Drugi tom
„Alei starych topoli” to powrót do Jodłowa, do pięknego dworku, do Warszawy i… do Paryża! Znów ruszamy śledzić losy Ewy i Andrzeja, Klary, Karola i Adama. Ale tym razem skupiamy się na młodszym pokoleniu, a Klara właśnie staje się główną bohaterką. Wciąż prowadząca swój pamiętnik najstarsza latorośl Celiowskich ma okazję przekonać się, jak bardzo złożony jest dramat życia, gdy na scenie pojawiają się skomplikowani aktorzy oraz trudna sztuka zwana tajemnicami i niedopowiedzeniami. Kim jest człowiek, który skrywa się pod enigmatycznym nazwiskiem Chambroux? Jak zmarła przez laty Maryla? Ile można poświęcić w imię źle pojmowanej dumy…? Czy skrywane urazy pozwolą na przebaczenie?
Tak wiele pytań pojawia się w tej powieści, że prawie nie sposób za nimi nadążać bez zgubienia się, zupełnie jak bohaterowie.
Klara wyjeżdża do Paryża, by pod opieką ciotki „zaznać nieco życia”, a przy okazji, jest zdecydowana, by zdobyć Huberta. Nie wie jednak, co na nią czeka. Los postanawia z niej zakpić w najmniej oczekiwanym momencie, ta jednak, jak wcześniej jej macocha, korzysta z tej okazji. W tym samym czasie to Hubert wciąż próbuje zyskać uczucia Ewy, mimo jej usilnych starań, by go zniechęcić. Co więcej, druga pani Celiowska, wplątana w ten skomplikowany trójkąt, opuszczona przez pasierbów, którzy wyjechali w świat, by się uczyć – zamierza rozwikłać sekret Maryli. Nie dający o sobie zapomnieć, gniecie jej myśli i uczucia, by w końcu dać się poznać.Czy stare i trudne do zagojenia urazy w końcu pójdą w niepamięć? Czy uda się scalić rodzinę? A może nie?
Wiele wątków, wiele pytań i równa mnogość odpowiedzi, a wszystko to w przede dniu niemalże Wielkiej Wojny. Zanurzając się w tą powieść, wiedziałam już, czego mogę się spodziewać. Historyczny rys końca XIX i początku XX wieku przeplata się z tajemnicami, niedowiedzeniami i skandalami towarzyskimi, spychając na bok prawdę i uczciwość w rozmowach ludzkich. Świat widziany oczyma kobiet tamtej epoki, kierujących się nie tylko dobrem rodziny, ale i opinią swego środowiska. Absolutnie genialna uczta literacka, której autorką jest pani Agnieszka Janiszewska. Nader plastyczne opisy krajobrazów, miast i wsi pozwalały się w pełni oddać przyjemności lektury. Plastyczność języka, lekkość – to wszystko sprawiło, że lektura stała się dla mnie nader wciągającą pozycją, od której trudno mi się było oderwać. Oczywiście, by w pełni delektować się całością, musiałam czasem sięgnąć pamięcią do poprzedniego tomu, ale absolutnie nie przeszkadzało mi to w tym, by się delektować. Co więcej, wciągnięta w losy bohaterów, w końcu miałam okazję rozwikłać wiele sekretów, które znalazły się na stronach pozornie zwykłej, historycznej i obyczajowej powieści. Absolutnie dałam się zauroczyć, wciągnąć i kibicowałam tak Ewie, jak i Klarze. Autorka bardzo sprytnie poradziła sobie z mnogością bohaterów i wydarzeń, zgrabnie plącząc losy, wciągając czytelnika, intrygując, zostawiając z wieloma niewiadomymi… by nagle znów wyjaśnić sekrety rodzinne. Całość składa się w bardzo logiczną całość, którą czyta się z przyjemnością i zainteresowaniem.
Bohaterowie również wykreowani są dobrze. Dopracowani, podobnie jak w przypadku poprzedniej części, młode pokolenie wyraźnie „wydoroślało” i stało się wyraźnym wyznacznikiem myśli i ideologi XX wieku i jego wczesnych lat. Klimat Warszawy i Paryża jest wyraźnie wyczuwalny, czytelnik wręcz wczuwa się w daną postać i może spojrzeć na sprawy dotyczące danego bohatera niemal jego oczami. Przyznam szczere, że taki zabieg bardzo przypadł mi do gustu! Co więcej, zauważalna była też metamorfoza samej Klary – z podlotka, który skupiony jest tylko na sobie i własnych, wyimaginowanych uczuciach przemienia się w kobietę, dla której najbliższe osoby z rodziny stają się bardzo ważne.
Jedynym zgrzytem jak dla mnie, przyznaje, jest okładka. Jak tom pierwszy miał fajną i klimatyczną, ale pasującą… do drugiego tomu właśnie, tak ta cześć ma okładkę odwrotnie, pasującą do wcześniejszej części. Przynajmniej moim zdaniem, i tak, wiem, masło jest maślane. Chodzi o to, że zamieniłabym panie na okładkach miejscami, o! I pani z filiżanką zabrała te długaśne kolczyki. Ale poza tym, całość przyjemna dla oka wizualnie, przyciąga uwagę i sugeruje, że to książka od kobiety dla kobiet, które szukają spokojnej ale i interesującej lektury.
Podsumowując – „Aleja starych topoli” to świetna, klimatyczna opowieść, która wciągnęła mnie od pierwszej do ostatniej strony. I choć nie uroniłam nad nią żadnej łzy, to zaintrygowana śledziłam losy bohaterów, kibicowałam im i cieszyłam się oraz smuciłam z nimi samymi. To również świetna obserwacja Warszawy i Europy na przełomie wieków, zmian kulturowych i ideologicznych, sposobów myślenia. Świat widziany oczyma kobiet, które mogły być naszymi przodkiniami. Autorka wykreowała ówczesną rzeczywistość, dopracowując ją w tak drobnych szczegółach, że czytelnik bez problemu wczuje się w tamtejszy klimat… i ochoczo ruszy aleją starych topoli, wprost w objęcia pięknego dworku…