możliwe bastiony dające poczucie stabilności i trzymające ten dziwaczny porządek w jakiś ramach. Berno traci dziewczynę, traci pracę i właściwie traci siebie. Strefa komfortu, którą wytworzył wokół siebie, która pozwala Mu na całkowite nie przejmowanie się przyszłością, bo pozornie ma wszystko, czego mógłby wymagać od życia. Jego załamanie przebiega w sposób dość specyficzny.
Sam nie wiedział, która katastrofa jest największa: odejście Blanki, utrata źródła zarobków czy poniżenie się przed Izabelą.
Czy jest to książka o kryzysie męskości? Trochę chyba tak, ale ja zrobiłabym krok dalej. Dla mnie bowiem to opowieść o kryzysie tożsamości, kryzysie pomiędzy niebezpiecznym i wymagającym wciąż więcej światem a człowiekiem. Naszym bohaterem jest mężczyzna, który pozostaje zagubiony w swoim pozornie uporządkowanym świecie. Czy naprawdę nie posiada żadnych ambicji ani pasji? Czy boi się zrobić swój krok do sukcesu? Wielu podobnych ludzi codziennie mijamy na ulicy, za fasadą normalności, zagubionych, udających dorosłość i dojrzałość, i nie potrafiących pozwolić sobie być sobą.Bernard ogląda poradnik Wernera, jak osiągnąć sukces. Przekuwa wszystko na swój cel, a celem jest zbrodnia doskonała. W wynurzeniach swojego umysłu prowadzi dysputy i odgrywa scenki, które mogłyby być częścią śledztwa policji po odkryciu tej zbrodni. Próbuje przewidywać kolejne kroki i wnioski śledczych, by ich przechytrzyć, oszukać i wyprowadzić na manowce. Całego obrazu dopełniają Jego sny, które są dość psychodeliczne, oraz ćpuńskie wizje.
Zapomnij o tym, co ‚możliwe’. Zapomnij o tym, co ludzie mówili na twój temat, o tym, kim jesteś i kim możesz być.
Planowanie zbrodni zgodnie ze wskazówkami personal coacha wydaje się jakimś absurdem, który niepokoi, a wręcz przeraża czytelnika. Trudno jest się uwolnić od przeświadczenia, że odsłuchane, lub przeczytane fragmenty poradnika, jak osiągnąć swój zamierzony cel (a właściwie sukces) mogą właśnie tak przeprowadzić chory umysł przez plan pierwszego morderstwa. Morderstwa, które stanowi cel sam w sobie, nie jest absolutnie drogą dalej, być może jakimś małym przejściem, które pozwala zrobić drobny krok w tył, lecz nie w przód. Berno planując swój czyn krok po kroku jeszcze bardziej upłynnia swoją tożsamość, wciąż się zmienia w kogoś innego i, o zgrozo, próbuje być kimś, kim wcale być nie chce. Z drugiej strony to niesamowite, że w tym momencie pozwala sobie na wyście ze swojej bezpiecznej strefy, bo niestety musi poszukiwać pomysłów, rozwiązań i sojuszników.
Śniła mu się szklana trumna. Przeszedł przez tłum, próbował poznać twarz nieboszczyka. Poczuł zapach róż. Zdaje się, że chowali jakiegoś świętego – jednego z tych, których ciało, zamiast się rozkładać, roztacza transcendentną woń.
Nie jest to książką lekka, ale już od pierwszych stron przypadła mi do gustu. Niepokojąca historia, napisana świetnym stylem, idealnie oddającym nastrój. Ludwik Wolt przekazał w nasze ręce książkę niezwykłą, trochę zabawił się kosztem czytelników formułując tytuł. Przewrotność ludzkiego losu i ta chłopięcość, z której tak trudno jest się uwolnić. Retrospekcje pozwalają nam zrozumieć bohatera, w jakiś sposób przeanalizować zaburzenia, które nastąpiły w procesie Jego socjalizacji. Dodatkowo mamy wrażenie jakby doświadczał jakiejś dysocjacji osobowości. Na koniec zaczęłam się zastanawiać, ile prawdy było w Bernie i Jego odbiorze świata. Trudne to do uchwycenia.Bardzo się cieszę, że przeczytałam tę książkę, chociaż jak wspomniałam nie była to lektura zbyt lekka. Pobudza do wielu rozważań, można poruszone problemy potraktować dość szeroko, lub wybrać wąską drogę do interpretacji. Problem tożsamości, osobowości i odnajdywania się w świecie to bardzo złożona tematyka, którą z powodzeniem można podzielić wiele drobnych wątków i rozpatrywać je zarówno oddzielnie, jak i razem.
Sandra Rosa